Czarnobyl. My tu nie żyjemy, a dożywamy

Czarnobyl. My tu nie żyjemy, a dożywamy
Pobyłam na ewakuacji z miesiąc, ale jak tam żyć, skoro tu dom i obejście, ogród, a tam mieszkanie w barakach, wszyscy na kupie, jak w obozie... (fot. Timm Suess / flickr.com)
Logo źródła: PAP - Nauka w Polsce Jarosław Junko / slo

Kiedyś była to wieś, co się zowie. Ponad 500 mieszkańców, porządny kołchoz, wesela, narodziny i pogrzeby. Dzisiaj w położonych 100 km na północ od Kijowa Iljincach mieszka 37 osób. Powrócili tu nielegalnie, by dożyć swych dni w miejscu, gdzie wybuch w czarnobylskiej elektrowni atomowej zatrzymał czas.

Drogę do Iljinców znaczą stare, zmurszałe słupy elektryczne. Przewody, którymi kiedyś płynął prąd, zwisają dziś bezczynnie do samej ziemi. Odpoczywa tu zresztą wszystko. Nieuprawiana od 20 lat ziemia, opuszczone obejścia, zabite deskami domy, dziurawa, nieremontowana szosa, porzucony na polu traktor, ziejące pustką kołchozowe obory. Odżywa tylko przyroda.

Ludzie odeszli stąd w ostatnich dniach kwietnia i pierwszych dniach maja 1986 roku.

- Przyjechały autobusy i ciężarówki, kazano nam spakować najbardziej potrzebne rzeczy i wywieziono, mówiąc, że już nigdy tu nie wrócimy. Nie informowano nas, co się stało. Dopiero potem dowiedzieliśmy się, że wybuchła elektrownia w Czarnobylu - mówi Marija Szarapenko, która mimo zakazu wróciła do Iljinców miesiąc po ewakuacji.

W dniu eksplozji czwartego reaktora czarnobylskiej elektrowni Szarapenko miała 60 lat. - Starych drzew się nie przesadza. Pobyłam na ewakuacji z miesiąc, ale jak tam żyć, skoro tu dom i obejście, ogród, a tam mieszkanie w barakach, wszyscy na kupie, jak w obozie. Nie zastanawiałam się nad niebezpieczeństwem, wzięłam, co miałam i przyjechałam z powrotem - wspomina 80-letnia dziś kobieta.

Po powrocie Szarapenko zamieszkała w swoim własnym domu. Wieś w ciągu miesiąca zmieniła się jednak nie do poznania. Pusta droga, zamknięte na kłódkę sklepy, nieczynna przychodnia lekarska. Tak jest do dziś. Z pół tysiąca mieszkańców do Iljinców powróciło kilkadziesiąt osób. W całej zamkniętej, 30-kilometrowej strefie wokół elektrowni mieszka obecnie ok. 2 tysięcy osób. Większość z nich wróciła po to, by doczekać końca swych dni.

- My tu nie żyjemy, a dożywamy - podkreślają. - Wyrośliśmy na tej ziemi i tu chcemy umrzeć. Promieniowanie? Widać przecież, że jesteśmy zdrowi, jemy to, co uprawiamy i nic nam nie szkodzi - mówią mieszkańcy Iljinców.

- Nasze największe zmartwienie? Wilki - bez namysłu odpowiada około 50-letni Fedir Struk, kręcąc w palcach papierosa z uprawianego przez siebie tytoniu. - Jak ludzie stąd odeszli, pojawiły się zwierzęta. W nocy walczymy z wilkami, w dzień krzątamy się w gospodarstwie - mówi.

- Życie tu spokojne. Dwa razy w tygodniu przyjeżdża sklep. W niedzielę podstawiają autobus, który wiezie nas do cerkwi w Czarnobylu. Tam mieszkają naukowcy i żołnierze, którzy pilnują, żeby w elektrowni nie było nowego wybuchu, to i cerkiew im postawili. U nas cerkwi nie zbudują, bo jest nas za mało - wzdycha 82-letnia Anna Radkewycz.

Monotonię życia w Iljincach przerywają także dziennikarze. Przyjeżdżają tu, by zobaczyć, jak mieszkają "samosioły", czyli nielegalni osiedleńcy. "Ciągle zadają te same pytania, świecą w oczy, fotografują, chodzą po chatach, szukają nie wiadomo czego"- złości się mąż Anny Radkewycz, Mykoła.

26 kwietnia, w rocznicę awarii w Czarnobylu, w Iljincach pojawią się także politycy. - Przyjadą, rękę uścisną, popatrzą i pojadą. A my zostaniemy ze swoimi 82 hrywnami zapomogi dla mieszkańców strefy i swoimi wilkami - mówi ze stoickim spokojem Struk.

On, małżeństwo Radkewyczów, Anna Szarapenko i inni mieszkańcy Iljinców nie wydają się jednak zbytnio zmartwieni tym okazjonalnym zainteresowaniem swoimi problemami ze strony mediów i polityków. Tutaj przyszli na świat, tu minęła ich piękna młodość, a Iljinci to dobre miejsce do wspominania tych burzliwych, wesołych czasów.

- Jak się tu wszystko skończyło, miałem 30 lat. Dziś te napisy przypominają mi młode lata. Popatrzę na nie, pomyślę o chłopakach i dziewczynach z kołchozu, wiejskich zabawach po wypłacie i jest mi dobrze - filozofuje Struk.

"Razem zbudujemy komunizm", "Obywatele Związku Radzieckiego! Bierzcie aktywny udział w budowie socjalistycznego państwa dobrobytu" - głoszą napisy na zarośniętym krzakami budynku wiejskiej rady, w pomieszczeniach którego walają się gazety z 1986 roku.

O tym, że za drutem kolczastym otaczającym strefę wokół Czarnobyla jest już 2006 rok, przypomina tylko telewizor. Pokazują w nim nowoczesny, świecący neonami Kijów, wypełnione samochodami ulice, zawalone towarami sklepy.

Podróż z centrum Kijowa do Iljinców zajmuje dwie godziny, 120 minut jazdy w inną, minioną już epokę, która zadomowiła się w rejonie Czarnobyla na wiele następnych lat.

Wybuch, który miał miejsce 26 kwietnia 1986 roku w czwartym reaktorze czarnobylskiej elektrowni, spowodował skażenie ok. 100 tys. km kwadratowych powierzchni, z czego aż 70 proc. na Białorusi. Substancje radioaktywne dotarły nad Skandynawię, Europę Środkową, w tym Polskę, a także na południe Europy - do Grecji i Włoch.

Według Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, z powodu skażenia atomowego spowodowanego wybuchem reaktora czarnobylskiego, dotychczas zmarło cztery tysiące ludzi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czarnobyl. My tu nie żyjemy, a dożywamy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.