Słowa mają wielką moc. O ludziach uwięzionych w "zaklęciach" rodziców
"Zdania, które dorośli wypowiadają do dzieci, są ich nieświadomymi scenariuszami na życie. Są przekazami, które stają się samospełniającą przepowiednią. Jak w bajce o Śpiącej Królewnie - usypiają w nas życie na długie lata. Kiedy dorastamy, nie zastanawiamy się, jaki jest nasz własny scenariusz, ale realizujemy to, co wypowiadali do nas rodzice" - wyjaśnia w rozmowie z DEON.pl dr Agnieszka Kozak.
Piotr Kosiarski: "Nie złość się, bo złość piękności szkodzi", "Nie bądź beksa", "Musisz być dzielny". Wiele osób spotkało się w dzieciństwie z takimi komunikatami. Dlaczego rodzice karmią nimi swoje dzieci?
Dr Agnieszka Kozak: Komunikaty tego typu pojawiają się, bo nie wiemy, jaką moc mają wypowiadane przez nas słowa. Słowami kreujemy rzeczywistość i nadajemy "kształt" drugiej osobie, budujemy jej tożsamość; sprawiamy, że w jej głowie pojawia się nieuświadomiony scenariusz, według którego będzie ona żyła.
Często jesteśmy aktorami w teatrze, w którym "nie wolno się złościć", "ojcu należy się szacunek", a "dzieci i ryby głosu nie mają". Wierzymy, że taki jest porządek świata i postępujemy zgodnie z narzuconymi nam zasadami, które potem bezwiednie przekazujemy naszym dzieciom.
Wielu dorosłych, z którymi pracuję, mówi: "Ale ja byłem tak wychowany". Przypomnę, że w naszym kraju wiele osób wciąż uważa, że dzieci należy bić, kiedy na to "zasłużą". Kiedyś usłyszałam: "Tylko dlatego, że kilka razy dostałem od ojca, wyszedłem na ludzi". Jeśli przemoc fizyczna jest ciągle sankcjonowana i zwalniamy się z odpowiedzialności za to, co robimy, to trudno nam wziąć odpowiedzialność za to, co mówimy.
Nie tylko nie zdajemy sobie sprawy z tego, co mówimy, ale też racjonalizujemy przemoc, mówiąc, że to "dla dobra drugiej osoby". Jednak nie ma nic dobrego w zdaniach "to się leczy", "nic z ciebie nie będzie" i "co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie".
Dlaczego słowa mają tak wielką moc?
- Dlatego, że "Na początku było Słowo". Słowo stworzyło świat. Trochę zapominamy, że naszymi słowami kreujemy rzeczywistość, tworzymy świat, który dzięki słowom wydarza się między nami. Jeśli będę mówiła: "Zależy mi na tobie", "Jesteś dla mnie ważny", "Lubię z tobą przebywać", "Uwielbiam twoje towarzystwo", "Doceniam twoją inteligencję", to stworzę między nami przyjemną i pozytywną atmosferę, a ty usłyszysz, że warto z tobą być.
Wypowiadane przeze nas słowa niosą ze sobą ogromny ładunek emocjonalny. Mówiąc "lubię", "kocham", "jest mi przyjemnie", sprawiam, że pojawia się w moim ciele odprężenie. Ale ono pojawia się również w osobie, która słyszy te słowa. Kiedy więc mówię: "Jesteś beznadziejny", "Nic z ciebie nie będzie", "Przez ciebie nabawię się nerwicy", "Jak tak dalej będzie, wyląduję w szpitalu psychiatrycznym" dzieje się coś zupełnie odwrotnego. Tworzy się napięcie, pojawia się lęk i niepokój. Organizm wchodzi w stan stresu. Wypowiadanie negatywnych słów względem innych sprawia, że zaczyna się w nich "zapisywać taśma" na przykład o takiej treści: "Doprowadzam ludzi do choroby psychicznej", "Coś ze mną jest nie tak", "Nie da się ze mną wytrzymać", "Robię kłopot tym, że jestem". Jeśli ktoś zaczyna wierzyć w te zdania, pojawia się w nim wewnętrzne napięcie, które - znowu - przenosi się na relację. Trudno powiedzieć coś pozytywnego, kiedy jest się w lęku; próbujemy się go pozbyć, wypowiadając zarzuty i pretensje wobec drugiej osoby. W ten sposób pojawia się "diabelskie koło" negatywnych słów, które wyrządzają wiele złych rzeczy z nami i między nami.
W książce "Uwięzieni w słowach rodziców", wspólnie z Jackiem Wasilewskim, używacie terminu "zaklęcia".
- Chcemy opowiedzieć w tej książce o takich "zaklęciach", które odbierają możliwość wyboru, ponieważ wkładają tego, wobec kogo są wypowiadane, do pewnego pudełka, do ramki, zabierając mu moc, pozbawiając go siły i sprawczości w dorosłym życiu. Mogą zamrozić emocje, bo "chłopaki nie płaczą"; mogą zasłonić potrzeby - "nie rób kłopotu"; mogą zabrać odwagę wyrażania siebie, gdy wciąż pada: "nie wydziwiaj".
Zdania, które dorośli wypowiadają do dzieci, są ich nieświadomymi scenariuszami na życie. Są przekazami, które stają się samospełniającą przepowiednią. Jak w bajce o Śpiącej Królewnie - usypiają w nas życie na długie lata. Kiedy dorastamy, nie zastanawiamy się, jaki jest nasz własny scenariusz, ale realizujemy to, co wypowiadali do nas rodzice. Jeśli ktoś całe życie mówił do ciebie: "Jesteś beznadziejny i do niczego nie dojdziesz", możesz nawet nie podejmować próby pójścia na studia, sięgnięcia po lepszą pracę, bo przecież "jesteś beznadziejny".
Kiedyś pewien mężczyzna powiedział, że jako dziecko musiał oddawać siostrze wszystkie cukierki, bo "była słabsza", a on - jako "starszy" i "mądrzejszy" - musiał "ustępować młodszej siostrze". Obecnie jest on już w czwartym związku, w którym poświęca się dla kobiety, a ona go zostawia. Wciąż ma w głowie ten imperatyw, który nakazuje mu opiekować się młodszą siostrą. "Zaklęcie" polega na tym, że ciągle robimy to samo. To jest zapisane w naszym układzie nerwowym. I teraz potrzebujemy kogoś, kto nas zatrzyma, może powie nawet: "Stop, to jest niewłaściwe", "Warto żebyś wybrał nowy scenariusz".
Moje "ulubione zaklęcie" to "Nie rób kłopotu". Oznacza ono, że jeśli o coś poproszę, to zrobię kłopot i to będzie źle odebrane. Konsekwencją tego zaklęcia jest "znikanie" siebie - odmawianie sobie prawa do chcenia czegokolwiek, bo przecież nikt nie chce być dla innych ciężarem i kłopotem. Niedawno rozmawiałam z dziewczyną, której mama mówiła: "Musisz być grzeczna, bo przez ciebie umrę". I ona chodziła na palcach, kiedy jej mamę bolała głowa, żeby nie dokładać jej cierpienia, w ogromnym lęku, że jak będzie głośna, to mama umrze. Była tzw. "znikanym" dzieckiem, bo musiała być cicho i nie mogła sprawiać kłopotu. Ona do dzisiaj nosi w sobie lęk, że jeśli będzie sobą, ktoś przez nią umrze. Trudno jej się bawić, a kiedy jej mąż opowiada dowcipy, ucisza go, żeby nie robił wokół siebie hałasu.
Zdania, które dorośli wypowiadają do dzieci, są ich nieświadomymi scenariuszami na życie. Są przekazami, które stają się samospełniającą przepowiednią.
Czy jest jakaś wspólna cecha osób, które są uwięzione w "zaklęciach" rodziców?
- Wspólną cechą takich osób może być lęk przed odrzuceniem, lęk przed utratą więzi. Trudno wtedy zaryzykować czyjeś niezadowolenie. "Jeśli nie spełnię oczekiwań, nie zasłużę". Jeżeli rodzic mówi: "Chłopaki nie płaczą, musisz być dzielny", a ciebie coś bardzo boli albo jest ci smutno i masz ochotę się rozpłakać, nie robisz tego, bo to będzie źle odebrane, a ty - odrzucony.
Co musi się wydarzyć, żeby osoba, która żyje w "zaklęciach" rodziców, sięgnęła po pomoc?
- Po pierwsze, taka osoba potrzebuje doświadczyć innej relacji. Warto, by mogła w niej usłyszeć, że to nie kłopot, kiedy prosi o pomoc, że może płakać i to jest w porządku, że może się złościć i ktoś to wytrzyma, że może być zmęczona, że może być sobą. Jeśli doświadczy, że jest inny świat, że są inne słowa i inny sposób budowania relacji, może pomyśleć: "Może to, jak żyłem do tej pory, było niewłaściwe".
Po drugie warto się przyjrzeć swojemu ciału i odpowiedzieć sobie na pytania: "Czy ja na co dzień mam w swoim ciele przepływ życia?", "Czy mam łatwość i przyjemność z bycia z ludźmi?". Być może zauważymy, że jest inaczej, że mamy w sobie ciągle jakąś obawę, że bolą nas plecy, głowa, kark i ręce… Napięcie mówi, że prawdopodobnie żyjemy w mocy jakiegoś zaklęcia, które nam na coś nie pozwala, pęta jakąś niewidzialną liną zakazów, albo nas do czegoś mobilizuje: "Stać się na więcej", "Żebym tylko nie musiał się za ciebie wstydzić", "Żebyś nie zrobił kłopotu", "Postaraj się bardziej".
Trzecią rzeczą, której warto się przyjrzeć, są relacje. Czy relacje, które tworzę są swobodne i bliskie, czy mam odwagę być w nich autentyczny, bez lęku o to, że ktoś mnie oceni.
Czwarty element to odpowiedź na pytanie, jak wygląda moja relacja z samym sobą, czyli jakie komunikaty wysyłam do samego siebie? Czy są to zdania, które mi służą, czy potrafię odnosić się do siebie z czułością, troską, wyrozumiałością? Czy jest wręcz przeciwnie - jestem wobec siebie nieustannie krytyczny. To, co do siebie mówimy, powoduje, że tak się czujemy.
Po piąte warto zdać sobie sprawę z tego, jakie komunikaty wypowiadamy o świecie - na przykład: "Życie to nie zabawa", "W życiu chodzi tylko o to, żeby ciężko pracować", "Odpoczynek jest dla leniwych", "Na nikogo nie można liczyć" - i sprawdzić, jakie są konsekwencje postepowania według tych komunikatów.
Będąc uwięzionymi w "zaklęciach" rodziców, mamy serce uwięzione w klatce nakazów i zakazów. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, że może być inaczej. Zaklęcia zatrzymują w nas życie, swobodny przepływ, zamrażają nas, wycofują z życia. A przecież w życiu chodzi o życie, a nie przeżycie.
Istnieją słowa, które zdejmują moc "zaklęć".
- Zgadza się. Potrzebujemy nauczyć się je wypowiadać. Są to słowa: "przepraszam", "wybaczam", "dziękuję", "doceniam", "proszę", "wybieram" i "obiecuję". Kolejność nie jest przypadkowa.
Pierwsze słowo to "przepraszam". Nawet jeśli rodzic mnie nie przeprosił, ja mogę przeprosić samą siebie, za to, że siebie porzucałam.
Drugie jest "wybaczam". Dla mnie, jako terapeuty, to kluczowe słowo. Aby uwolnić przeszłość, należy wybaczyć rodzicowi brak jego zasobów i "uwolnić" go w swojej historii. Bardzo często rodzic nie umiał kochać, bo sam był "zaklęty". Tylko zaklęci zaklinają.
"Dziękuję" oznacza, że potrafię brać to, co dają mi inni.
Mówiąc "doceniam", nadaję wartość temu, kim jestem i co ze sobą niosę. Nawet jeśli niewiele dostałam od życia, mogę dostrzec wartość tego, co mam. Doceniam też wtedy innych ludzi.
"Proszę". Kiedy człowiek jest ćwiczony w "znikaniu" samego siebie, trudno mu prosić. Boi się poprosić, bo zwykle nie dostaje i słyszy, że przesadza. Tymczasem kiedy doceniam siebie i innych, mogę spokojnie poprosić innych o to, co pomoże mi zaspokoić moje potrzeby. Mogę od świata coś chcieć i świat może chcieć mi to dać. Co więcej, w pewnym momencie zdajemy sobie sprawę, że świat może polubić nam to dawać.
"Wybieram". Umiejętność świadomego wybierania jest niezwykle ważna dla ludzi dorosłych. Będąc w mocy "zaklęcia", nie jesteśmy w stanie wybierać tego, co jest dla nas dobre i ważne. Kiedy mam świadomość tego, kim jestem i jaka jest moja tożsamość, mogę wybrać. Tylko wolne serce dokonuje wolnych wyborów. Wybierając, toruję sobie drogę do wolności; stoję na jej progu i decyduję, kiedy nacisnąć klamkę, co powiedzieć, kiedy wejść do środka. "Zaklęcia" pozbawiają nas w pewnym sensie wyboru - są jak fatum, które przekłada zwrotnice torów naszego życia w ten sposób, że kręcimy się w kółko. Dopiero kiedy wiemy, jaki mamy wybór i jakie są jego konsekwencje, możemy powiedzieć: "wybieram", dopiero wtedy możemy też wybrać siebie - uwolnić się od tego, co robimy ze względu na innych. Oczywiście - możemy dalej robić to samo, co wcześniej, ale uczyniony wybór sprawia, że to jest nasze.
Kiedy mam świadomość tego, kim jestem i jaka jest moja tożsamość, mogę wybrać. Tylko wolne serce dokonuje wolnych wyborów.
Ostatnie słowo to "obiecuję". Dopiero wtedy, gdy przejdziemy całą drogę i zdejmiemy z siebie pęta wszystkich "zaklęć", możemy coś obiecać i dotrzymać złożonej obietnicy. "Obiecuję, że będę się kochać", "Obiecuję, że będę dla siebie dobra".
To trudna droga ale można dzięki niej wydostać się z ciemnego lasu, w którym przyjemności życia zasłaniają nam złowrogie cienie rzucanych na nas w dzieciństwie zaklęć, kiedy byliśmy przekonywani, że nie mamy racji co do tego, co widzimy, jak czujemy i czego potrzebujemy.
To droga do bycia sobą, by móc być dla innych.
Skomentuj artykuł