Co się dzieje, gdy rodzice nie patrzą na dziecko
Na pięknej i odważnej drodze prowadzącej ku światu, dzieci poruszają się jednocześnie w dwóch kierunkach: oddalając się i wracając do mamy. Każdy krok w kierunku świata zewnętrznego potrzebuje jej akceptacji.
Tak jak alpinista wspinający się po stromej ścianie najpierw ostrożnie bada, czy może postawić następny krok, tak dziecko bada wyraz twarzy swojej mamy. Czy mama jest obok? Czy patrzy ciepło, aprobująco, czy może jej twarz wyraża niepokój? Aprobata daje dziecku moc odwrócenia się od mamy i uczynienia kroku w nieznane. Spojrzenie spoczywające na dziecku powinno więc wyrażać ciepło i wsparcie, bo uzdalnia dziecko do chwycenia się nogi od stołu czy sięgnięcia po nową zabawkę, łopatkę, lalkę czy piłkę. Potrzebna jest obecność mamy i jej zachęta w wyrazie twarzy. Jest to warunek, by dziecko znalazło w sobie potrzebną odwagę.
Z drugiej strony, jeśli zachęta do samodzielności służy innemu celowi - ma prowadzić do nauczenia dziecka konkurowania z rówieśnikami, dominowania wśród nich i zdobywania osiągnięć, wtedy matki deformują psychikę swoich dzieci, pchając je "do przodu", często zbyt daleko od siebie.
Można nieraz zaobserwować lęk i dezorientację małych dzieci, gdy odwracają głowę w stronę mamy, szukając w jej oczach potwierdzenia, a mama nie zwraca na nie uwagi. Siedzi na ławce na placu zabaw, nie czując na sobie pytającego wzroku dziecka, bo jest pochłonięta rozmową, opowiadaniem znajomej o niebawem czekającej rodzinę przeprowadzce do większego mieszkania. Albo przeczytała jakiś poradnik i uwierzyła w godną politowania bzdurę, że powinna puścić dziecko na głębokie wody, w ten sposób motywując je do wykrzesania z siebie odwagi. Albo nie reaguje, bo wstydzi się przed innymi matkami, że wyglądałaby na zbyt troskliwą, gdy one są takie nowocześnie chłodne. Powodów może być sto. Dla dziecka to wszystko nie ma znaczenia. Ono, co widać, czuje się po prostu odepchnięte. Jego mama, gdyby przyjrzała mu się uważnie, też by to spostrzegła. Ale mama na nie nie patrzy.
Na małej buzi maluje się przerażenie, ale dziecko nie potrafi się już wycofać. Brak zainteresowania mamy odciął mu drogę powrotu. Próbuje więc dalej. Wdrapuje się na strome schody prowadzące na zjeżdżalnię, próbuje wspinać się na mur, mierzy się z jego stromizną.
To, co teraz robi, czując się osamotnione, można nazwać "odwagą w zwątpieniu". Na taką odwagę zdobywa się ktoś, kto czuje się zapędzony w ślepą uliczkę. Gdyby zapytać matkę, zaczęłaby może tłumaczyć, że dziecko musi przecież "zdobyć się na samodzielność". W naszej kulturze wyznaje się bowiem po cichu regułę, że wszystko, co prowadzi do "indywidualizacji", do "samodzielności", jest dobre, natomiast to, co łączy się z poczuciem bezpieczeństwa i przynależności, a więc to, co zdaje się być biernością, uważa się za złe. Podejście w duchu pierwszej części tej reguły jest sprzeczne z potrzebą dziecięcej psychiki i jest przykładem psychologii hobbystycznej, której ulega dziś jednak wielu rodziców.
Dzieci nie potrafią się odnaleźć w sytuacjach tak wczesnego pozostawiania ich samym sobie. Albo zaczynają być płaczliwe, albo rozwijają aspołeczną brawurę - coś, w czym nie czują samych siebie. "Odwrócenie się" od nich matki pcha je w świat zewnętrzny i czynią to z gwałtowną dynamiką, nad którą nie panują. Ten zbyt szybki krok, z jakim oddalają się od matki, oddala je też od samych siebie. Gubią się w świecie zewnętrznym, bo przychodzi on zbyt szybko, zbyt wcześnie i wydaje się groźny. Pewne jego treści dziecko wchłania w siebie bez protestu, od innych znowu z lękiem się odwraca.
Tak kształtuje się niesłychanie dziś częsty typ dzieci: dobrze odżywionych, agresywnych, jednocześnie płaczliwych i ekstremalnie nastawionych na siebie. Są to dzieci, które straciły miarę wewnętrzną i zewnętrzną, może tylko przejściowo, lecz być może niestety na zawsze. Nieustannie dziś słyszane na placach zabaw pochwały w rodzaju: "Super sobie poradziłeś" -owo nieustanne "super!", "super!" -jest nie tylko dowodem zubożenia języka współczesnych rodziców, lecz i zubożenia ich relacji z własnym dzieckiem.
Wiecej w książce: Sztuka rodzicielskiej miłości - Wolfgang Bergmann
SZTUKA RODZICIELSKIEJ MIŁOŚCI - Wolfgang Bergmann
Dziecko niczego bardziej nie pragnie niż miłości obojga rodziców, którzy okażą mu zainteresowanie, akceptację i zapewnią bezpieczeństwo. Ale czy tata może przegrać z synem w piłkę? Czy mama powinna przymykać oko na wszystko? Jak wyrażać czułość i równocześnie wymagać? Gdzie stawiać granice, by uchronić dzieci przed zagrożeniami i niepotrzebnym cierpieniem?
Autor przypomina, że rodzicielstwa nie wysysa się z mlekiem matki. Tej sztuki trzeba się stale uczyć - cierpliwie, wytrwale, znosząc błędy i porażki. To jedyna recepta na udaną rodzinę.
Skomentuj artykuł