Macierzyństwo bez filtra na Instagramie, pozwól sobie go doświadczyć
Maj. Miesiąc kwitnącego bzu, zapachu wiosny, nabożeństw pod kapliczką, dzień matki. Patrząc na swój kalendarz pomyślałam, że maj to zaproszenie do życia. Przyroda się budzi, świętuje się macierzyństwo, niektórzy swój wzrok kierują też na Maryję. Chwilę później przyszła jednak pewna refleksja. Czy każda mama wie, że żyje? Czy jest w swoim życiu szczęśliwa?
Gdy w czasie Wielkiego Postu tworzyłyśmy z Agatą Rusek serię tekstów, które były odpowiedzią na pytania czytelniczek (znajdziesz je tutaj), zobaczyłam jak wiele kobiet czuje się w swoim macierzyństwie zagubione, zalęknione, samotne, smutne, przemęczone. I choć to tylko urywek, skrawek matczynego życia, tak często nie dajemy sobie prawa by to poczuć, przeżyć, zaopiekować się sobą.
Wszak na Instagramie znajdziesz dwie skrajne narracje. Tych, które macierzyństwo nazywają uciemiężeniem i pokazują taki jego obraz, że masz chęć trzymać dzieci jak najdalej od siebie. Drugi to przesłodzony nierealistyczny świat bez trosk, problemów, buntów, brudnych kolan i kolejnej jedynki w dzienniku elektronicznym. Tak, nawet depresję można zasypać brokatem i uśmiechać się do kamerki, pięć minut później wyjąc z bólu. Tyle że często to właśnie w mediach społecznościowych szukamy odpoczynku, oddechu i wciągamy te nierealistyczne obrazki, przykładając je kalką do swojego życia i odkrywając jednocześnie, że chyba coś jest ze mną nie tak, bo u mnie wszystko wygląda zdecydowanie inaczej.
Macierzyństwo to cała paleta barw. Chwil radości, dumy i spełnienia. Momentów trudnych, gdy zastanawiasz się czy aby na pewno dobrze zrobiłaś zostając mamą i czy masz prawo nie chcieć już stawać się nią po raz kolejny. Niby to jest coś tak oczywistego, że nie warto o tym mówić. Pytanie, czy aby na pewno? Czy zdajemy sobie z tego sprawę w codzienności? Czy wiemy, że obok nas żyją inne matki, które też cieszą się, ale i płaczą. Rozmawiają z dzieckiem kolejną godzinę w sposób pełen empatii, ale innego dnia krzyczą i mają chęć wysłać latorośl w kosmos i ostatkiem sił starają się nie strzelić nastolatkowi w twarz. Kochają i ranią. Całą noc szyją strój na przedstawienie, a innym razem zapominają o ważnej wizycie u specjalisty. Mamo, daj sobie prawo być słaba. Doceń to, gdy jesteś silna…
Pamiętam pewną rozmowę sprzed kilku lat, gdy byłam na skraju macierzyńskiego wypalenia. Mój ówczesny spowiednik zapytał ile razy miałam ochotę urwać dziecku głowę, a jednak w żaden sposób go nie skrzywdziłam. Wiele razy. Dużo mnie to kosztowało, ale niejednokrotnie stawałam na szczycie macierzyńskich możliwości. „A czemu tego nie doceniasz? Dlaczego skupiasz się na tym, że raz się nie udało, a nie widzisz tego, że trzy razy zachowałaś spokój?”. No właśnie… Dlaczego?
Mama. Kobieta dająca życie, nie tylko w dniu porodu. Czy zaczynający się maj nie jest dobrym czasem, by zatroszczyć się również o siebie? Dać sobie prawo czuć każdą emocję. Pozwolić sobie na wyjście z domu, choćby na krótki spacer. Kupić ulubioną kawę i wypić ją w ciszy i spokoju, choćby kosztem włączenia dziecku bajki. Przygoda się regeneruje, może my też dajmy sobie do tego prawo?
Gdy patrzę na Matkę Bożą widzę z jednej strony kobietę wyjątkową i niezwykłą. Z drugiej podobną do mnie. Samotna w Egipcie, wśród obcych. Ta, która zgubiła w tłumie swoje Dziecko. Ta, która szła obok krzyża i towarzyszyła Dziecku w agonii. Ta, która tuliła martwe ciało. Serio – czy Maryja była cukierkową mamą? Nie, nie była… Może więc być towarzyszką w radościach i smutkach, wszak Ona zrozumie wszystko. Może maj jest dobrym czasem, by zobaczyć Maryję na nowo? Siedząc z kawą, pomyśleć o Niej jako o kobiecie, która może mi towarzyszyć, wspierać, po prostu zawsze być. Wystarczy Ją zaprosić… Może poczytać o tym, jak wyglądało Jej życie. Zobaczyć Ją na nowo i doświadczyć, że nigdy nie jesteśmy same. Mamy od kogo czerpać nie tyle wzór macierzyństwa, ale siłę by przejść każdą naszą trudność, która wydaje się nie mieć wyjścia i końca…
Maj, miesiąc kwitnącego bzu. Mamo, ty też możesz rozkwitnąć. Pozwól sobie na to…


Skomentuj artykuł