Życie Kasi i Tomka to gotowy scenariusz na film. Są razem od 35 lat i niewiele jest rzeczy, które im się nie przydarzyły
Ich życie to gotowy scenariusz na film. I romans, i komedia, i dramat, i sensacja, i smakowita obyczajówka, w której proza życia miesza się z niezwykłymi ingerencjami Nieba. Każdy, kto choć raz miał okazję spotkać ich na żywo albo usłyszeć ich świadectwo, wychodzi z tego spotkania poruszony.
Nikogo nie pouczasz, po prostu się dzielisz
"Kasia i Tomek są absolutnie niezwykłymi ludźmi, choć pierwsi by temu zaprzeczyli. Od dwudziestu paru lat służą małżonkom i narzeczonym swoim świadectwem. Ich zaangażowanie to wzór dla wielu naszych animatorów" ‑ mówi Olek Unold, lider Wrocławskiego Ośrodka Spotkań Małżeńskich".
Ona jest opiekunką w przedszkolu, on przez wiele lat prowadził świetnie prosperującą firmę meblową. Małżeństwem są od 35 lat, mają dwójkę dorosłych już dzieci. "Wiesz, my naprawdę nigdy nie zastanawialiśmy się, czy warto jeździć na dialogi i tam opowiadać o swoich małżeńskich doświadczeniach. Po prostu była robota do zrobienia, więc się jechało" - uśmiecha się Kasia. "Przekonywało mnie to, że w Spotkaniach [Małżeńskich - przyp. AR] nikogo nie pouczasz, tylko opowiadasz o tym, jak sobie z czymś radzisz lub nie radzisz" - dodaje.
Bankructwo, zdrada, depresja - i ciągle wygrywała miłość
Na rekolekcjach zazwyczaj mówią krótko, ale bardzo dobitnie. Należą do pokolenia ludzi, którzy nie lubią rozczulać się nad sobą, tylko - w razie potrzeby - zakasują rękawy i robią to, co powinno być zrobione. Bez dyskutowania i dzielenia włosa na czworo.
Poznali się jeszcze w latach szkolnych i była to miłość od pierwszego wejrzenia. "Byłem lektorem w naszym kościele. Do dziś pamiętam, jak Kaśka po raz pierwszy weszła do kościoła. Stanęła daleko. Pod balkonem. Prawie za filarem, ale ja i tak ją dojrzałem. Te czarne włosy! I oczy. Ogromnie chciałem się przekonać, jakiego są koloru. Więc co było zrobić..." - Tomek z figlarnym uśmiechem zawiesza głos - "Poszedłem z koszyczkiem" - rzuca.
Kilkadziesiąt lat ich wspólnej drogi, to poruszająca historia naznaczona ogromnymi kryzysami. Była i plajtująca firma, i leczona klinicznie depresja, i zdrada małżeńska. A oni to wszystko przetrwali. "Ktoś z bliskich rzucił nam kiedyś w rozmowie: »Wy to macie szczęście. Wam się udało, że to wszystko przetrwaliście«. Strasznie mnie to oburzyło. Nam się nie - »udało«. Myśmy nie »mieli szczęście«. Myśmy to wszystko wymodlili!" - mówi Kasia. "To prawda. Całe nasze życie próbujemy żyć dialogiem. I Bóg nam świadkiem, jak wiele razy na tej drodze upadaliśmy! Niby znamy zasady, ale non stop je łamiemy. Ale to, czego bardzo mocno doświadczamy w naszym małżeństwie, to tego, że jak Bóg obiecał, że z nami będzie, to nas nie opuści. Nawet jak zdradzimy i sami siebie przekreślimy. On nigdy nie ocenia. On przyjmuje" - stwierdza Tomek.
Takiego wsparcia nie da się wycenić
W najtrudniejszych chwilach swojego małżeństwa zawsze przynajmniej jedno z nich trzymało się wiary jak kotwicy. "Gdyby nie Jego wierność, Jego nauka o przebaczaniu i doświadczenie Jego łaski - już dawno by nas nie było" - podkreślają. "No i gdyby nie wspólnota" - dodają. Ten wątek podkreślają wielokrotnie. Cokolwiek ich w życiu nie spotyka, nie są sami. Mają przy sobie ludzi ukształtowanych przez zasady dialogu, z których pierwsza nadaje prymat słuchania przed mówieniem. Nikt, kto sam nie przeszedł depresji, kto nie był zdradzony, nie tonął w długach, nie jest w stanie pojąć, co rzeczywiście przechodzi człowiek w danym kryzysie. Ale czasem już sama możliwość podzielenia się bez obawy przed ocenieniem przynosi faktyczną pomoc.
"A to przecież tylko wierzchołek góry lodowej" - dodają - "Jeśli masz środowisko ludzi, którym faktycznie na twoim małżeństwie zależy, to gdy coś się w twojej relacji sypie, to nie usłyszysz tam dobrych rad w rodzaju »znajdź szybko dobrego adwokata«, tylko co najwyżej »dawaj, niesiemy to z tobą«. W najgorszych momentach naszego życia nasi przyjaciele z ruchu [Spotkań Małżeńskich - przyp. AR] potrafili odmawiać pompejanki i pościć w naszych intencjach. To było takie duchowe wsparcie, którego nie da się w żaden sposób wycenić".
Zaczęło się od zwykłego drżenia dłoni
Tomka pasją życiową było od zawsze robienie zdjęć ptaków. Potrafił godzinami leżeć w bezruchu, by złapać idealne ujęcie w naturze. W 2019 roku zaniepokoiło go drżenie prawej dłoni. Nie był w stanie utrzymać obiektywu. Poszedł na badania. Tak zaczęła się jego medyczna gehenna. Początkowo diagnozowano go w kierunku stwardnienia zanikowego bocznego (SLA), wkrótce jednak lekarze stanęli bezradni wobec nietypowych objawów. Choroba postępuje, ale na dzień dzisiejszy dużo łatwiej powiedzieć, na co Tomek nie choruje, niż określić jednoznacznie co mu dolega. I choć Tomek nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować, to nadal z Kasią służą w Ruchu Spotkań Małżeńskich.
"Kiedy na salę wjeżdża wózek inwalidzki, ludzie są czasami zaskoczeni. Kasia troskliwie układa ręce męża na stole, a on zazwyczaj okrasza to jakimś zabawnym żarcikiem z rodzaju małżeńskich prztyczków" - opowiada Ania, wieloletnia animatorka Ruchu Spotkań Małżeńskich. "Właściwie nie muszą nic mówić. Oni cali są świadectwem, jaśnieją jakąś taką mądrością, pokojem i oddaniem, które musi pochodzić od Pana Boga, bo po ludzku tylu rzeczy nie dałoby się udźwignąć. Patrzysz na nich i myślisz: »ja też chcę tak kochać!«".
Ten koncert jest dla Tomka
Kasia przyznaje, że udział w jakiejkolwiek formie posługi innym ludziom jest dla nich teraz ogromnym wysiłkiem. Wymaga też każdorazowo zaangażowania osób trzecich, bo ona sama nie jest w stanie Tomka wnieść po schodach, nie mówiąc już o tym, że dla niego każde "wyjście" z domu wiąże się z bólem i rozmaitymi niedogodnościami. "Ale wiemy, że wiele od Pana Boga dostaliśmy łask, dlatego jeśli tylko to nasze życie ma być dla kogoś znakiem Jego Miłości, to póki starczy tchu, chcemy świadczyć" - mówią zgodnym głosem.
Wrocławski Ośrodek Spotkań Małżeńskich obchodzi w tym roku 40 lat swojego istnienia. Z tej okazji odbędzie się koncert ks. Bartłomieja Kota, jednego z kapłanów-animatorów działających w Ruchu. Imprezie towarzyszyć będzie także wernisaż zdjęć Tomka, a całkowity dochód ze sprzedaży biletów zostanie przeznaczony na jego leczenie.
"Było dla nas jasne, że jeśli chcemy świętować dotychczasowe owoce naszej działalności, to tak, by z tego było jak najwięcej konkretnego, wspólnotowego dobra" - mówi Radek Sobolewski z zarządu WOSM i dodaje: "Ludzie jak kania dżdżu potrzebują dziś takich jaśniejących znaków nadziei. W świecie, w którym coraz częściej gloryfikuje się rozwody i rozstania, świadectwo wierności i wytrwałej walki o siebie nawzajem, to bezcenny przekaz. Mamy nadzieję, że jeszcze wielu ludzi będzie miało okazję posłuchać poruszającej historii Kasi i Tomka".
Skomentuj artykuł