Najważniejsze słowo świata?

Najważniejsze słowo świata?
Serce nie jest tylko workiem mięśniowym, który się kurczy i rozkurcza, i nigdy nie wypoczywa. (fot. shimelle / flickr.com)
Logo źródła: Dziennik Polski Ewa Borek / slo

Rozmowa z prof. Jackiem Dubielem z II Kliniki Kardiologii CM UJ w Krakowie.

Co to jest serce?

- Popularnie mówi się, że jest to pompa ssąco-tłocząca, zbudowana z mięśnia. Jednak tak naprawdę serce jest niezwykłym narządem. Wielkości pięści, waży zaledwie około 300 gramów. Bije czterdzieści milionów razy w roku i tłoczy 3,5 mln litrów krwi przez prawie 160 tys. kilometrów układu naczyniowego. Do tego celu wytwarza samoistnie prąd o natężeniu ok. 20 watów. Może bardzo szybko zmieniać częstotliwość uderzeń od 60 do 200 na minutę, a pojemność minutową od dwóch do 12 litrów... Zamiar, aby tę pompę zastąpić wszczepioną do ciała maszyną, jest jednym z najtrudniejszych celów, jakie sobie kiedykolwiek postawiła technika. Tak w każdym razie pisze o sercu lekarz w "The Ethics of Medical Progress".

DEON.PL POLECA

- Jednak serce to nie tylko mięsień, ale przede wszystkim siedlisko duszy.

- Oczywiście, dlatego o sercu poeci piszą inaczej niż mówią lekarze. "Dziękuję ci, serce moje/ że obudziłam się znowu/ i chociaż jest niedziela/ dzień odpoczywania/ pod żebrami trwa zwykły przedświąteczny ruch" - napisała Wisława Szymborska w wierszu "Do serca w niedzielę". Serce jest narządem, które nie może przestać pracować. Jednak równocześnie od wieków jest przedmiotem zainteresowania poetów. Dla romantyków najważniejsze były uczucia, a ich siedliskiem było serce, czyli dusza.

- Od zawsze serce przedstawiane jest tak samo - znaczek graficzny, który bezbłędnie kojarzymy. Czy Pan, jako kardiolog, także widzi ten symboliczny znak graficzny, słysząc słowo "serce", czy jednak to, co naprawdę mamy pod żebrami?

- Widzę symbol, bo tak jest personifikowane serce. Nieważne, że inaczej wygląda w rzeczywistości. Serce to serce!

- Ale serce to wyjątkowo wrażliwy narząd - choć fizycznie to tylko kurczący się, silny mięsień. Każde uczucie - zarówno złe, jak i dobre - wpływa na ciało. W każdym razie tak wydaje się laikowi. Czy to prawda?

- Tak, każda emocja związana jest z odpowiedzią serca na różne sytuacje, które nas spotykają.  Cały ustrój, a szczególnie serce podlega wpływowi dwóch układów: układu pobudzającego, zwanego sympatycznym, i układu parasympatycznego. Ten pierwszy powoduje, że serce zaczyna się mocniej kurczyć i szybciej bić, jakby zrywało się do lotu. Układ parasympatyczny działa odwrotnie: zwalnia akcję serca, uspokaja. Pierwszy reaguje na każdą sytuację emocjonalną, pozytywną i negatywną, Drugi działa w okresie pełnego relaksu i wypoczynku oraz w czasie snu. Jednak w ciągu dnia, zwłaszcza przed południem, panuje układ sympatyczny.

- Jeśli układ sympatyczny reaguje na każdą sytuację emocjonalną, to znaczy, że zareaguje identycznie na słowa "nienawidzę cię", jak i "kocham cię"?

- Dokładnie tak. Serce tak naprawdę nie kwantyfikuje uczuć i emocji. Niezależnie od tego, czy są one pozytywne, czy negatywne, zawsze mocno działają na serce, zmuszając je do przyspieszonej pracy. Jednak wyznanie miłości, choć powoduje fizycznie podobne reakcje serca, jak obrażanie czy nienawiść, wywołuje bodziec pozytywny. Natomiast bodziec negatywny działa na mięsień sercowy uszkadzająco.

Czyli słusznie ludzie powiadają: nie denerwuj mnie, bo dostanę zawału!

- Z tym zawałem to może jest trochę przesady, jakkolwiek nigdy nie można pominąć tej możliwości. Z pewnością sytuacje nawarstwiającego się stresu mają negatywny wpływ na serce. Medycyna zna przypadki uszkodzenia serca tylko w wyniku przedłużającego się obciążenia stresowego. Dwie dekady temu w Japonii opisano zespół Tako Tubo. Japończycy są pracoholikami, więc ten zespół u nich występuje częściej niż u innych nacji. Polega na tym, że chory ma objawy zawałowe, choć badania mówią, że zawału nie ma, żadnych zmian wieńcowych także nie, a część serca w ogóle się nie kurczy. Koniuszek serca jest porażony! I to jest zdecydowanie związane ze stresem. Po kilku miesiącach, najdalej po pół roku, serce wraca do normy. Ten zespół pokazuje jednak, jak zgubny na serce wpływ ma przedłużający się stres.

- A pozytywny stres? Czy może działać lecząco?

- Jeśli dałoby się leczyć miłością, to bym polecał to lekarstwo! Na pewno stres pozytywny nie obciąża tak serca, jak negatywny. Jeżeli przeprowadzi się analizę częstości i rokowania w chorobach serca, to osoby z depresją i głębokim smutkiem mają o wiele gorsze perspektywy.

- Czyli permanentnie zakochani nie chorują na serce?

- Chyba że kochają bez wzajemności. Wtedy wchodzą w depresję i stają się potencjalnymi kandydatami na pacjenta kardiologii...

- ...gdzie trafiają ze złamanym sercem?

- No właśnie, tak się mówi. Ma złamane albo pęknięte serce. Przecież żadna z tych rzeczy nie może się zdarzyć. Nawet w zawale serce nie pęknie, bo to jest potężny mięsień! Co najwyżej serce może się zatrzymać, pod wpływem dramatycznego stresu wyzwolić zespół niedokrwienny, kończący się nagłą śmiercią. A więc można go złamać w sensie jego funkcji - bo przestaje pracować.

 

- A więc można umrzeć tylko z powodu negatywnych przeżyć?

- To były wczesne lata sześćdziesiąte. W Londynie, w jednej z lepszych klinik, zdarzyła się niezwykła sytuacja. Zgłosił się pacjent z kraju środkowoafrykańskiego, w wieku ok. 20 lat, który powiedział, że zna datę swojej śmierci.

Kiedy był dzieckiem, tę datę wywróżył mu plemienny szaman. Młodzieniec nie chciał umierać, dlatego szukał pomocy medycznej. Został przebadany na wszystkie sposoby. Nie wykryto żadnej choroby. W dniu hipotetycznej śmierci został położony w szpitalu, podłączony pod monitor i dokładnie kontrolowany. O wyznaczonej przez szamana godzinie serce stanęło. Mimo reanimacji nie udało się go ponownie uruchomić. Powstał dylemat: czy doszło do nagłej śmierci sercowej znanej medycynie, czy może ta śmierć nastąpiła pod wpływem wiary i związanego z tym potwornego stresu? Pół wieku minęło od tamtego czasu, a my nadal nie wiemy dużo więcej o sercu.

Pewnie i dziś taki przypadek skończyłby się śmiercią.

- Czy to oznacza, że gdyby ten młody człowiek zlekceważył przepowiednię, żyłby do dziś? Mówiąc inaczej: czy psychika może mieć aż tak wielki wpływ na fizyczność, że pod jej wpływem zdrowy człowiek umrze?

- No, tego nie wiem i to był właśnie ów dylemat, który londyńscy lekarze próbowali rozwiązać. Doświadczenie uczy mnie, że mogę chorego leczyć zgodnie ze wszystkimi standardami, ale czasami, gdy w jego oczach widać głęboki smutek i poddanie się losowi, wiem, co będzie. Tacy chorzy rokują źle. Z drugiej strony, jeśli mam pacjenta z o wiele cięższą chorobą, ale nastawiony jest pozytywnie do życia i ludzi, otoczony osobami bliskimi, kochającymi go, to zupełnie inaczej reaguje.

- Czyli jednak miłość, dobre uczucia, dostarczane z zewnątrz, mogą leczyć!

- Niewątpliwie sercu pomagają. Nawet jeśli nie wywołują lawiny pobudzenia układu sympatycznego, łagodzą dolegliwości. Serce nie jest tylko workiem mięśniowym, który się kurczy i rozkurcza, i nigdy nie wypoczywa.

- I nigdy się nie regeneruje, mimo że pracuje bez chwili wytchnienia.

- Teraz już wiemy, że jednak się regeneruje. Regeneracja ukryta jest w nas: jedni lepiej, inni gorzej regenerują swoje serce. Z pewnością ma znaczenie charakter i nastawienie człowieka. Dobre uczucia, dawane i otrzymywane, pomagają regenerować serce. Osoby nastawione pesymistycznie, depresyjnie albo po prostu chorujący na depresję, częściej chorują na serce i mają gorsze rokowania niż optymiści.

- Czy można człowieka, np. nieszczęśliwie zakochanego, wyleczyć z bólu serca? Np. przepłukać je, usuwając toksyny nienawiści czy niespełnienia, tak jak zatrutemu można przepłukać żołądek?

- Niestety, nie. Ból duszy, która lokalizowana jest w sercu, jest bardziej dotkliwy, niż ból fizyczny, czyli ból ciała. Ten medycyna opanuje bardzo szybko, ból duszy może uleczyć tylko czas. Stosujemy jakieś środki, wpływające na obszary odpowiedzialne za emocje, ale to nie leczy. Dlatego tak ważne jest, by mieć dobre, pozytywne nastawienie do świata. Zamiast codziennej konfrontacji ze wszystkim i wszystkimi, uśmiechajmy się i pogódźmy z rzeczywistością. Niech tak rzadkie uczucie, jak radość obcowania z inną osobą, stanie się uczuciem częstym. Kiedy reagujemy złością, agresywnym słowem, kiedy denerwujemy się, bo ktoś zrobił coś nie po naszej myśli, zastanówmy się krótko: jak to wpływa na nasze serce? Mamy je jedno i nie da się go wymienić na nowe. A przecież nigdy nie wiadomo, kiedy ono powie: stop.

- Reasumując: optymiści są zdrowsi? Czy tak?

- Na pewno dobre słowo, pogodzenie się z życiem, uśmiech, akceptacja, pozytywne myślenie to lepsze, niż cała proszko- i farmakomania. No i oczywiście udana miłość fizyczna, czyli po prostu seks.

- Hola, hola! Seks to ciężka praca fizyczna, dla serca z pewnością wielkie obciążenie.

- Nie taka znów ciężka! Wysiłek fizyczny w czasie seksu to jednostka wymierna - mierzy się w metzach. Jest to zużycie tlenu na minutę na gram tkanki. Wysiłek porównywalny jest z ok. dwukilometrowym, spokojnym spacerem. Nie przewyższa umiarkowanego wysiłki w dniu codziennym. Czyli na pewno nie szkodzi. Warto dodać, że tak jest tylko wtedy, kiedy uprawia się miłość z jednym, stałym partnerem. W Anglii robiono badania, które pokazują, że seks z przypadkowym partnerem, w układzie pozamałżeńskim (lub pozapartnerskim) stanowi dla serca znacznie większe obciążenie. To w tej grupie może dojść do tzw. słodkiej śmierci, czyli śmierci w ramionach przypadkowej partnerki. Bo tu, oprócz wysiłku, w grę wchodzi stres związany ze zdradą. Jednak ogólnie - ryzyko zgonu w czasie stosunku seksualnego jest porównywalne z ryzykiem porażenia piorunem w czasie burzy. A więc seks nawet dla pacjenta po przebytym zawale nie jest przeciwwskazaniem. Tysiąc innych sytuacji zagraża bardziej po zawale niż uprawianie miłości fizycznej. Złe jedzenie, używki, kawa, papierosy, alkohol. Na to możemy mieć wpływ, na seks nie bardzo, bo jest to odwieczny czynnik prokreacji i musimy go uprawiać.

- Żyjemy niezdrowo i pewnie nawet miłość nie może nas uleczyć. Z doświadczenia wiemy, że umierają inni! Dlatego nie przejmujemy się dietą, a ostrzeżenia na papierosach po prostu lekceważymy.

- To prawda. I jedziemy na urlop do Egiptu, choć wiemy, co tam się dzieje, a ministerstwo odradza. Jest taki dowcip, który chętnie opowiem. Przychodzi pacjent do lekarza i mówi: panie doktorze, żona mnie zdradza, a mnie rogi nie rosną. O co chodzi? Lekarz na to: niech się pan nie przejmuje, te rogi, to tylko przenośnia literacka. - No to dzięki Bogu, bo ja myślałem, że to jest niedobór wapnia...

Źródło: Serce to najważniejsze słowo świata!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Najważniejsze słowo świata?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.