Strata. Czy można sobie z nią poradzić?
Strata wynikła z innych okoliczności niż śmierć wywołuje smutek i żałobę. Także taka strata kogoś bliskiego jest czymś realnym i doświadczenie jej konsekwencji jest podobne do dynamiki straty będącej konsekwencją śmierci.
Na przykład osoba zakochana może nagle stracić kogoś, w stosunku do kogo miała nadzieję na wspólne życie małżeńskie - może się to stać także wtedy, gdy ten ktoś przestanie się nią interesować, zakocha się w kimś innym lub niespodziewanie odrzuci tę relację. Strata może mieć miejsce w wyniku przeprowadzenia rozwodu lub niespodziewanej i przedłużającej się separacji. Możemy stracić wiele rzeczy, na przykład dobrą reputację, niewinność, umiejętności twórcze, stracić kogoś, kogo kochamy, a z którym nigdy nie wchodziło w grę małżeństwo.
We wszystkich tych sytuacjach bardzo pożyteczną byłaby pomoc kogoś, kto potrafi posłużyć dobrą radą, aby pomógł danej osobie określić rodzaj straty, jakiej doświadczyła. Przygnębienie nie może mieć miejsca - nie może nawet wejść w pierwszą jego fazę - jeśli nie miała miejsca żadna strata.
W przypadku jakiegokolwiek rodzaju starty, pierwsza faza procesu przygnębienia często objawia się pozornym brakiem jakichkolwiek uczuć, nagłym oziębieniem emocji, które, jak się wydaje, zostały "zabezpieczone" gdzieś we wnętrzu osoby. Jest to konsekwencja stresującego wstrząsu utraty, wywołanego, na przykład, śmiercią, nawet jeśli ta była czymś, czego spodziewano się od dłuższego czasu. My ludzie, znamy sposób, jak selektywnie przyjmować nawet najgorsze wieści i wciąż żywić nadzieję, nawet jeśli zostaliśmy wprost poinformowani, że koniec jest możliwy i że jest bliski.
Wszyscy wiemy, że na wieść o śmierci, ludzie często zaprzeczają temu, że mogło się zdarzyć. Wiadomość taka jest ogromnie absorbująca i musi, przynajmniej na chwilę, zostać odrzucona, a w tym czasie dana osoba przygotowuje się na to, aby faktycznie ją "usłyszeć" i stawić jej czoła. Ludzie pod wpływem tej stresującej wieści mogą zacząć panikować. Jak by nie było, stracili coś, co było częścią ich osobistej tożsamości oraz ich relacji do reszty świata. Teraz stają wobec tego świata i manifestują wobec niego, że czują się jak te osoby, które czasami są świadkami wielkich klęsk lub niespodziewanych nieszczęść.
Na tym etapie mamy do czynienia z najbardziej charakterystycznymi przejawami przygnębienia, z głębokim bólem związanym z tęsknotą oraz niepokojem, jaki wiąże się z przeżywaną stratą. Osoba, która została "osierocona" przeżywa ogromnie bolesne pragnienie ożywienia kogoś, kto odszedł.
Poszukiwanie kogoś, kto odszedł
Ktoś wysunął tezę, że bolesna tęsknota jest formą przeżywania czegoś, czego osierocony człowiek subiektywnie doświadcza w okresie żałoby -poszukiwania utraconej osoby. Ten, kogo dotknęła utrata, wie, że chęć ożywienia zmarłej osoby jest czymś nieracjonalnym, lecz ten wewnętrzny przymus jest uczuciem zbyt głębokim, a często także nieuświadomionym. To właśnie dlatego jest to tak bolesne i dlatego problem ten nie ujawnia się bezpośrednio.
Jakikolwiek wysiłek ingerowania w to lub próby bycia "rozsądnym" wobec takiego człowieka mogą wyłącznie wprowadzić frustrację na poziom jednego z aspektów przeżywania żałoby - aspektu, który musi się pojawić. Nie jesteśmy w stanie uchronić ludzi od zaangażowania się w te symboliczne poszukiwania. Jako ludzie rozsądni możemy natomiast obdarzyć ich zrozumieniem oraz zezwolić im na prowadzenie tych poszukiwań, widząc w nich wysiłek zmierzający do rozwiązania problemów związanych z doświadczeniem straty.
Rozważanie własnego smutku
Poszukiwanie utraconej osoby może stanowić pewien aspekt tego, co Zygmunt Freud nazywa "oddziaływaniem smutku". Wskazuje tym samym, że żałoba, nie będąc wcale niczym niewłaściwym lub tajemniczym, jest ludzką reakcją, właściwą i konieczną, której osoba w żałobie musi stawić czoło, jeśli chce uznać, zrozumieć i zaakceptować utratę, jaka miała miejsce w jej życiu. Jeśli ktoś ma zaakceptować utratę i powrócić do normalnego życia, owocnie odbudowując poczucie własnej tożsamości, wówczas musi przejść przez okres żałoby.
Jest to ogromnie ciężka praca, pełna cierpienia, ci zaś, których z przygnębionymi osobami łączy bliska relacja, mogą nie zauważać znaczącej i funkcjonalnie ważnej roli, jaką w takiej sytuacji odgrywa smutek. Osoby pomagające mogą ułatwić to zrozumienie, mogą jednak równie dobrze pogorszyć sytuację przez niewłaściwe interwencje. Ponieważ smutek jest doświadczeniem tak dogłębnie ludzkim, dlatego nie można patrzeć na niego z żadnej innej perspektywy, lecz należy zajmować się nim zgodnie z jego własnym rytmem i w odpowiednim czasie.
Rozważanie własnego smutku wymaga od ludzi spojrzenia wstecz na relację, zanim jeszcze została ona zakończona lub przerwana przez śmierć. Należy wyjaśnić i przeanalizować to, co wydarzyło się w ciągu lat. Przeżywający żałobę mogą przyjrzeć się ostatniej chorobie lub ostatnim dniom tej choroby i z bólem pytać samych siebie, czy dla zmarłego zrobili wszystko, co było w ich mocy. Czy troszczyli się wystarczająco i czy tak jak należało podawali lekarstwa? Wówczas też ludzie ci powinni postarać się zrozumieć, jaką rolę odgrywała w ich życiu ta relacja; postarać się spojrzeć na nią z odpowiedniej perspektywy i zobaczyć ją w świetle ich własnej filozofii lub wiary i religii.
Choć nie jest to łatwe, nie istnieje jednak żaden środek zastępczy, który pozwoliłby ludziom uniknąć konieczności bezpośredniego zmierzenia się z tymi problemami. W tym momencie mają do czynienia z drastycznymi zmianami, jakie dotknęły ich tożsamości, ze zmianą widzenia siebie, na przykład jeśli kobieta z żony staje się wdową - coś takiego nie może dokonać się w jednym momencie. Wymaga to poważnego przemodelowania całego systemu patrzenia na świat. Taka osoba dosłownie musi wypracować sobie całkiem nowy sposób widzenia siebie. Wymaga to czasu oraz zaakceptowania faktu, że człowiek, przechodząc przez tę fazę, czuje się słaby i przygnębiony. Osoby przeżywające smutek, doświadczając głębokiego osamotnienia, mogą zamartwiać się o to, co dzieje się ze zmarłymi, a także przywoływać wiele wspomnień z przeszłości.
W centrum całego zespołu uczuć, jakie rodzą się w toku tego typu doświadczeń, osoba borykająca się z uczuciem osierocenia stara się doprowadzić do końca owo poważne doświadczenie życiowe. Koncepcja całej pracy- związana z potrzebą spokojnego i gruntownego przejścia przez wiele różnych aspektów żałoby - jest przystosowana do potrzeb osób borykających się z cierpieniem i ma na celu udzielenie im pomocy w przezwyciężeniu smutku. Słusznie dochodzimy do wniosku, że jest czymś niewłaściwym, nieefektywnym, a często nawet szkodliwym próba "przymuszania" ludzi, aby niby aktem własnej woli, przechodzili kolejno przez takie etapy, które opisane są w podręcznikach. Fazy te mogą wzajemnie na siebie zachodzić, występować w odmiennym porządku lub powtarzać się. Jest to kwestia leżąca poza obszarem świadomości i osoby pomagające muszą fakt ten respektować.
Powrót do normalnego stanu, w którym osoba dzięki psychologicznej pracy przezwycięża problemy związane z utratą oraz buduje nową tożsamość, jest ostatnim etapem, który może charakteryzować się większą liczbą symptomów depresyjnych, którym towarzyszyć mogą sporadyczne uczucia rozpaczy. Zgodnie z opinią badaczy, ból słabnie wówczas, gdy człowiek przestaje "szukać" tego, co utracił, co jest tak charakterystyczne dla wcześniejszych faz przeżywanej żałoby. Dzieje się tak dlatego, że znalazł utraconą osobę, nie w sposób fizyczny, lecz przez poczucie, że osoba ta (lub jej dusza) znajduje się całkiem blisko niego.
Ci, którzy się smucą, w sposób symboliczny rozwiązują problemy dotyczące utraconej relacji, i często wiąże się to z dojściem do przekonania, jak ktoś, kto odszedł, pomaga lub prowadzi ich przez życie i wspiera ich w pracy. Nie jest niczym zaskakującym, że okres emocjonalnych poszukiwań powinien zakończyć się poczuciem dokonania pewnego odkrycia, które nadaje sens przeżytej utracie dzięki uświadomieniu sobie związku z daną osobą, jaki ma miejsce na zupełnie innej płaszczyźnie. Jest to czas, w którym bardzo ważne jest wsparcie na poziomie religijnym, gdyż daje ono ludziom duchową siłę, gdy opierając się na własnej wierze, ponownie odnajdują poczucie sensu życia. Musimy pozwolić im, aby doszli do tego sami, my zaś powinniśmy powstrzymać się od podsuwania im szablonowych rozwiązań lub racjonalnych wyjaśnień, które wyłącznie zamazują symboliczną naturę procesu, który właśnie się dokonuje. Nie powinniśmy też spierać się w żadnych kwestiach dotyczących sensu powrotu do normalnego życia lub równowagi psychicznej, którą ludzie ci osiągnęli.
Skomentuj artykuł