To zabija ochotę na seks w małżeństwie

To zabija ochotę na seks w małżeństwie
(fot. ian murchison / flickr.com))
Andreas Malessa, Ulrich Giesekus / slo

Jej migrena? Jego problemy z potencją? Dzieci śpiące niespokojnie w pokoju obok? Nie, to telewizja, komputer i stres w pracy. Po 25 latach od wejścia na rynek prywatnych kanałów telewizyjnych (co w Niemczech dokonało się za sprawą chrześcijańsko-demokratycznego kanclerza Helmuta Kohla, który, nawiasem mówiąc, obiecywał "przełom moralno-duchowy"), erotyka konsumowana poprzez ekran telewizora jaskrawo pobiła to, co dzieje się w małżeńskich sypialniach.

Bulwersujące maksymy założyciela kanału RTL Helmuta Thomy przyjmowane niegdyś z politowaniem i dezaprobatą ("Zasięg oddziaływania wyznacza rozmiar biustu" czy "Widownię zdobywają trupy i prostytutki") fatalnie się, niestety, sprawdziły.

Seks oglądany w mediach zastępuje praktykowanie seksu. Dlaczego? Ponieważ wyznania miłosne na ekranie brzmią romantyczniej, a flirt w spocie reklamowym zawsze kończy się oszałamiającym sukcesem. Również dlatego, że żadna realnie istniejąca kobieta i żaden rzeczywisty mężczyzna, ani żadna sypialna nie sięgają do poziomu tych ideałów i nie mają takiego powabu, jaki uzyskuje się w starannie wyreżyserowanych scenach erotycznych. Kiedy się je ogląda, ma się nieodparte wrażenie, że napięcie seksualne jest tym wyższe, im szczodrzej kobieta odkrywa swoje wdzięki i im bardziej wprost mężczyzna manifestuje potrzebę rozładowania napięcia.

Żadne pragnienie erotyczne nie bywa w nich nigdy dyskretnie przemilczane czy odsunięte w czasie, żadna przyjemność zaledwie odczuta albo przeczuta; wszystko jest tam dosadnie pokazywane, wyrażane, "zamawiane", "dostarczane". A potem kobiety i mężczyźni "zaspokajają się" nawzajem. Co jest pouczającym zwrotem wziętym z języka handlowego, który w sposób logiczny usprawiedliwia pojawienie się na końcu idiotycznego pytania klasycznego egocentryka: "Byłem dobry?". Takie "zaspokajanie" smakuje w prawdziwym życiu tak, jak sugeruje jego nazwa - czyli jak fastfood. Mężczyźni na krótką metę lubią ten sposób konsumpcji. Kobiety pozostają notorycznie nieusatysfakcjonowane, więc tracą zainteresowanie. Albo z rezygnacją się godzą. Albo wycofują się zupełnie.

DEON.PL POLECA

To ekscytujące mrowienie...

Napięcie erotyczne, to "coś" w powietrzu, "motyle w brzuchu", powstają w chwili określanej nieco staromodnie jako moment przezwyciężenia wstydu. To sytuacja, kiedy mężczyzna i kobieta przekraczają granice, do których nigdy wcześniej się nie zbliżyli albo zdarzyło się to naprawdę wyjątkowo. Kiedy, wstrzymując oddech, są zdecydowani zrobić coś "niesłychanego". Każdy mężczyzna i każda kobieta, wolno przypuszczać, przypomina sobie bicie serca przy pierwszym głębokim pocałunku, podczas rozpinania guzika koszuli poprzedzającego ten "pierwszy raz". Erotyczna gęstość tej sytuacji nie była zapewne zależna od tego, czy skóra widoczna pod rozpinanym ubraniem była idealnie piękna, lecz od tego, jak wiele różnych dotknięć, ile przyzwolenia powiększającego się z minuty na minutę wówczas się odczuło.

Dla pisarzy ubiegłego czasu, malarzy, muzyków, tancerzy i twórców teatralnych był to dobrze znany, lecz zawsze funkcjonujący mechanizm: najpierw narastanie pożądania i napięcia w wyniku początkowej odmowy, opór, potem ostrożna zgoda, a w końcu gorące zdobywanie lub bycie zdobywaną. Jeśli brakuje momentu przełamywania wstydu i oporu, jeśli nie ma zakazu odsłaniania ciała, jeśli nie pojawia się odkładanie w czasie ani nie zostają postawione żadne warunki wstępne, jeśli zawsze i wszędzie istnieje tylko prymitywne pożądanie, a - ze strony kobiety - drżąca gotowość, nie ma się co dziwić, że napięcie seksualne u mężczyzn gwałtownie opada podczas zbliżeń, do których dochodzi.

Niczego nie da się nakazać...

Czy w dzisiejszych czasach można przez całe życie być subtelnym kochankiem jednej kobiety? Mówiąc o kochanku, nie mam na myśli partnera, z którym kobieta ma romans "na boku", lecz zwyczajnie i po prostu mężczyznę, który szczerze kocha swoją żonę. Jeśli w trakcie małżeńskich zbliżeń on mimo to coraz później osiąga rozkosz albo nawet do niej niezupełnie dochodzi, powodem nie jest monogamia. Często natomiast winien jest "balast obrazów". Internet, który wkroczył we wszystkie dziedziny życia, sprawił, że akrobacje łóżkowe można obejrzeć wszędzie i o każdej porze. Przed dwudziestu pięciu laty mężczyźni, ulegając buzującej potrzebie erotycznych doznań, odwiedzali, stawiając wysoko kołnierze płaszczy, małe brudne kina w okolicach dworców.

Zbliżenie seksualne przepełnione miłością jest uwielbieniem drugiej osoby, wypowiadanym w języku ciała. Konsumowanie pornografii w ostatecznym rozrachunku czyni mężczyzn impotentami. Cóż bowiem więcej może się wydarzyć po obejrzeniu tych wszystkich "mocnych" filmów? Seks ze zwierzętami? Pornografia dziecięca? Gwałt na oczach publiczności? Biednego podpatrywacza przeszywa dreszcz przerażenia. Nie, oczywiście, nie.

Lecz za późno: ta część ciała, której nie da się wydawać poleceń, odmawia coraz częściej posłuszeństwa wtedy, kiedy realna kobieta, żywiąca prawdziwe uczucia, pragnie być naprawdę kochana. Jeśli nie udaje przy tym nimfomańskiego nienasycenia, lecz pragnie z mężczyzną kochanym całym sercem stopić się w jedno do głębi swego jestestwa. Bez wyrachowania. Z oddaniem i bez żadnych ubocznych zamiarów. Z wewnętrznym nastawieniem zapomnienia się, podobnym do stanu dziecka, o którym mówimy, że jest "pochłonięte bez reszty". Bez uprzedzeń, w bezgranicznym zaufaniu. Wzbierając i doświadczając "siódmego nieba", co jest zawsze darem. Nie osiąga się tego przez nieustanne ocenianie się i reżyserowanie takich chwil ani nie da się wyliczyć na kalkulatorze, jaki funkcjonuje w niektórych głowach.

Więcej w książce: Mężczyźni nie są skomplikowani - Andreas Malessa, Ulrich Giesekus

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

To zabija ochotę na seks w małżeństwie
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.