Silny stres wyzwala lęki z dzieciństwa. Jak sobie z tym radzić?
Przeprowadzono wiele badań psychologicznych na temat dziecięcych lęków. Od dłuższego czasu przyjmuje się, że lęki trwają przez całe życie. Gdy przyjrzeć się temu bliżej, sprawa staje się bardziej skomplikowana. Lęki wczesnodziecięce mogą też zniknąć.
Lękliwe cztero- i pięciolatki mogą jako dzieci dziesięcio-, jedenasto-i dwunastoletnie przejawiać zupełnie przeciętny poziom lęku. Małe traumatyzujące przeżycia dzieciństwa, a nawet głębsze lęki znikają więc, lecz nie znikają bez śladu. W nastolatku i dorosłym bardzo silny stres wyzwala dawne dziecięce lęki.
Fakt ten potwierdzają doświadczenia na zwierzętach. Z badań przeprowadzonych w 1996 roku wynika kilka jednoznacznych wniosków. Wytrenowano wówczas w ten sposób szczury, że bały się pewnego dźwięku.
Potem oddziaływano na nie tak, że przestały na ten dźwięk reagować strachem. Wydawało się więc, że ich wcześniejszy lęk znikł. Ale to był tylko pozór. Kiedy tym samym szczurom podniesiono poziom lęku (przez wstrzyknięcie im pewnych hormonów, a także lekkie wstrząsy elektryczne), wtedy wrócił dawny, pozornie zapomniany lęk: szczury znowu wpadały w panikę, słysząc tamten dźwięk. Znaczyło to, że wcześniej "poradziły sobie" z lękiem dość powierzchownie, natomiast pozostał on w głębszych warstwach ich emocjonalności.
Lękliwość dotyczy również człowieka. Oczywiście istnieją małe lęki, drobne frustracje w życiu dziecka, które nie odzywają się w późniejszym życiu. Ale trudne przeżycia, na przykład utrata matki czy odejście ojca, a także rozwód rodziców, wywołują w dziecku poważne lęki.
Upływający czas zdaje się przeżyte lęki gruntownie leczyć. Ale tak nie jest. Psychologia mówi o "lękach głęboko ukrytych". Kiedy zostaną poruszone jakimiś skojarzeniami czy okolicznościami, ożywają i mogą doprowadzić do zupełnie nieracjonalnych reakcji. (Dlatego, gdy dziecko wpada w atak niepohamowanej złości czy reaguje paniką na pozornie drobne zdarzenie, zaleca się zbadać, czy u podłoża takiej reakcji nie leżą wcześniejsze lęki).
Neurobiolodzy potrafią wyjaśnić owe "przesunięcia" w reakcjach lękowych. Przedstawię w skrócie, na czym one polegają.
Taką głęboką pamięć minionych zdarzeń mózg przechowuje w części zwanej ciałem migdałowatym. Owa pamięć przechodzi przez hipokamp, region mózgu wykształcony między osiemnastym a trzydziestym szóstym miesiącem życia dziecka, zanim dotrze do miejsca, w którym stanie się świadomą pamięcią.
Czytelnik zrozumiał już znaczenie relacji dziecka z matką w pierwszych miesiącach życia oraz wie, dlaczego wszelkie zakłócenia tej relacji pozostawiają w dziecku głęboką traumę i lękliwość. Wrażeń i przeżyć z tego okresu dziecko później nie pamięta. Polega to właśnie na tym, że mózg nie przechowuje ich w hipokampie, bo hipokamp wykształca się dopiero później. Emocji z pierwszych miesięcy życia człowiek więc nie jest sobie w stanie przypomnieć. Mimo wszystko w sytuacjach silnego stresu mogą one kiedyś "ożyć" i powrócić.
Uczeni badający mózg tłumaczą to w ten sposób, że w stresie dochodzi do wzmożonej produkcji glikokortykoidów, które prowadzą do przejściowego zahamowania funkcji hipokampa, wskutek czego na nowo zaktywizowane zostają procesy pamięciowe w innych częściach mózgu.
Mówiąc inaczej, owe regiony mózgu, które wykształciły się przed osiemnastym miesiącem życia dziecka, decydują teraz o tym, co pamiętamy. W ten sposób do świadomości człowieka przedostają się nagle dawno zapomniane, najwcześniejsze lęki!
Może to nastąpić w każdym czasie i sytuacji, zarówno przy pracach domowych, jak i w biurze albo w aucie.
O tym, jaki rodzaj lęku dojdzie do głosu, zależy od stresu, któremu człowiek jest poddany. Istnieją powiązania między aktualnymi przeżyciami nastolatka czy dorosłego, a najwcześniejszą pamięcią więzi niemowlaka z matką i pamięcią ewentualnych zakłóceń tej więzi. W każdym razie te najwcześniejsze dziecięce lęki, zdawałoby się, dawno zapomniane, teraz ujawniają się z wielką siłą.
Traumy wieku niemowlęcego mają, jak wskazują badacze mózgu, nieproporcjonalnie duży wpływ na emocje i świat przeżyć dziecka, nastolatka, a nawet dorosłego. Potwierdza to wiele badań z obszaru Niemiec i Holandii. Badania biologów i medyków nie pozostawiają również wątpliwości co do tego, że najwcześniejsze doświadczenia negatywne rzutują na nasz rozwój psychiczny i intelektualny.
I odwrotnie. Człowiek mający jako małe dziecko dobrą więź z matką, dobrze radzi sobie w stresie czy sytuacjach, kiedy naprawdę źle nam się układa. Mimo to przechodzimy przez wszystko dzięki jakiemuś pierwotnemu zaufaniu i poczuciu bezpieczeństwa. Myślimy: "Jakoś sobie poradzę".
"Nadzieja umiera zawsze ostatnia", zacytowałem tę znaną myśl w jednym z wcześniejszych rozdziałów. Dlaczego? Bo nadzieja opiera się na bardzo wczesnych, wymykających się racjonalnym analizom, emocjach. Doświadczyłem tego we własnym życiu. Był czas, że znalazłem się kiedyś w ślepej uliczce. Mieszkałem samotnie nad Morzem Północnym, opuszczony przez świat, a w pewnym sensie i przez samego siebie. Nic się nie układało. Ani w życiu prywatnym, ani zawodowym. Przyszłość jawiła mi się na głucho zamknięta. Doświadczyłem przy tym jednak czegoś zaskakującego. Choć wszystkie fakty obiektywne świadczyły przeciwko mnie, kiedy budziłem się rano i otwierałem oczy - było piękne lato - czułem najpierw głęboką radość.
Były to zapewne momenty ufności, które wracały do mnie z najwcześniejszego dzieciństwa. Zatrzymane w pamięci i przechowywane w określonym rejonie mózgu po prostu istniały, choć na co dzień nie byłem ich świadomy. W tym trudnym czasie, jaki przeżywałem, czułem ich wsparcie, jak wsparcie kochającego człowieka. I ostatecznie to jest właśnie to, co one w sobie niosły: obecność mojej kochającej matki.
Więcej w książce: Sztuka rodzicielskiej miłości - Wolfgang Bergmann
Skomentuj artykuł