Korporacyjne christmas party bez opłatka i jezuickie warsztaty „Nieobecny Bóg”
Do pracowników dużych firm i korporacji dotarły już zaproszenia na christmas party. Trochę muzyki, tańca, integracji pracowników w świątecznej atmosferze i stoły uginające się pod różnymi potrawami. W pełnej tolerancji, inkluzyjności, w samym środku adwentu. Ci, którzy deklarują się w pracy jako katolicy, mogli już usłyszeć pierwsze uszczypliwe uwagi w stylu: „ciebie to pewnie nie będzie, bo adwent. Sorry, ale pamiętaj, żeby w życzeniach nie mówić nic o Jezusie, bo to nie wypada. No i pamiętaj, że jesteśmy tolerancyjni, ale…”.
To nie jest przerysowany obraz, ale rzeczywistość, z którą zderza się obecnie wielu moich znajomych, którzy idą za katolickimi wartościami, pomimo tego, że słuchają złośliwych komentarzy. To ci, dla których adwent to czas na oczekiwanie, nie na imprezowanie. I tych, którzy tak bardzo chcieliby szczerze podzielić się opłatkiem, ale opłatka na christmas party nie będzie. Spotykam się z ludzkim bólem. Wyśmiewaniem wartości, zasad, wiary, robieniem uszczypliwości. Co się pod tym kryje? Dlaczego ludzie, którzy tak bardzo krzyczą o tolerancji i inkluzyjności w taki sposób traktują katolickie wartości i ludzi, dla których są one ważne?
Nie będę wchodzić w głębokie analizy, nie taki jest mój cel. Uważam jednak, że jest coś, co warto powiedzieć każdemu, kto dziś w jakiś sposób cierpi z powodu podejścia znajomych z pracy… Te komentarze, złośliwości, przytyki – to nie jest prawda o tobie. Złośliwość bywa formą obrony, tarczą, która ma chronić agresora – by ktoś zbyt osobiście nie dotknął, by jakaś rana się nie otworzyła. Hejtują tylko ludzie nieszczęśliwi, ci, których ktoś kiedyś skrzywdził.
Trudno jest znosić w milczeniu kolejne przytyki, wrzuty i zwyczaje nijak mające się do sensu Świąt Bożego Narodzenia. To jest jednak świetna okazja, by pokazać, dlaczego jestem w Kościele, dlaczego obchodzę ten czas inaczej i skąd mam siłę by żyć wartościami, które są dla mnie ważne. To czas na okazanie zrozumienia i miłości. Nie po to, by kogoś nawracać siłą. Po to, by być szczerym przed samym sobą i wewnętrznie wolnym. I po to, by pokazać Kościół z innej strony, takiej, której hejter prawdopodobnie nigdy nie poznał…
Gdy kilka dni temu zapisywałam się na rekolekcje ignacjańskie, zobaczyłam na stronie Ignacjańskiego Centrum Formacji Duchowej zaproszenie, które mnie zatrzymało… Warsztaty Nieobecny Bóg. Spotkanie dla niewierzących, poszukujących i zagubionych. „Niewiara, zwątpienia, nieobecność Boga to według Biblii część ludzkiej egzystencji. Tęsknota za Bogiem, którego się nie doświadcza, może być głębokim doświadczeniem duchowym przynoszącym wielkie owoce” – czytam na stronie domu rekolekcyjnego. Pomyślałam, że to zaproszenie jest tak bardzo aktualne i tak bardzo potrzebne… Choćby tym, którzy tęsknią za głębią, ale nie potrafią jej doświadczyć. Dla ludzi, którzy znają wyłącznie wykrzywiony i nieprawdziwy obraz Boga, jako tego, który siedzi na chmurce i zsyła gromy na nieposłusznych. Tym, którzy cierpią tak mocno, że zaczęli ranić innych – często sami nie widząc dlaczego… Być może właśnie dzięki takim wydarzeniom nie tylko zobaczą Kościół z innej perspektywy, ale prawdziwie spotkają się z własnym sercem i Bogiem, który wypatruje ich z tęsknotą i miłością.
Czasem jedyne co możemy zrobić, gdy ktoś nas atakuje, to milczeć i modlić się w ciszy o mądrość. Nie odpowiadać agresją na agresję. Nie wchodzić w dyskusje, które do niczego nie prowadzą, a jednocześnie żyć w taki sposób by ludzie pytali, skąd mam tę siłę, uśmiech, pozytywne nastawienie. Jeśli powiedzą, że Kościół jest zły, chcę mieć siłę, by odpowiedzieć, że znam go też z pięknej, życiodajnej strony. Z tej, w której czuję się zaopiekowana, otulona i przyjęta taka, jaka jestem. Po prostu. Bez stawiania miliona warunków, oceniania. To zaproszenie z ICFD jest dla mnie jedynie potwierdzeniem, że to jest możliwe, że istnieją miejsca, w którym człowiek zagubiony może poczuć się przyjęty i zaopiekowany w samym środku Kościoła… Tego prawdziwego, w którym Bóg równa się Miłość. Dla mnie, dla ciebie i dla tych, którzy się z nas śmieją - bez względu na to, co dziś myślimy i czujemy.


Skomentuj artykuł