Klaps to nie bicie? Spróbuj wymierzyć go swojemu szefowi
Panuje przekonanie, że bicie daje efekty. Rzeczywiście, jeśli ktoś zleje dziecko za "pyskowanie", to ono zapewne zamilknie. Oczywiście, w pakiecie otrzyma nerwicę, trudności w budowaniu relacji i wiele innych.
Z okazji Dnia Dziecka ja - Mąż - zadałem kilka pytań swojej kochanej Katolwicy, która z racji bycia psychologiem i psychoterapeutą często spotyka się z osobami, które w dzieciństwie były ofiarami przemocy.
Mąż: Gdybym miał złożyć życzenia wszystkim polskim dzieciom z okazji ich święta, byłyby one fragmentem znanej piosenki: "Słodkiego, miłego życia, bez chłodu, głodu i bicia". O ile z chłodem i głodem ma do czynienia coraz mniej malców, to bicie dzieci nadal jest rozpowszechnioną "metodą wychowawczą". Czemu tak się dzieje?
Katolwica: Powszechność stosowania przemocy wobec dzieci ma kilka przyczyn. Po pierwsze, frustracja i brak kompetencji rodziców, którzy zwyczajnie nie radzą sobie z sytuacją trudną wychowawczo, w jakiej postawiło ich dziecko. Rozładowują więc swoje emocje na dziecku - ono przecież nie stawia oporu - małe dzieci nigdy nie oddają rodzicom. A przecież, kiedy ma się dzieci, to sytuacje trudne zdarzają się nieustannie. Po drugie - panuje przekonanie, że bicie daje efekty - bo rzeczywiście, jeśli na przykład ktoś zleje dziecko za "pyskowanie", to ono zapewne zamilknie. Oczywiście, w pakiecie otrzyma nerwicę, trudności w budowaniu relacji i wiele innych problemów - ale wymierzenie klapsa jest łatwiejsze niż rozmowa z dzieckiem lub przyznanie, że sobie nie radzę, więc powinienem poszukać pomocy specjalisty. Dochodzi jeszcze kwestia powtarzania schematów - mnie bito, więc ja też biję. W Polsce dużo dyskutujemy o tym, od kiedy zaczyna się życie człowieka w kontekście aborcji - my, katolicy, wierzymy, że o człowieku mówimy od poczęcia. Ale przecież małe dziecko także jest już człowiekiem - i zasługuje na ludzkie traktowanie.
Właściwie, co jest złego w przylaniu smarkaczowi od czasu do czasu? Przecież tyle osób powtarza "mnie ojciec bił i wyrosłem na porządnego człowieka"…
Ktoś, kto bije swoje dziecko, nie wyrósł na porządnego człowieka - porządny człowiek nie stosuje przemocy. Jest to zatem zdanie wewnętrznie sprzeczne. Jako psychoterapeuta często spotykam osoby, które niby zostały wychowane na "porządne" (na przykład nie siedzą w więzieniu), ale ich psychika jest przez to bicie trwale okaleczona. Przemoc powoduje nie tylko ból fizyczny i możliwość okaleczenia dziecka - na przykład poprzez wywołanie groźnego Syndromu Dziecka Potrząsanego (SBS), ale także cierpienie psychiczne. Ofiary przemocy ze strony rodziców żyją w ogromnym konflikcie: z jednej strony kochają swoich rodziców, a z drugiej - czują względem nich wściekłość za doznawane krzywdy. To prowadzi do zaburzeń nerwicowych, które dotykają aż jedną trzecią społeczeństwa!
Jakie inne problemy - poza nerwicą - "przypadają w udziale" bitym dzieciom?
Depresja, zaburzenia lękowe, brak pewności siebie i niestabilny obraz własnej osoby. Często osoby takie cierpią na zaburzenia osobowości - w przypadku skrajnej przemocy może to być na przykład zaburzenie osobowości z pogranicza, czyli borderline. Dzieci, które dorastały w rodzinach dysfunkcyjnych, kierują się często (oczywiście nie do końca świadomie) zasadą "trzech nie", czyli: "nie mów - nie ufaj - nie odczuwaj". W dzieciństwie umożliwiają one "przetrwanie" w patologicznym domu. Te "zasady" idą z nami jednak w dorosłe życie, uniemożliwiając normalne funkcjonowanie. Niemal wszystkie osoby, które cierpią z powodu zagubienia, lęków czy poważnych kłopotów z bliskością i zgłaszają się po pomoc psychologiczną do mnie czy ziomków po fachu, doznawały w dzieciństwie przemocy.
Osoby opowiadające się za dawaniem dzieciom klapsów często powołują się na fragment Biblii: "Karcenia chłopcu nie żałuj, gdy rózgą uderzysz - nie umrze. Ty go uderzysz rózgą, a od Szeolu zachowasz mu duszę" (Prz 23,13-14). Czy Bóg oczekuje zatem od rodziców, że będą bić swoje dzieci, a wychowanie bez przemocy to mrzonka lewaków?
Niestety, duchowni niezbyt wiele mówią o konieczności poszanowania praw dziecka. Jednak, jak wiadomo, Biblia zawiera nie tylko Prawo, które musimy stosować, ale także żydowskie mądrości i przekonania - należy umieć oddzielić jedno od drugiego i odpowiednio czytać pewne fragmenty. Przecież nie wszystkie zdania zawarte w Piśmie rozumiemy dosłownie! Kluczem do rozumienia całości Pisma Świętego jest nauczanie Jezusa, który przecież szanował najmłodszych - kazał nam stać się podobnymi do dzieci i pozwalał im do siebie przychodzić, choć zapewne wśród wesołej gromadki, otaczającej Go, były zarówno dzieci "grzeczne", jak i takie, które przypominały swoją postawą raczej Dennisa Rozrabiakę… Sądzę, że przepuszczone przez nowotestamentowy "filtr" fragmenty Starego Testamentu można odczytać jako nakaz wychowania dziecka przez rodziców, odpowiedzialności za nie, kształtowania ich charakteru, a nie przykaz stosowania "metody", jaką jest rózga. Modele wychowawcze, całe szczęście, zmieniają się. Chrześcijaństwo nie zwalnia nas z korzystania z Bożego dobrodziejstwa, jakim jest rozum. Dzięki rozumowi zaś rozwija się nauka, między innymi psychologia - skoro więc wiemy, jak destrukcyjne jest bicie dzieci, to my, katolicy, nie powinniśmy tego robić. Starajmy się raczej czytać, słuchać i oglądać, by być w stanie lepiej zrozumieć psychikę malucha. Dzięki temu stajemy się bardziej wyrozumiali i umiemy reagować na trudne sytuacje.
Ale Ty mówisz o biciu, o jakiejś przemocy… A zwykły klaps?
Wszystkim, którzy twierdzą, że klaps to nie bicie, mówię, by spróbowali go wymierzyć własnemu szefowi. Owszem, klaps to także przemoc. Bite dziecko doznaje upokorzenia, bólu, lęku - nie chodzi tutaj o siłę uderzenia mierzoną w liczbie niutonów. Chodzi o uczucie, że ktoś, kogo kocham, sprawia mi cierpienie. Poza tym, jeśli chcemy trzymać się tego, czy klaps boli, czy boli tylko troszkę - dorosły jest większy i silniejszy, więc dziecko może nawet fizycznie czuć ból bardziej intensywnie, niż wielu się wydaje.
To co zamiast bicia? Postrach współczesnej epoki: "bezstresowe wychowanie"? Kary na komputer? A może szlaban?
Cóż, zdaniem części konserwatystów "bezstresowe wychowanie" to przyczyna wszystkich nieszczęść na świecie. Jest to jednak oksymoron - wychowanie zawsze wiąże się z jakimś stresem. Rodzic powinien przecież stawiać dziecku wymagania. Podstawą wychowania powinien być jednak przykład własny (nie można karać dziecka za to, że kłamie, gdy sami oszukujemy je, że jedzie na plac zabaw, a my zabieramy je do przychodni…). Ważna jest też szczera rozmowa o naszych uczuciach, oczekiwaniach oraz emocjach, z jakimi mierzy się dziecko - czasami jego zachowanie jest wynikiem tego, że z czymś nie daje sobie rady. A przecież świat jest skomplikowany także dla dorosłych. Życie dziecka tym bardziej nie jest zatem łatwe - naszą rolą jest pomóc dziecku ogarnąć rzeczywistość, a nie czynić jego żywot nieznośnym. Kiedy zupełnie nie rozumiemy zachowania latorośli lub nie radzimy sobie z nim, nie wahajmy się udać do specjalisty - psychiatry lub psychologa dziecięcego.
Wywiad pochodzi z bloga katolwica.blog.deon.pl
Skomentuj artykuł