Prof. Frankl: Sabotowaliśmy eutanazję chorych psychicznie
Droga prosto prowadziła do domu starców, w którym możliwe było uratowanie życia, a droga w lewo do Steinhof, a stamtąd do komory gazowej! Któż mógł przypuszczać, że tak będzie, gdy coś – Bóg jeden wie co – skłoniło tę biedną kobietę do porzucenia wiary żydowskiej. Zadrżałem, uświadamiając sobie, że każdy nasz krok może oznaczać wyrok śmierci – czytamy w autobiografii prof. Viktora E. Frankla, psychiatry i twórcy jednego z najważniejszych nurtów psychologicznych – logoterapii.
Sprzeciw wobec eutanazji
Pötzl, który z pewnością był antysemitą, a do tego jako kandydat na członka partii chodził ze znaczkiem NSDAP, wykazał się jednak wielką odwagą cywilną, pomagając mnie i moim żydowskim pacjentom – innych nie mogłem wówczas przyjmować – jak tylko mógł.
Nie tylko przyszedł do mnie do szpitala żydowskiego, by wywalczyć dla moich pacjentów z guzem mózgu przeniesienie do chirurgicznej kliniki uniwersyteckiej, ale co więcej, razem sabotowaliśmy eutanazję chorych psychicznie, organizowaną przez władze narodowosocjalistyczne.
Odkryłem, że w żydowskim domu starców mają kilka łóżek z barierkami. Gestapo pilnowało ścisłego przestrzegania regulaminu, w którym zakazano przyjmowania do takich ośrodków chorych psychicznie. Obszedłem ten przepis, chroniąc kierownictwo domu starców, ale też ryzykując osobiście, gdyż zacząłem wystawiać zaświadczenia lekarskie, w których schizofrenię przedstawiałem jako afazję, „schorzenie organiczne”, melancholię zaś jako „majaczenie gorączkowe”, a więc „nie psychozę we właściwym sensie”.
Jeśli pacjenta trzymano w łóżku z barierkami, można było w razie konieczności leczyć schizofrenię na otwartych oddziałach wstrząsami kardiazolowymi1 lub przetrzymywać fazę melancholiczną bez ryzyka samobójstwa.
Wieści o tych praktykach musiały docierać do Pötzla. Gdy do jego kliniki trafiał jakiś żydowski pacjent, powiadamiano dom starców: „Mamy żydowskiego pacjenta – weźmiecie go?”. Ostrożnie i z rozmysłem nie wspominano słowem o diagnozie psychozy. Nie chciano komplikować moich diagnostycznych łamańców.
Viktor E. Frankl „Życie z sensem. Autobiografia” - okładka książki, wyd. MANDO
Gdy ktoś sabotował eutanazję, nie próbowano mu w tym przeszkadzać. W ten sposób doszło do tego, że zwolennicy narodowego socjalizmu padali ofiarą eutanazji, podczas gdy jednocześnie unikało jej wielu chorych Żydów. Bez Pötzla nie byłoby to możliwe.
Pamiętam, jak pewnego dnia wysłano mnie gdzieś w okolice Purkersdorf w towarzystwie opiekunki społecznej z gminy żydowskiej, bym zabrał kobietę i mężczyznę, przebywających dotąd w prywatnym mieszkaniu małżeństwa emerytowanych pielęgniarzy, gdzie nie mogli dłużej pozostać. W drodze powrotnej siedziałem z opiekunką w jednej taksówce, a przed nami jechały dwie taksówki, każda z jednym pacjentem. Gdy dojechaliśmy do Hietzing, zauważyłem nagle, że jedna z taksówek jedzie w tym samym kierunku co my, czyli do domu starców, podczas gdy druga skręca w lewo.
– Co się dzieje? – spytałem opiekunkę.
– No tak – odpowiedziała – zapomniałam panu powiedzieć.
Ta pacjentka nie jest wierzącą Żydówką, lecz w pewnym momencie dała się ochrzcić, a do domu starców przyjmują tylko wierzących Żydów. Dlatego trzeba ją niestety zabrać do szpitala Steinhof.
Co za symboliczne rozdroże! Droga prosto prowadziła do domu starców, w którym możliwe było uratowanie życia, a droga w lewo do Steinhof, a stamtąd do komory gazowej! Któż mógł przypuszczać, że tak będzie, gdy coś – Bóg jeden wie co – skłoniło tę biedną kobietę do porzucenia wiary żydowskiej. Zadrżałem, uświadamiając sobie, że każdy nasz krok może oznaczać wyrok śmierci.
***
Fragment pochodzi z książki „Życie z sensem. Autobiografia”, wydanej nakładem wyd. MANDO.
Skomentuj artykuł