"Zaufanie to klucz do miłości". Jak odbudować ufność do siebie
"Jeśli ktoś nie ufa sobie, będzie w relacjach z innymi kontrolować, sprawdzać, dopytywać – żeby być blisko, należy odpuścić kontrolę. Zaufanie daje wolność – w relacji ze sobą i z innymi" - pisze dr Agnieszka Kozak.
Zaufanie do siebie powoduje, że czujemy się bezpiecznie sami ze sobą. Dzięki niemu mamy też przekonanie, że świat, który tworzymy w sobie i wokół siebie, jest bezpieczny. Niesie ono ze sobą spokój i pewność, że warto być tym, kim jesteśmy. Zaufanie do siebie powoduje, że przestajemy być zależni od opinii innych, a dzięki temu możemy wyzbyć się lęku przed negatywną oceną otoczenia.
Zaufanie do siebie to umiejętność korzystania ze swojej siły, czyli korzystania ze swoich zasobów – tego, co w nas dobre, z naszych cech i umiejętności.
Każdy z nas ma w sobie mądrość, to znaczy, że mamy mądre ciało, jesteśmy wyposażeni we wszystko, czego potrzebujemy. Zauważmy, że małe dziecko doskonale odczytuje sygnały ze swojego ciała i komunikuje je otoczeniu. Intuicyjnie wie, co ma zrobić, by opiekun zajął się nim i zaspokoił potrzebę, która płynie z organizmu – przytulił, nakarmił, był blisko.
W naszym rozwoju istotne jest, żeby zaufać swojej intuicji, która jest naszym „wewnętrznym mistrzem”. Niestety wmówiono nam kiedyś, że nie jesteśmy ekspertami w zakresie swojego życia, czyli „nie znamy się”, „za mało wiemy”, „jesteśmy za młodzi”, „powinniśmy słuchać starszych i mądrzejszych”. Możliwe też, że stateczni, z większym doświadczeniem rodzice przekonali nas, że nasze pragnienia i marzenia są utopijne, głupie czy bez perspektyw na przyszłość. Ileż to razy słyszę od moich pacjentów, że w dzieciństwie doskonale wiedzieli, kim chcą być, i intuicyjnie wybierali w zgodzie ze swoimi talentami, ale od rodziców słyszeli, że „z tego nie da się wyżyć”, „to jest bez przyszłości” albo że „to nie może się udać”. Jakiż trzeba mieć brak pokory wobec siebie i świata, żeby mieć w sobie przekonanie, że wie się, co będzie w przyszłości i co dla kogoś jest dobre. Niestety kiedy jest to powtarzane wielokrotnie, z poziomu autorytetu, zaczynamy w to wierzyć i porzucamy swojego wewnętrznego mistrza, wykonując potem pracę, której nie lubimy i w której męczymy się, bo trzeba spłacić kredyt i utrzymać rodzinę.
Zaufanie to klucz do miłości. Dlatego warto je budować w sobie.
Ostatnio zgłosiła się do mnie niezwykle utalentowana młoda dziewczyna (26 lat), z pomysłem na biznes. Potrzebowała konsultacji odnośnie do strategii działania, miała wspaniałe pomysły i niezwykłe talenty, które pomogłam jej zebrać w wizję i strategię rozwoju tego, co kocha. Kiedy kończyłyśmy spotkanie powiedziała: „Wie pani, strasznie się stresowałam tym spotkaniem, bo bałam się, że jak wiele innych osób z mojego otoczenia powie mi pani, że to do bani i że nie udźwignę tego, o czym marzę, a teraz widzę to jako całość i wiem, co mam robić, bo będę robić to, na czym znam się najlepiej – zbuduję biznes z sercem i talentem”.
Zaufanie to wzór postawy wobec siebie i świata, który tworzy się w najwcześniejszym dzieciństwie. Brak zaufania do siebie może wynikać z różnych rzeczy, na przykład z traumy. Oznacza to, że w jakiś sposób byliśmy nadużywani w dzieciństwie. Na przykład ktoś mógł być bity, obrażany, wyśmiewany, zawstydzany, na skutek czego wycofywał się ze świata zewnętrznego.
* Możliwe, że byliśmy zmuszani do robienia rzeczy, które były dla nas „za duże” – na przykład 12-letnia dziewczynka gotowała obiad dla całej rodziny, z którego mama była dumna, ale to było za dużo dla takiego dziecka. Innym przykładem może być to, że nastoletni chłopak musiał zajmować się swoim rodzeństwem, bo był najstarszy, i „musiał być dzielny, bo przecież rodzicom trzeba pomagać”. Mimo iż dziecko czuło, że to za dużo, świat dorosłych wmawiał mu, że jest inaczej i że sobie „świetnie radzi”, choć on czuł się zmęczony i przytłoczony nałożonymi na niego obowiązkami.
* Możliwe, że ktoś żył w domu, w którym był alkoholik. Widział ojca, który pił i którego się bał, ponieważ gdy był pijany, potrafił bić, wyzywać czy demolować mieszkanie, ale jednocześnie słyszał, że tata wczoraj był chory albo zmęczony (nie pijany) i że należy go szanować, bo przecież przynosi pieniądze i dba o rodzinę.
* Możliwe, że wymagano od dziecka odpowiedzialności ponad miarę, a kiedy sobie nie radziliśmy, na przykład zapominając o czymś ważnym dla rodzica, słyszeliśmy zdania typu: „nie można ci ufać” lub „nigdy nie można na tobie polegać”.
Kiedy się nam wmawia, że nie mamy racji odnośnie do tego, co czujemy i co jest dla nas ważne, tracimy kontakt ze sobą – ze swoimi uczuciami i potrzebami. I tu pojawia się paradoks – trudno jest przecież ufać komuś, z kim nie ma się kontaktu. Powstaje konflikt między wiedzą na swój temat i informacjami z otoczenia. Ponieważ bardzo chcemy, żeby świat wokół był zadowolony, zaczynamy go słuchać. Wtedy w naszym wnętrzu rozrasta się ta część, która tak bardzo chce być grzeczna, dostosowująca się, przymilna, uległa, robiąca innym miejsce, ufająca innym, ale jednocześnie opuszczająca sama siebie. Pięknie o tym pisze John Federikson: „Jako dzieci uczymy się ukrywać swoje wewnętrzne życie, jeśli jest to jedyny sposób, by zapewnić sobie bliskość rodzica, który nie potrafi zaakceptować prawdy. Kiedy mówimy otwarcie o własnych uczuciach, dzielimy się prawdą na temat tego, czego doświadczamy w danej chwili. Jeżeli któreś z rodziców denerwuje się albo niepokoi, gdy dziecko wyraża swoje uczucia, ono uczy się, że należy te uczucia ukrywać, bo tylko wtedy relacja z rodzicami pozostaje bliska, serdeczna i spokojna. Problem w tym, że uczucia nie znikają tylko dlatego, że je skrywamy”.
Jak długo trwa proces budowania zaufania do siebie?
To zależy od tego, jak długo postanowiliśmy nie słuchać siebie, a w zamian przyjmować oczekiwania otoczenia. Zapisy, które mamy w swoim mózgu, tworzą dość silne połączenia neuronalne – są one jak nagrane płyty, na których jest mocno utrwalony szereg kłamstw na nasz temat. Nasz mózg na szczęście ma niezwykłą zdolność do neuroplastyczności, czyli przebudowy, budowania nowych obwodów. Co to oznacza dla nas? Otóż jeśli nauczyliśmy się, że nie możemy sobie zaufać, to również możemy się nauczyć ufać sobie na nowo. Możemy „nagrać” swoją własną płytę opartą na tym, co jest prawdą na nasz temat, opartą na zaufaniu do siebie.
Nasz mózg ma niezwykłą zdolność do neuroplastyczności, czyli przebudowy, budowania nowych obwodów.
Warto popatrzeć na swoje ciało jak na dom, który mamy i który możemy tworzyć i dbać o niego. To dom, który ma nam służyć jako bezpieczne miejsce, które warto traktować z czułością i delikatnością. Zaufanie do siebie to wewnętrzne przekonanie, że potrafimy o siebie zadbać, że sami dla siebie jesteśmy ostoją, że siebie samych nie zawiedziemy, nie zostawimy i nie zdradzimy. Zaufanie do siebie to także relacja – do siebie samego – zaufanie swojej wewnętrznej sile, swojemu wewnętrznemu mistrzowi, dzięki któremu:
- Wiem, co jest dla mnie dobre.
- Wiem, co chcę wybrać.
- Wiem, co lubię i co mi się podoba.
- Wiem, w czym czuję się dobrze.
- Wiem, co mi służy.
- Wiem, co czuję.
- Wiem, czego potrzebuję.
Zaufanie to klucz do miłości. Dlatego warto je budować w sobie. Jeśli ktoś nie ufa sobie, będzie w relacjach z innymi kontrolować, sprawdzać, dopytywać – żeby być blisko, należy odpuścić kontrolę. Zaufanie daje wolność – w relacji ze sobą i z innymi.
Jak można budować zaufanie do siebie?
Jest na pewno wiele sposobów, zaproponuję dwa, które w moim doświadczeniu pracy z ludźmi przynoszą bardzo dobre efekty. Są wymagające, ale owoce są naprawdę wielkie.
Pierwszy z nich to empatia dla siebie. To spotkanie ze sobą i swoimi emocjami z danego dnia zapisanymi w ciele. Jak wygląda takie spotkanie? Warto znaleźć miejsce, w którym będziemy sami, spokojni i pewni, że nikt nam nie przeszkodzi. Zacznijmy od zeskanowania swojego ciała – gdzie jest ono rozluźnione, gdzie czujemy jakieś spięcie czy może fizyczny ból, a gdzie czujemy rozluźnienie i spokój. Następnie można zadać sobie pytania – co kryje się pod napięciem w danym miejscu, z czego wynika to napięcie, jaka emocja się pod nim kryje, co wydarzyło się dzisiaj, co spowodowało ucisk, co zatrzymało moje mięśnie, co dobrego wydarzyło się, że czuję ulgę i rozluźnienie? O jakich emocjach przypomina mi moje ciało? Emocje to informacje dla mnie o moich potrzebach. Jakie potrzeby dzisiaj zostały przeze mnie zaspokojone? Jakie potrzeby zostały porzucone? Jakich wyborów dzisiaj dokonywałem? Czy wybierałem z lęku czy moje decyzje wynikały z pewności tego, kim jestem i czego chcę? Na koniec tego spotkania ze sobą warto zbudować prośbę do siebie – o co ważnego chcę samego siebie poprosić, by ufać swoim wyborom i swojej intuicji kolejnego dnia? Ta prośba do siebie to rodzaj obietnicy dla naszego ciała i układu nerwowego, że o nie zadbam, że są ze mną bezpieczne, że potrafię podjąć działanie, które zapewnia mi dobrostan. To tak jakby składać obietnicę, że można zaufać samemu sobie – ponieważ rozumiem, co się ze mną dzieje, czego potrzebuję, i mogę skorzystać ze swojej siły, by o to zadbać.
Drugi sposób to praktyka wdzięczności. Kiedy wieczorem, kładąc się spać, podsumujemy dzień, praktykując wdzięczność, mamy szansę na zatrzymanie tego, co było w nim dobre. Dzięki temu możemy ponownie skoncentrować się na swojej sprawczości, a dzięki zatrzymaniu się na tym tuż przed snem pozwalamy naszemu mózgowi to zapamiętać, zapisać, utrwalić. Koncentracja na tym, co było dobre, uspokaja też nasz układ nerwowy – to tak jakbyśmy z delikatnością otulili samych siebie i przypomnieli sobie na koniec dnia, że potrafimy zadbać o siebie, bo wiemy, co jest dla nas dobre. Łatwiej jest zaufać komuś, kto dobrze wie, czego chce, i ma odwagę ufać sobie.
Gdy tylko zaufasz sobie, będziesz wiedział, jak żyć – Goethe.
Skomentuj artykuł