Wybaczenie to uwolnienie się z emocjonalnych złogów, które w nas gniją
Przebaczenie jest aktem wyboru, uwolnieniem serca, przejściem ze świata zatrutych ludzi do świata żywych, jest wyborem życia. Wybaczam bowiem dla siebie, nie dla drugiej osoby, nie dla związku, nie dla relacji, nie dla powinności, ale dla siebie. Wybaczam ponieważ wybieram wolność, mając zaufanie do siebie, ponieważ doceniam to, kim jestem. Kiedy doceniam to, kim jestem, to znaczy, że nie składam się z samej krzywdy i samej chęci zemsty.
"Tam, gdzie człowiek nie chce przebaczyć, powstaje mur. Od muru zaś zaczyna się więzienie". Te słowa Phila Bosmansa pokazują, że przebaczenie jest drogą do tego, żeby samemu nie zostać w więzieniu krzywdy i zemsty. Dlaczego zatem postanawiamy pozostać w więzieniu, choć mamy klucz do niego we własnej dłoni?
Możliwe, że nie wybaczamy, ponieważ postrzegamy wybaczenie jako akceptację danego zachowania i przyzwolenie na takie traktowanie. W takiej sytuacji jeśli nie wybaczamy, to tak jakbyśmy karali drugą osobę za to, co nam zrobiła. Jednak zamiast ulgi cały czas czujemy urazę i w głowie zadajemy sobie pytanie: jak on mógł?, jak ona mogła zrobić mi coś takiego?. Polewamy rany zadane nam przez innych złością, która nie uśmierca krzywdziciela, ale dokonuje ogromnych spustoszeń w nas samych. Tkwimy w krzywdzie w nadziei, że ktoś ją uzna i przeprosi.
Czasami w braku wybaczenia może kogoś trzymać paradoksalnie brak pokory, który wyraża się w zdaniu ja bym nigdy czegoś takiego nie zrobił/a. A prawda jest taka, że tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono i naprawdę nie mamy pojęcia czy coś byśmy zrobili, czy nie, gdybyśmy naprawdę byli w podobnej sytuacji (bo nasza perspektywa jest zupełnie inna). Monika, kobieta lat 36, której małżeństwo skończyło się, ponieważ mąż odmówił rozmawiania z nią i złożył pozew o rozwód powiedziała: Jest we mnie tak wielki głód bliskości i bycia kochaną i widzianą, że z całego serca rozumiem ludzi, którzy zdradzają, bo ten głód jest dla mnie w tym momencie prawie nie do wytrzymania. Truizmem jest stwierdzenie, że najedzony nie zrozumie głodnego, ale ten truizm jest szalenie ważny w perspektywie wybaczenia. Nigdy nie wiemy jak wielki i jak wieloletni głód krył się pod czyimś zachowaniem - to, że na dany moment myślimy (czyli będąc w zupełnie innej sytuacji wyobrażamy sobie), że czegoś nigdy byśmy nie zrobili, to chwilowa perspektywa sędziego - zza ławy sądowej dość łatwo jest wydawać taki wyrok…
Czasami nie wybaczamy ponieważ czekamy na przeprosiny - na uznanie krzywdy. Możemy zauważyć, że jeśli ktoś oczekuje, czy wręcz żąda przeprosin, to nie uznaje wolnego wyboru drugiego człowieka. To w drugim człowieku musi się dokonać rachunek sumienia - wybór moralny, który powoduje, że widzi, że kogoś skrzywdził - ale dla krzywdziciela jest to niemożliwe, przekracza jego zdolności poznawcze. Czasami oczekujemy tego, że druga osoba uzna winę, przeprosi, okaże skruchę czy wręcz pojawi się jakieś zadośćuczynienie dla doznanej krzywdy. Jednak warto sobie postawić pytanie, czy cokolwiek może wymazać krzywdę? Czy to, co pojawi się jako zadośćuczynienie, pozwoli naprawdę wybaczyć krzywdę? Ona jest i była.
Dlatego w najważniejszym biblijnym momencie wybaczenia słyszymy słowa: Wybacz im, albowiem nie wiedzą, co czynią. Człowiek może nie uświadamiać sobie, jak skrzywdził drugiego.
Ewentualne zadośćuczynienie może dotyczyć zniszczeń materialnych - natomiast zniszczenia psychiczne zostają, a rewanż nigdy nie zastąpi tego, co zostało utracone. Co może nam zrewanżować utraconą radość z bycia beztroskim dzieckiem? Co może zalepić dziurę braku akceptacji i bycia uwzględnianym? Co ukoi ból rany braku zaufania? Co otuli lęk przed oceną i byciem niewystarczającym?
Przebaczenie jest aktem wyboru, uwolnieniem serca, przejściem ze świata zatrutych ludzi do świata żywych, jest wyborem życia.
Poczucie krzywdy wymaga czasu i ukojenia. Wiele psalmów o nim mówi - o smutku, goryczy i rozpaczy z powodu doznanych krzywd:
Nad rzekami Babilonu tam myśmy siedzieli i płakali, kiedyśmy wspominali Syjon
Na topolach tamtej krainy zawiesiliśmy nasze harfy
Bo tam żądali od nas pieśni ci, którzy nas uprowadzili.
(...) Córo Babilonu, niszczycielko, szczęśliwy kto ci odpłaci
Za zło, jakie nam wyrządziłaś,
Szczęśliwy, kto schwyci i rozbije o skałę twoje dzieci. Psalm 137
Zemsta nie przywróci szczęścia, choć zaspokoi chęć wyrównania rachunków. Pierścionek z brylantem w przypadku zdrady nie wymaże jej bólu, kupione mieszkanie nie spowoduje, że zaniedbanie z dzieciństwa zniknie, wyjazd na wakacje nie zalepi dziury samotności, opieka nad wnukami nie zakryje braku kontaktu z przeszłości…
Przyjrzyjmy się Weronice i Markowi. Oto Weronika, która kiedy tylko myślała o swojej mamie, zawsze napinał się jej kark i spłycał oddech. Miała mnóstwo pretensji do tego, że matka nigdy nie stawała po jej stronie, ale zawsze po stronie ojca alkoholika. Zawsze go wybierała, nawet w najgorszych czasach, kiedy ich bił i przepijał wszystkie pieniądze. Jakby wyparła wszystko, co było złe. Weronika miała pretensje, że nie odeszła od niego, a w zasadzie, że w ogóle z nim była. Gniew i żal do matki za brak opieki i jej bezradność był w niej jak rwąca rzeka. Sama była przekonana, że nigdy nie pozwoliłaby sobie na takie traktowanie, odeszłaby od człowieka, gdyby choć raz podniósł na nią rękę. Uważała matkę za słabą i nieudolną, nawet gdzieś głęboko dopuszczała do siebie myśl, że się jej wstydziła kiedy patrzyła na to, jak zmarnowała sobie życie. Widziała, ilu szans nie dostała przez to, że matka była tak słaba. Mimo lat terapii nie potrafiła jej wybaczyć. Do momentu, kiedy pakowała plecak na studia swojej 19-letniej córki. Patrząc na Zosię, która była rezolutnym, ale bardzo potrzebującym opieki i wsparcia dzieckiem, zobaczyła swoją mamę. Dziewczynę, która w wieku 18 lat zaszła w ciążę i na wsi urodziła dziecko w otoczce skandalu - panieńskie dziecko w latach siedemdziesiątych, to było wydarzenie. Rodzice oczywiście nie stanęli po jej stronie, więc została oddana w ramiona ojca dziecka - niedojrzałego alkoholika. Musiała zająć się dzieckiem będąc dzieckiem. Musiała dźwigać macierzyństwo, choć nikt nie pomagał, nie pochylał się z uśmiechem nad wózkiem, bo z nieślubnym dzieckiem nie należało chodzić "po wsi" z podniesioną głową. Była samotna, wystraszona, nieporadna. Wybrała ojca Weroniki, ponieważ na tamten czas był to wybór ratujący jej życie. Wybrała też życie Weroniki, choć musiała przeciwstawić się "całemu światu", który w tamtym momencie miała wokół siebie. Odwagi wystarczyło jej na urodzenie dziecka, zabrakło na zaopiekowanie się sobą. Kiedy Weronika miała już własną córkę i z tej perspektywy zobaczyła swoją matkę, otworzyło to jej oczy na to, co było ukryte pod dość grubą warstwą żalu i głodu, który nie mógł być nakarmiony, bo druga osoba zupełnie nie miała z czego dawać.
Zemsta nie przywróci szczęścia, choć zaspokoi chęć wyrównania rachunków.
Marek natomiast miał pretensje do ojca o dzieciństwo pełne stresu, awantur, krzyków. Ojciec wszędzie doszukiwał się złych intencji, uważał, że ludzie robią coś przeciwko niemu. Kiedy Marek był dorosły, zdarzało mu się nie odzywać do ojca po pół roku czy nawet rok po jakimś jego wyskoku pełnym pretensji i wyrzutów, kiedy to ojciec rzucał oskarżenia i zawsze wiedział swoje, nie słuchając, jakie intencje miały osoby, które oskarżał i z góry skreślał. W pewnym momencie ojciec Marka został zaproszony na osiemnaste urodziny swojego wnuka. Z powodu urazy nie przyjął zaproszenia - bo podobno kiedyś na święta zadzwonił do wnuka, ale tamten z nim nie chciał gadać. Marek, usłyszawszy to, był pełen smutku i złości. Smutno mu było, że jego syn właśnie doświadczył typowego zachowania, które odżyły we wspomnieniach Marka z dzieciństwa, a jednocześnie był zły, że nie zdołał własnego syna uchronić przed jadem dziadka. Po jakimś miesiącu Marek rozmawiał o swoim ojcu ze swym stryjem, bratem ojca. Usłyszał historię o ojcu swojego ojca, pijaku, przed którym matka z piątką małych dzieci uciekała na klatkę schodową, nocowała u sąsiadów i przeżywała cykliczną traumę niepoczytalnego po wódce męża. W końcu, przyparta do muru, znalazłszy wsparcie gminy w postaci mikromieszkania do zajęcia od zaraz - postanowiła się natychmiast wyprowadzić z dziećmi. Ojciec Marka miał wtedy 12 lat i właśnie zapadł na zapalenie płuc, nie był w stanie się podnieść, matka zostawiła go w mieszkaniu męża. Ów mąż w chwili trzeźwości narzekał, jak bardzo jest sam, i wzbudził w dwunastoletnim ojcu Marka litość na tyle, że kiedy wyzdrowiał, nie przeprowadził się do matki i pozostałej czwórki rodzeństwa. Alkoholik rychło wrócił do picia, a nastoletni ojciec Marka musiał zamiatać w cyrku, żeby mieć na jedzenie dla siebie i niego. Czuł się opuszczony i przez matkę i przez ojca. Właściwie wydawało mu się, że cały świat jest przeciw niemu. Czy to go usprawiedliwia? W oczach Marka nie. Ale ta wizja pozwoliła spojrzeć Markowi na swojego ojca bez chęci zemsty i odwetu, zobaczyć w nim osobę chorą, słabą, zaszczutą i wszędzie widzącą odepchnięcie i brak akceptacji. I pozwoliła Markowi przestać się zamęczać pytaniami, dlaczego jest tak traktowany przez własnego ojca. Zobaczenie ojca w perspektywie opuszczonego dziecka pozwoliło Markowi otworzyć oczy na to, co było ukryte pod dość grubą warstwą żalu i głodu, który nie mógł być nakarmiony, bo druga osoba zupełnie nie miała z czego dawać. Marek czuł, że zobaczenie własnego ojca w tej perspektywie jest krokiem do wybaczenia, choć nie spowodowało to ani chęci spotkania się z nim, ani podjęcia nowej rozmowy, która byłaby jak zwykle pełna trucizny, ani chęci naprawienia stosunków, które nie mogły się bez woli drugiej strony naprawić. Inne zobaczenie ojca pozwoliło samemu Markowi nie zostać w więzieniu krzywdy i zemsty. Mógł to odżałować, przeboleć, ale poczuł się bardziej wolny.
Agnieszka Kozak, Jacek Wasilewski "Uwięzieni w słowach rodziców. Jak uwolnić się od zaklęć, które rzucono na nas w dzieciństwie" (Wyd. Onepress)
Dopóki nie umiał tego zrozumieć, ojciec był mu wrogiem. Kiedy zobaczył w nim skrzywdzonego starego człowieka, zrozumiał, że ojciec sam nie wie, co czyni. Podobnie Weronika, kiedy okazało się, że to, czego oczekuje od matki, jest nie do dostania, gdyż matka sama nie miała ku temu wystarczających zasobów. Nie możemy mieć pretensji, że pies nie ma skrzydeł a z chmury pada deszcz. Kiedy to zrozumiemy, możemy przestać patrzeć w przeszłość dla żalu czy odwetu i zająć się życiem.
Co jest potrzebne, żeby przebaczyć?
Przede wszystkim warto uznać, że ludzie krzywdzą, bo sami zostali skrzywdzeni. Zdrowy człowiek, który doświadczał miłości i opieki nie krzywdzi bliskich. Skrzywdzony nie zna innego wzorca, nikt go nie nauczył jak radzić sobie z emocjami, z przeżywaniem lęku, reagować na trudności. To nie jest usprawiedliwienie, ale punkt wyjścia do zobaczenia, że za agresją kryje się słabość, krzywda i lęk.
Uznać krzywdę. Przejście ścieżką uznania zranienia jest bardzo trudne, ponieważ trzeba przyznać się do trudnych emocji w sobie (a przecież chłopaki nie płaczą, a dziewczynki się nie złoszczą). Jednak rozpoznanie i uznanie smutku, bólu, gniewu, żalu - pozwala przejść przez ten proces. Pozwolenie sobie na przeżycie i uznanie tych emocji, prowadzi do oczyszczenia, przeżycia katharsis. Jednak oczyszczenie wymaga czasu, ważne jest, żeby sobie ten czas dać. Chodzi o to, żeby nie dokonywać aktu wybaczenia pod presją konieczności (bo przeprosił), czy powinności (prawy katolik musi wybaczyć).
Kiedy wybaczam, to uwalniam jakąś historię, która mnie wikła, trzyma, karmi trucizną. To tak, jakby oczyszczać się z emocjonalnych złogów, które w nas gniją i ciągną za sobą pewien smrodek przeszłości, który cały czas kładzie się cieniem na teraźniejszości. To rodzaj puszczenia, odpuszczenia, tego, co było i uznanie, że czas przestać to pielęgnować. Słowo baczyć - oznacza uważać, zobaczyć - zauważać, wybaczyć - przestać kierować swoja uwagę na to jedno, móc zająć się innymi sprawami. Wybaczyć oznacza otworzyć sobie perspektywę na drugiego człowieka inną, niż nasza. Rozszerzyć swoje pole widzenia, przetrzeć w oczy, zajrzeć w głąb.
Warto uznać, że ludzie krzywdzą, bo sami zostali skrzywdzeni.
Żeby wybaczyć - zarówno w przypadku Weroniki, jak i Marka - najpierw konieczne było zaakceptowanie, że taka sytuacja się wydarzyła. Musieli mieć odwagę z nią się skonfrontować, przyjąć fakty, które często są wypierane, które mimochodem zapominamy, albo chowamy pod dywan, przewracając się w życiu i jego nierówności, nie chcąc zauważyć, że tam pod spodem są bolesne sprawy. Najpierw więc je zauważyli, przyjęli fakty.
Wybaczenie nie zwalnia z odpowiedzialności za to, co ktoś zrobił. Czyny podlegają jednoznacznej moralnie ocenie - to, co się stało, nie powinno było się wydarzyć. Wybaczenie pozwala uwolnić się od oczekiwań wynagradzania strat, które zostały poniesione, a więc pozwala uwolnić się od przeszłości i daje przestrzeń dla teraźniejszości. Pozwala być tu i teraz. Pozwala zostawić bagaż pełen kamieni i wyprostować plecy, zwracając sobie samemu godność. Nie oznacza, że zapominam - pamiętam, ale mnie to nie obciąża. Pamiętam, że w moim posiadaniu był plecak, stary, miał rozerwaną kieszeń i był pełen kamieni - był, bo go już nie niosę na plecach. Został pozostawiony z tymi kamieniami, skończyło się rzucanie nim w tych, którzy byli dla mnie krzywdzący, kamienie wypadły mi z rąk… Wybaczyć to puścić, wypuścić, odpuścić.
Kiedy Marek odpuścił ojcu - zrozumiał, że nie wydarzy się wyrównanie, że nie ma co oczekiwać sprawiedliwości, że jego szczęśliwego dzieciństwa ani normalnie kochającego ojca nikt mu nie wróci, tak jak nie wróci go też ojcu. Wybaczenie oznacza tu przerwanie kręgu zemsty - ojciec mścił się na wszystkich, także na swoich dzieciach - na Marku i jego siostrze, na ich matce. Marek ze ściśniętym kłębkiem nerwów w brzuchu rozmawiał z nim - a kiedy mu odpuścił, odpuściło też to coś wewnątrz. Przestał się spinać, gdy o ojcu słyszał od siostry, albo gdy o nim pomyślał. Odpuszczenie oznaczało, że nie chwytał się już kurczowo myśli o krzywdzie. Dawało mu to dystans, który był uwalniający. Odpuścił, nie oczekując od ojca "wyrównujących" przeprosin albo skruchy czy uznania win, bo i tak by ich nie uzyskał.
Możemy przeznaczyć swoją energię w karanie, mszczenie się (czasami nieświadome, wyparte). Możemy też przeznaczyć swoją siłę i wolę życia na wyleczenie rany i przyjąć to, czego nie można już zmienić w zmienianie tego, co jest tu i teraz. Energia kary może być zamieniona na energię budowania, kreowania, tworzenia. Jeśli pojawia się przepraszam pełne skruchy i uznania winy, to jest to moment do wybieram - czyli wypuszczam kamień z ręki i używam potencjału i talentów moich rąk do działania.
Fragment książki Agnieszki Kozak i Jacka Wasilewskiego "Uwięzieni w słowach rodziców"
Skomentuj artykuł