Czy tożsamość narodową można sobie wymyślić?
W jakim stopniu nasz narodowy mit jest wymyśloną opowieścią? Ile jest prawdy w romantycznych historiach o bohaterach z naszej przeszłości, a ile jest w tym literackiej fikcji? Skąd wzięło się przekonanie, że Zbawiciel i jego matka Maryja zawsze walczyli po naszej stronie?
Symbole i opowieści
Każde państwo w obliczu zagrożenia z zewnątrz stara się stworzyć lub odnowić mit założycielski, który scala naród i integruje różne grupy społeczne. Rosja, w konfrontacji z Zachodem odwołuje się do Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, do „odwiecznej” walki z faszyzmem. Tworzy nowe symbole i reinterpretuje historię. Najnowszy z rosyjskich symboli, litera „Z”, obecny jest nie tylko na froncie. Młodzież nosi literę „Z” na koszulkach. Namalowana jest na budynkach, a nawet na zabawkach. Można też kupić damską biżuterię w kształcie litery „Z”. Nowy symbol ma pomóc ludziom utożsamić się z działaniami władz państwowych.
Również broniąca się przed najeźdźcą Ukraina stara się poprzez symbole i opowieści podkreślić swoją niezależność i wyjątkowość. Gdy jej państwowość jest zagrożona, powstają nowe historie, często wyidealizowane, o ludziach i ich wyjątkowych czynach. Naukowcy dochodzą do wniosku, że najeźdźcy, tak samo jak ich język, mają niewiele wspólnego ze światem słowiańskim, a ich literatura i sztuka zawsze była beznadziejna, skażona imperializmem. Ta reinterpretacja historii jest dla mnie całkiem zrozumiała w obliczu zagrożenia przed jakim stoi cały kraj. Nawet jeśli mijała się z prawdą, to podtrzymuje w ludziach nadzieję.
W Polsce ogromną rolę w kształtowaniu narodowej tożsamości odgrywała zawsze batalistyczna literatura oraz obraz Polaka-katolika, który bohatersko walczył z każdym wrogiem i zawsze był ofiarą a nigdy sprawcą czyichś cierpień. W czasach walki o niepodległość wymyślono nawet koncepcję Polski jako Chrystusa narodów. Wydaje się, że znowu odżywają dawne mity o Polsce, którą inni chcą skrzywdzić.
Literacka karykatura państw narodowych
Motyw wymyślania tożsamości narodowej porusza w swojej twórczości jeden z poważnych od kilku lat kandydatów do literackiej Nagrody Nobla – Gerald Murnane. Niestety, również w tym roku nie zyskał najwyższego uznania Akademii Szwedzkiej. Wychował się w katolickiej rodzinie i uczęszczał do szkół prowadzonych przez zakonników. W młodości rozważał nawet zostanie księdzem. Choć z czasem oddalił się od Kościoła, przyznaje, że katolickie wychowanie odcisnęło głęboki ślad w jego wyobraźni i sposobie myślenia. W esejach i wykładach opisuje swoje dzieciństwo jako bogate w obrazy religijne i mówi, że katolicyzm nauczył go „myśleć obrazami”, co stało się ważnym aspektem jego pisarstwa.
„Równiny” to jedyna znana w Polsce powieść australijskiego pisarza, która powstała w 1982 roku i do której chciałbym nawiązać w temacie kształtowania się tożsamości narodowych i mitów założycielskich. Trudna to lektura, choć z pewnością dosadna i ważna karykatura państw narodowych. W takim właśnie kluczu odczytałem to szczególne dzieło sprzed ponad czterdziestu lat.
Mieszkańcy równin próbują stworzyć jakąś wspólną tożsamość, mit założycielski czegoś, czego nie ma. Bo czymże może być równina, szara i monotonna? Dialogi, a właściwie monologi i refleksje bohatera sprowadzają się do szukania sensu, w czymś, czego jedynym uzasadnieniem jest istnienie i to niepewne istnienie, bo nie ma jasnej granicy oddzielającej równiny od wybrzeży. Ludzie równin opowiadają o tym, co warto zrobić, by zaistnieć. Czy samo opowiadanie o czymś, może powołać do istnienia coś znaczącego? Czy patrząc w pustą przestrzeń przed sobą, można wypatrzyć coś istotnego? To tak, jakby ktoś robił zdjęcia aparatem bez kliszy lub kręcił film, którego nikt nie zobaczy, bo nic by na nim nie było prócz białej plamy.
Ludzie muszą być z czegoś dumni
Mimo to, tajemniczy ludzie równin z dumą opowiadają o równinie i chcieliby stworzyć dzieła godne równin. Poświęcają temu całe swoje życie. Ale dlaczego? Po co? Bezproduktywnymi, banalnymi rozmowami zanudzają się nawzajem.
Czy to, co nudne i banalne, może być piękne? Jeśli to cała rzeczywistość, w jakiej się żyje, to nie ma innego wyjścia, jak wymyślić jakąś przeszłość, zrobić coś, z czego można będzie być dumnym. Ludzie równin chcą więc stworzyć kulturę i sztukę, napisać pieśni, stworzyć jakieś ugrupowania, które będą ze sobą o coś walczyły. Założyć lokalne religie. Nauczyć dzieci jakichś zabaw, których żadne inne dzieci nie znają. Ustalić, jakie kolory są dla nich ważne. Wybrać zwierzątko, które będzie im wszystkim bliskie, bo związane z równinami. Narysować je na herbie, który wszyscy będą szanowali. Uciec od przeciętności.
Ale czy to nie tworzenie fikcji? Ludzie równin "zamówili sobie zapas papieru oraz kredki i rozsiedli się wśród popielniczek, szklanek, pustych butelek, by wyrysować kolorowe linie, z nadzieją dostrzeżenia nieuświadomionych dotąd harmonii". Czy coś im z tego wyjdzie? Warto pokusić się o przebrnięcie przez strony tej niezbyt długiej powieści. Jest w niej coś, co zmusza do refleksji nad współczesnymi narracjami narodowej dumy. Wymyślonymi lecz niezbędnymi, by uważać się za wspólnotę ludzi wyjątkowych.


Skomentuj artykuł