Księża między młotem a kowadłem

Księża między młotem a kowadłem
Konrad Sawicki

Pod koniec czerwca tego roku mój proboszcz na parafialnych stronach internetowych opublikował dekret miejscowego biskupa ordynariusza przenoszący go do innej parafii. Z lakonicznego i napisanego fatalną polszczyzną dokumentu wynikają dla niego trzy sprawy: gdzie mieści się nowa parafia, że ma się w niej zainstalować już za 10 dni i że głównym jego zadaniem na nowej placówce ma być "dzieło wyposażenia świątyni".

Nie będę się pastwił nad formą i treścią dekretu. Dość powiedzieć, że lektura tego tekstu jest przykra. Naturalnie biskup ma prawo przenosić księdza, a ksiądz ma obowiązek temu się podporządkować. To zrozumiała sprawa, która wpisana jest w powołanie kapłańskie. Jednak przy tej okazji dotarło do mnie ze zdwojoną siłą to, w jak trudnej pozycji są księża, z którymi na co dzień spotykamy się w swoich parafiach.

DEON.PL POLECA

 

 

Gdy przychodzą do nowej parafii, wystawieni są na ocenę wiernych. Co zmieni, jakie kazania mówi, czy politykuje, na co będzie zbierał pieniądze, jakim samochodem jeździ, czy ma gosposię i w jakim wieku, a nawet w jaki sposób się porusza i jak gestykuluje. Ksiądz dobrze wie, że będzie uważnie obserwowany, oceniany i wszystko, co zrobi, będzie szeroko komentowane. Chcąc nie chcąc wytwarza się presja ciążąca na księdzu. Tym bardziej, że niejednokrotnie jego zachowania i decyzje będą oceniane nie tylko słowem ale i poziomem wypełnienia niedzielnej tacy.

Z drugiej strony ten sam ksiądz podlega władzy w Kościele. Jest biskup, kanclerz kurii, dziekan. Jego praca tam też jest oceniana, przełożeni zlecają mu jakieś zadania i dodatkowo wymagają finansowego rozliczenia z jakiegoś procenta dochodów. Czasem zdarza się tak jak w przypadku mojego byłego proboszcza - dostają kilka dni na spakowanie całego swojego dotychczasowego życia i przeniesienie się w zupełnie nowe miejsce.

A przecież dopiero co okrzepł na starej placówce, dopiero co jego ciężka trzyletnia praca zaczęła przynosić wymierne efekty, poznał ludzi, a oni jego, zaczął czuć się jak u siebie. Presja wiernych zmalała do tego stopnia, że była już niezauważalna. Wypracował sobie idealne warunki do pracy duszpasterskiej. A tu nagle z góry otrzymuje dyspozycję, że ma to w mig porzucić i szykować się do nowych celów, a w szczególności "dzieła wyposażenia świątyni". Tam przecież czeka go znowu to samo - poznawanie wszystkiego od zera, nowi ludzie, którzy znowu zaczną go oceniać i wywierać presję itp. Może więc nie warto się starać w tym nowym miejscu, bo i tak mnie za kilka lat rzucą gdzie indziej?

Rozmyślając nad historią tego jednego księdza - usytuowanego pomiędzy wiernymi a kurią jak między młotem a kowadłem - z coraz większym zrozumieniem spoglądam na historie księży z alkoholem, kobietą czy nawet samobójstwem w tle. Nie żeby trudna sytuacja ich usprawiedliwiała, to nie, powołanie kapłańskie jest po prostu trudne i o tym powinni byli wiedzieć. Jednak jeśli ksiądz natrafi na mur presji i niezrozumienia zarówno ze strony władzy jak i świeckich, i jeśli seminaryjna edukacja nie przygotowała go na taką sytuację, to faktycznie dużo łatwiej popaść w nałogi i szukać pomocy gdzie popadnie.

DEON.PL POLECA


Mój były proboszcz zachował się z klasą. Oprócz opublikowania owego dekretu w internecie nie powiedział ani słowa. Zaprosił parafian na pożegnalnego grilla, spakował się naprędce i odjechał w ślad za swym powołaniem do nowych zadań. Życzę mu, żeby oprócz tego "dzieła wyposażenia świątyni" z Bożą pomocą owocnie czynił dzieło prowadzenia nowych parafian do zbawienia.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Księża między młotem a kowadłem
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.