Wstyd w związku oddziela nas od siebie nawzajem. Jak o nim rozmawiać?
Nie zrzuciłaś brzuszka po ciąży, a twoje koleżanki już dwa miesiące po porodzie zakładają swoje stare dżinsy? Boisz się przyznać żonie, że zostałeś zwolniony, by nadal myślała o tobie jako o kimś silnym, kto na swoich barkach niesie utrzymanie rodziny? To lęk przed tym, że nie będziemy kochani.
Po prawej stronie, od wschodu aż do zachodu, skaliste i masywne góry. Po lewej rzeka, a za nią soczyście zielone łąki ciągnące się po horyzont. Pośrodku tego piękna my: dwie zakochane pary, które zapragnęły spędzić wakacje na rowerach, przemierzając austriackie, słoweńskie i węgierskie krajobrazy. Podczas tamtej wyprawy zrobiliśmy prawie tysiąc kilometrów, pokonaliśmy kilka przewyższeń o 16-18 procentowym nachyleniu.
Co noc obozowaliśmy w innym miejscu, rozkoszując się widokiem gwiazd nad nami. I chociaż na początku nic tego nie zapowiadało, ja także zdołałam pedałować przez mordercze dla mnie odcinki. Najtrudniejszą walkę i tak stoczyłam w swojej głowie.
Byłam najsłabsza
Już po pierwszych kilometrach wyszło na jaw, że z całej ekipy mam najgorszą kondycję, na podjazdach prowadziłam rower, spowalniając pozostałych, a przez resztę trasy znacznie odstawałam tempem. Niby się tego spodziewałam, bo trudno dogonić dwóch wysportowanych chłopaków i dziewczynę, która codziennie trenowała. Ja wtedy więcej czasu spędzałam przy biurku niż na rowerze, no i dźwigałam nadprogramowe kilogramy, co także nie pomagało mi w jeździe. Moim towarzyszem w tej podróży był już nie tylko mój chłopak, ale i wstyd.
Bo nie nadążałam za innymi.
Bo byłam najsłabsza.
Bo wszyscy musieli na mnie czekać.
Bo przed każdą górą drżałam, wiedząc, że czeka mnie kolejne upokorzenie.
Bo mimo ich uśmiechów, czułam presję, że przeze mnie jedziemy wolniej.
Bo byłam najgrubsza, i z moim podwójnym podbródkiem nie wychodziłam na zdjęciach tak ładnie jak koleżanka.
Te myśli kotłowały mi się w głowie i zapętlone jak zepsuta kaseta nie pozwalały cieszyć się wyjazdem. Tak źle czułam się sama ze sobą, że na postojach „chowałam się” i nie chciałam z nikim rozmawiać. Potem złość na siebie wyciekała w ostrych komentarzach w stosunku do innych i tu już zareagował mój chłopak.
Moim towarzyszem w tej podróży był już nie tylko mój chłopak, ale i wstyd.
Na tamtej wyprawie rowerowej do Słowenii pierwszy raz rozmawiałam o wstydzie z Marcinem (który mimo mojej słabej kondycji i nadprogramowych kilogramów rok później mi się oświadczył). To była bardzo trudna rozmowa: przyznałam się, że czuję się mało wartościowa i niepotrzebna w takiej wysportowanej ekipie. Nazwałam to, co się we mnie działo i zaufałam, że nikt mi nie wypomni wolniejszego tempa, bo ważniejszy jest czas spędzony razem w pięknych okolicznościach przyrody. W końcu zaczęłam się nawet cieszyć i każdą górkę traktować jako okazję do wzrostu mięśni, a nie sprawdzian mojej wartości w grupie.
Czym jest wstyd i dlaczego boimy się o nim mówić?
Brene Brown, która poświęciła ponad dekadę na badanie wstydu i tego, jak on nam przeszkadza w budowaniu szczęśliwych związków, definiuje go tak: „wstyd to bardzo bolesne uczucie lub doświadczenie polegające na tym, że wierzymy we własne wady, a wskutek tego w to, że nie jesteśmy godni miłości i przynależności”. Nieodłącznym towarzyszem wstydu jest strach przed zerwaniem więzi z innymi: boimy się, że zrobiliśmy coś, przez co ktoś nas odrzuci. To lęk przed tym, że nie będziemy kochani, a przecież potrzebujemy miłości i przynależności jak powietrza.
Wstyd to jedna z najbardziej prymitywnych emocji*, wspólna dla wszystkich ludzi poza socjopatami, którzy nie odczuwają empatii i są niezdolni do budowania relacji. I tak jak wszyscy odczuwamy wstyd, tak samo wszyscy boimy się o nim mówić. A on jest trochę jak potwór w szafie z dzieciństwa – dopiero, gdy otworzymy drzwi, wpuszczając światło, zmniejsza się i przestaje nas paraliżować. To przekonanie o własnej niewystarczalności i niedopasowaniu sprawia, że chowamy się pod kołdrą, w relacjach nie ujawniamy swoich prawdziwych emocji, nie mówimy prawdy, ubieramy coraz to nowsze piórka i maski, byle nie pokazać swojej wrażliwości. Tak jak Adam w raju, który nagle przestraszył się swojej nagości przed Bogiem i uciekał w gęstwinę.
To lęk przed tym, że nie będziemy kochani, a przecież potrzebujemy miłości i przynależności jak powietrza.
W miarę naszego dorastania ten strach przenosi się poza wymiar cielesny – boimy się powiedzieć mężowi / żonie, że straciliśmy pracę. Wstydzimy się, gdy ktoś zapyta nas o termin porodu, a my po prostu przytyłyśmy. Wstyd pojawia się także wtedy, gdy wyładowujemy złość na dzieciach, a jeszcze gorzej, kiedy widzi to teściowa. Kiedy ktoś wytyka ci bycie kiepskim ojcem, bo oglądasz telewizję, a dzieci fajnie bawią się same i nie chcesz im przeszkadzać. Lękamy się pytań „kiedy w końcu kogoś poznasz?”, ale i spotkania z byłym partnerem, który już poznał kogoś nowego.
Wstydzimy się bankructwa, długów, chorób, nadwagi, błędnych decyzji zawodowych, bycia wyśmiewanym przez szefa, opinii naszych rodziców, gdy zrobimy coś po swojemu. To wszystko uderza w nasze serca: zaczynamy bardziej wierzyć w to, że nie zasługujemy na czyjąś miłość, uwagę, szacunek. Wstyd w związku oddziela nas od siebie nawzajem. Zamiast radości, spokoju i poczucia bezpieczeństwa w relacji pojawia się nieufność, morze domysłów i strach przed oceną. Szczególnie, że najbliższą osobę najłatwiej zawstydzić, bo jak nikt znamy jej słabe punkty.
Czy jest alternatywa? Owszem: rozpoznanie wstydu i rozmowa o nim, tyle że to bardzo odważna opcja! Pierwszym krokiem jest nazwanie tego, co boli, warto więc wiedzieć, gdzie wstyd najczęściej uderza. W badaniach Brene Brown wyłoniły się trzy główne obszary dotykające kobiety i jedno przesłanie, które u mężczyzn najczęściej powoduje chęć zapadnięcia się pod ziemię. Oczywiście każdy z nas ma także swoje indywidualne czułe miejsca. Dla mnie poznanie tego, co jest wspólne wszystkim kobietom, odsłoniło też pewną prawdę o mnie. Kiedy opowiadam o tym na warsztatach, widzę łzy w oczach i spuszczone głowy, co jest kolejnym potwierdzeniem, że wstyd odczuwamy podobnie i że każdy się z nim mierzy.
Trzy obszary wstydu u kobiet
Pierwszym obszarem u kobiet jest wygląd: ciągle obawiamy się, że nie zostaniemy zaakceptowane z obecną figurą i wiekiem, że będziemy skreślone, jeśli nie wpiszemy się w obowiązujące kanony piękna. Niby jesteśmy świadome, że nasze ciało się starzeje, że odbijają się na nim różne choroby, a zdjęcia w gazetach to dzieło bardziej Photoshopa niż natury; a jednak nadal hołdujemy przekonaniom, jak ważne jest bycie ładną. Nieważne, że nikt nigdy nie opisał, co to znaczy. Jeśli odstajesz od normy – powinnaś się wstydzić.
Nie zrzuciłaś brzuszka po ciąży, a twoje koleżanki już dwa miesiące po porodzie zakładają swoje stare dżinsy? Masz dowód, że wszystko się da, musisz się tylko bardziej postarać. Zauważyłaś u siebie siwe włosy lub zmarszczki? Musisz szybko biec do sklepu po dobrą farbę i krem, by koleżanki nie wytknęły ci zaniedbania. Wychodzisz z domu bez makijażu, henny i manicure? To znak, że odstajesz od innych kobiet, koniec i kropka. Powinnaś zawsze dobrze wyglądać!
Kolejny obszar to bycie „superwoman” w każdej dziedzinie: w społeczeństwie funkcjonuje oczekiwanie, że będziemy perfekcyjne w każdej z pełnionych ról. Kobieta idealna to taka, która świetnie rozumie swojego mężczyznę, mądrze wychowuje dzieci, odnosi sukcesy w pracy, ma hobby, które ją rozwija, jest na bieżąco z kulturą, nienagannie wygląda, zdrowo gotuje, zna się na wystroju wnętrz i potrafi zadbać o porządek w swoim domu. Logicznie rzecz biorąc, to nie do zrobienia w ciągu 24 godzin.
Kto by się jednak tym przejmował? Najlepiej oczywiście, jeśli godzimy te role na perfekcyjnym poziomie bez jakiegokolwiek wysiłku. Tak przynajmniej powinno to wyglądać na zewnątrz: jakbyśmy były wyposażone w naturalne talenty i nadprzyrodzone moce, bo dopiero wtedy można nas docenić. W oczach świata to ogromna zasługa, by nigdy nie być zmęczonym, chociaż tak bardzo zajętym. By oszukać naturę, a w zamian dostać komplement „jak ona to wszystko ogarnia!”.
Trzecim obszarem, w którym najczęściej kobiety doświadczają wstydu jest… macierzyństwo. I wcale nie musimy mieć dzieci, by czuć się gorszą w tej kwestii! W odbiorze społecznym kobiecość jest tak nierozerwalnie związana z byciem matką, że dopiero ten składnik potwierdza naszą wartość w oczach innych. Stąd te ciągłe pytania o chłopaka, potem zaręczyny, datę ślubu, po ślubie o to, kiedy dziecko. Gdy ono się już pojawi, otoczenie zadba o to, byśmy się wstydziły. Każdy ma dla matek dobre rady, wie lepiej, jak karmić, trzymać, usypiać i przewijać niemowlę.
Te wymowne spojrzenia i westchnienia, gdy w tramwaju maluch zaczyna płakać i nie możemy go ukoić. Przewracanie oczami na widok matki, która próbuje nakarmić dziecko w miejscu publicznym. Ciągłe zmęczenie, pełno naczyń w zlewie, obiady na wynos i chodzenie w pidżamie do wieczora. Nie jesteśmy ani trochę podobne do insta-matek, które mają zrobione na błysk paznokcie, porządek w domu, gotują zdrowe posiłki i jeszcze podczas drzemek dbają o swój rozwój osobisty. Mimo tylu przeczytanych poradników, posiadanych gadżetów i usłyszanych dobrych rad, nadal nie jesteśmy wystarczająco dobrymi matkami. Wstyd matczyny jest czymś, co nie ma końca.
Główny obszar wstydu u mężczyzn
U mężczyzn natomiast zawstydzające jest przede wszystkim okazanie lęku, słabości, bycie postrzeganym inaczej niż twardziel, to trwanie w błędzie i porażka na jakimkolwiek polu. W męskim świecie obecna jest presja, by za wszelką cenę udowodnić, że „ma się jaja”. Najłatwiej widać to w sporcie i biznesie – gdy nie wytrzymasz napięcia, odpadasz z gry i świat o tobie zapomina. Dostajesz łatkę „mięczaka” na boisku licealnym, bo podczas ważnego meczu przestraszyłeś się siły przeciwnika. Boisz się przyznać żonie, że zostałeś zwolniony, by nadal myślała o tobie jako o kimś silnym, kto na swoich barkach niesie utrzymanie rodziny. Albo porzucasz swoją dobrze rokującą pasję artystyczną bądź kulinarną, bo zostałeś przyłapany przez kolegów i wyśmiany przez „babskie zajęcie”.
Kiedy podczas spotkania w pracy ktoś wytknie ci niekompetencję, brniesz w zaparte i bronisz swojej racji, byle nie przyznać się do błędnego myślenia. To przesłanie o udawaniu zawsze twardziela jest obecne także w relacjach – ze strachu przed oceną, słabością i zagubieniem mężczyźni rzadko otwierają się na tyle, by mówić o swoich trudnościach. Badania wskazują, że wynika to też z lęku przed reakcją kobiet: „Czy jej to nie zburzy świata, kiedy ja sobie z czymś nie będę radził? Skoro ona szuka we mnie oparcia, to czy moja bezsilność i smutek nie zabiorą jej poczucia bezpieczeństwa? Czy ona mnie takiego zaakceptuje?”. Okazuje się, że przyznanie się do czegoś tak pierwotnego, jak bezradność, troska o innych, wrażliwość jest takim samym lub większym wyzwaniem niż przebiegnięcie maratonu na pustyni.
Kiedy wiemy, co nas zawstydza i w jakich sytuacjach najłatwiej nam przestać wierzyć w swoją wartość, to znaczy, że jesteśmy na dobrej drodze do budowania dojrzałych i odważnych związków. Znajomość siebie w tym obszarze jest konieczna, by przejść dalej – by odsłonić te czułe miejsca przed kimś najbliższym i opowiedzieć mu swoją historię. Jak to zrobić? O tym już za tydzień w kolejnym tekście.
*uściślając: wstyd to coś więcej niż emocja, bo nie opiera się tylko na prostej reakcji organizmu na bodziec, ale do wystąpienia wstydu potrzebne jest myślenie. Innymi słowy, wstyd wywołują pewne przekonania o sobie lub świecie, oparte na przesłaniu „jestem niewystarczająco dobry / dobra by mnie zaakceptować”. Dopiero wtedy dołączają do nich oznaki emocji, takie jak: czerwienienie się, potliwość, gęsia skórka, skurcze żołądka, ucisk w klatce piersiowej, ból w ciele.
Propozycje ćwiczeń:
- Podczas czytania o obszarach wstydu przyjrzyj się sobie i zanotuj, w jakich sytuacjach lub kontekstach on ciebie dotyka. Jakie zdania go wywołują? Jakich ocen najbardziej się obawiasz, jeśli chodzi o twoją kobiecość lub męskość?
- Usiądźcie we dwoje w spokojnym miejscu i dogodnym czasie i… spróbujcie sobie chociaż pokazać te notatki. Opowiedzcie sobie o jednej sytuacji, w której poczuliście się zawstydzeni, a której bohaterem nie był partner / partnerka. Na razie ćwiczymy na neutralnym gruncie.
- Po takiej rozmowie zadbajcie o siebie i swoją wartość tak, jak tego potrzebujecie: to może być przytulenie się, wypłakanie, relaksująca kąpiel lub wspólny spacer. Ważne, by na nowo poczuć się fajnym człowiekiem, który lubi się sam ze sobą.
* * *
Co usłyszysz, gdy zapytasz siebie o „szczęśliwy związek”? W czasie Adwentu razem z Moniką Chochlą, psychologiem, zmierzymy się z tym pytaniem. Zastanowimy się nad tym, po co warto być autentycznym w relacji, co to znaczy odwaga i zaufanie, i dlaczego w szczęśliwym związku nie trzeba za wszelką cenę być miłą i ładną kobietą albo mężczyzną „z jajami”.
Pozostałe teksty znajdziesz TUTAJ.
Skomentuj artykuł