Abp Pizzaballa przed pielgrzymką papieża na Cypr: wznoszenie murów to oznaka lęku
- Cypr to ostatni kraj europejski, w którym istnieje mur. Teraz zaczną powstawać nowe. W Polsce i Grecji też zaczęto je budować. Mury, zresztą tak jak to jest w Ziemi Świętej, są zawsze znakiem lęku - powiedział abp Pierbattista Pizzaballa. Przedstawił on główne tematy i problemy, z jakimi styka się Kościół na Cyprze i w Ziemi Świętej.
KAI: Księże Arcybiskupie, pewnie nie wszyscy wiedzą, dlaczego jest Ojciec zaangażowany w przygotowania pielgrzymki Franciszka na Cypr i że właśnie historycznie Cypr należy do Ziemi Świętej?
- Tak jak Pan powiedział, Cypr jest częścią, nie tylko historycznie, Łacińskiego Patriarchatu Jerozolimy, czyli diecezji jerozolimskiej, która rozciąga się na cztery państwa: Jordanię, Izrael, Palestynę i właśnie Cypr. Parafie i wspólnoty są zatem integralną częścią naszej diecezji, której ja jestem biskupem. Papież przyjeżdża na jej terytorium, dlatego też jesteśmy bezpośrednio zaangażowani w przygotowania do tej pielgrzymki.
Cypr jest wyspą podzieloną murem. 30 lat temu cała Europa cieszyła się z obalenia muru berlińskiego. Teraz zaczynamy je wznosić ponownie, bo mają dać nam większe bezpieczeństwo. W jednym z wywiadów powiedział Ekscelencja, że papież, przybywając na Cypr, zobaczy wielką ranę Bliskiego Wschodu.
- Cypr to ostatni kraj europejski, w którym istnieje mur. Teraz zaczną powstawać nowe. W Polsce i Grecji też zaczęto je budować. Mury, zresztą tak jak to jest w Ziemi Świętej, są zawsze znakiem lęku. Na Cyprze można spotkać wszystko to, co się dzieje na Bliskim Wschodzie: konflikty polityczne, które stają się religijnymi. Cypr grecki - chrześcijański i turecki - muzułmański. Turcja i Grecja to dwa kraje, które nigdy nie przepadały za sobą. Potem jest problem związany z energetyką, chodzi o gaz i dotyczy to Turcji, Izraela, Libanu i Cypru.
Jest też kwestia migracji: Cypr w stosunku do liczby mieszkańców ma największą liczbę migrantów w Europie. Migranci nie mogą opuścić tego kraju, bo jest on wyspą i są wykorzystywani jako broń. Przybywają na Cypr z Turcji, myśląc, że to Europa kontynentalna, a okazuje się, że są na wyspie. Podobna dynamika istnieje też w innych krajach Bliskiego Wschodu, ale można ją spotkać także w Europie. Problemy migracji, energią, stosunki z Turcją włączają zwykle kraje europejskie. Cypr, chociaż jest wyspą, zawiera w sobie wszystkie sprzeczności świata wschodniego i zachodniego. Basen śródziemnomorski kryje w sobie wszystkie te problemy a Cypr jest wyraźnym tego symbolem.
Jak należy postrzegać rzeczywistość religijną Cypru? Z jednej strony jest ona bardzo bogata, z drugiej zaś niezmiernie skomplikowana.
- Będę mówił o części greckiej Cypru. Można powiedzieć, że jest to oaza w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Większość mieszkańców to prawosławni. Poza małą grupą miejscowych katolików przebywa na wyspie ponad 30 tysięcy robotników zagranicznych, głównie z Filipin, Indii, w zdecydowanej większości katolików. Zapełniają nasze kościoły. Muszę też powiedzieć, że Kościół prawosławny na Cyprze jest bardzo gościnny i udostępnił tamtejszemu Kościołowi katolickiemu kilka świątyń, w których możemy odprawiać liturgię katolicką. To bardzo wyjątkowe.
Dla wielu osób podróż do Izraela, Palestyny czy na Cypr to wyprawa w odległe miejsce. Ale przecież kraj ten należy do Unii Europejskiej, a zatem w jakiś sposób uczestniczymy w tym, co się tam dzieje. Czy to nas dotyczy?
- Dokładnie tak. Myślę, że Unia Europejska musi zadać sobie wiele pytań w takich sprawach jak stosunki między centrum a peryferiami Europy czy granice. Nie możemy zapominać, że basen Morza Śródziemnego jest częścią Europy i to, co się tam dzieje, jest znaczące dla reszty Starego Kontynentu.
Przemieszczanie się w Ziemi Świętej nie ogranicza się tylko do planowania drogi autostradą. Trzeba pamiętać o przejściach, o bramach. Czy to ma jakiś wpływ na pracę biskupa w Ziemi Świętej?
- To udręka. Granice tutaj nigdy nie są łatwe. Są zawsze udręką psychologiczną, ludzką, zmuszają do wysiłku. Połowa mojej diecezji leży w Jordanii. Ilekroć muszę tam pojechać, nie wiem, ile czasu mi to zajmie: godzinę, dwie, cały dzień… Nigdy nie wiem, co mnie spotka. Na Cypr z kolei trzeba wyruszyć samolotem. Teraz, w okresie pandemii, są potrzebne przeróżne zezwolenia. Co chwila zmieniają się zasady podróżowania. Potem jest sprawa bezpieczeństwa na Terytoriach Palestyńskich. Jest to wielka udręka dla tych, którzy muszą przemieszczać się tak, jak to jest w moim przypadku. Oczywiście mnie jako biskupowi jest łatwiej, zawsze będę mógł przejść, ale dla moich wiernych to jest ogromny wysiłek. W każdej diecezji, jeśli biskup coś organizuje, wierni zazwyczaj przychodzą. Jeśli chcę coś przygotować, to powstaje problem. Jordańczycy nie mogą przyjechać do Izraela, Palestyńczycy, żeby się tam dostać, potrzebują pozwolenia, o Cypryjczykach nie wspomnę. Coraz bardziej przekonuję się, że granice są wynalazkiem diabła.
W wielu swoich wywiadach podkreśla Ksiądz Arcybiskup kwestię pogardy wobec ludzi, z którą musiał się zetknąć.
- Jesteśmy wspaniałym laboratorium. Byłem świadkiem różnych sytuacji, zwłaszcza w czasie ostatniego konfliktu w Gazie. Izrael odczuł mocne tego skutki, szczególnie w miastach mieszanych ludnościowo: Jaffie i Tel Awiwie, gdzie Żydzi i Arabowie mieszkali razem. To bardzo mocno dało o sobie znać. W Jerozolimie można często doświadczyć różnych form pogardy w odniesieniu do innych, zwłaszcza ze strony świata żydowskiego wobec arabskiego. Odwrotnie też to się dzieje, o czym trzeba uczciwie powiedzieć. Najpierw są to różne formy przemocy mówionej i pisanej, po czym przybiera ona postać przemocy fizycznej w szczytowych chwilach napięć. Nie można podważać znaczenia przemocy słownej, która nie jest tylko przedsionkiem przemocy fizycznej, jak to widzieliśmy w Izraelu w czasie ostatniego konfliktu. Źródłem tego jest pogarda wobec innych, uważanie, że inni są niegodni, że nie zasługują na relacje z nami. To sprawia ból, cierpienie, a w końcu wstyd.
Podobno Ekscelencja jeszcze jako franciszkanin nie chciał przyjechać do tego regionu?
- (śmiech) Nie, nie chciałem. Wolałem zostać we Włoszech. Już trzy razy zakładałem, że wrócę do kraju, bo kończyłem urząd, ale za każdym razem to mi się nie udawało. Potem zauważyłem, że niepotrzebnie robię sobie plany. Pan zawsze decyduje o tym, czego On chce.
W przypadku jakiegoś konfliktu politycznego między dwoma krajami każdy kibicuje swojemu. W kontekście Kościoła wygląda to inaczej, ponieważ istnieje on po obu zwaśnionych stronach. Diecezja Księdza rozciąga się na kilka państw, które nie zawsze pałają do siebie życzliwością, ale ich mieszkańcy są Księdza diecezjanami. W jaki sposób trzeba budować dialog, wspólnoty, stosunki wzajemne?
- Nie jest to łatwe, ponieważ teoria to jedna sprawa, a rzeczywistość druga. Biskup nie może opierać swego działania na teoriach, musi dać konkretne wskazówki życiowe swojemu ludowi, swojej wspólnocie. Kiedy wspólnota przeżywa czas cierpienia albo niesprawiedliwości, mówienie o dialogu, o przyjaźni nie jest czymś łatwym czy bezpośrednim. Mam na myśli teraz stosunki izraelsko-palestyńskie. Ale nie tylko je. Skoro mowa o Cyprze, wystarczy pomyśleć o Grekach i Turkach, ponieważ chrześcijanie żyją w obu tych krajach. Chrześcijanie w Izraelu i w Palestynie żyją w kontekstach bardzo zróżnicowanych, podobnie ci wywodzący się z Żydów, emigranci, chrześcijanie, którzy od lat mieszkają w Izraelu. Każda z tych grup żyje w zupełnie innej rzeczywistości. Czasami, jak Pan wspomniał, te rzeczywistości żyją przeciw sobie nawzajem na poziomie społecznym albo politycznym.
Kościół nie ma wrogów. Bardzo trudno jest znaleźć równowagę, która jest bardzo delikatna, między potrzebą i obowiązkiem parezji [czyli odważnego głoszenia prawdy - KAI], prawem do wolnej, otwartej, szczerej i jasnej wypowiedzi, a zaproszeniem do dialogu, spotkania, pojednania, przebaczenia. Mam zawsze przed sobą przesłanie na Światowy Dzień Pokoju Jana Pawła II. On je napisał w bardzo trudnym okresie dla Kościoła i świata w 2002 roku, po zamachu na Twin Towers w Nowym Jorku. W Izraelu trwała wtedy druga intifada. A tytuł orędzia był bardzo znaczący i ciągle jeszcze trudny do zrozumienia: „Nie ma pokoju bez sprawiedliwości, nie ma sprawiedliwości bez przebaczenia”.
Dla nas, chrześcijan, pokój i sprawiedliwość są połączone. Tu, w Ziemi Świętej, te dwa pojęcia łączy się z sobą, ale nie chce się słyszeć o przebaczeniu. Jak mam przebaczyć, jeśli ciągle cierpię? Najpierw potrzeba sprawiedliwości, potem można mówić o innych rzeczach. Dla chrześcijanina najwyższą formą sprawiedliwości jest Jezus na krzyżu. To nie jest łatwe. Biskup musi odnosić się z szacunkiem do cierpienia swojego ludu, nigdy nie może udzielać lekcji! Jako pierwszy musi wyrazić swoją solidarność. Jednocześnie musi przypominać wszystkim, że nasz Król umarł na krzyżu.
Na pewno zdarzało się Ekscelencji spotykać się z rodzinami z Izraela i z Palestyny, którzy stracili kogoś z rąk Izraelczyków albo Palestyńczyków...
- Trudno wówczas coś powiedzieć. Takie dramatyczne historie zrodziły też coś pozytywnego. Na przykład Parents Circle – Krąg Rodziców. Ich reakcja i działanie to coś bardzo fantastycznego. Ale to nie dotyczy wszystkich. Nie można udzielać lekcji. Trzeba być blisko tych osób. Cierpienie potrzebuje pocieszenia, bez wątpienia także w słowach, ale przede wszystkim w obecności i w przyjaźni.
Czy może Ksiądz Arcybiskup powiedzieć, po latach pracy w krajach, które należą do Łacińskiego Patriarchatu Jerozolimy, że to Europejczycy ponoszą winę za to, co dzisiaj dzieje się na Bliskim Wschodzie?
- Bez wątpienia Europejczycy ponoszą winę historyczną. Szczerze muszę przyznać, że ciągle nie rozumiem pojęcia „wspólnota międzynarodowa”. Historycznie Europa odegrała podstawową rolę, jeśli chodzi o podziały, które dzisiaj widzimy. Wystarczy spojrzeć na okres kolonializmu. Można powiedzieć, że Europa jest dziś obecna tutaj z niezwykłą pomocą gospodarczą, ale już o wiele mniej, gdy chodzi o rozwój tych krajów w zakresie praw człowieka czy rozwoju społeczeństwa. Ta polityka jest bardzo zależna od mediów, od szybkiego zysku, gdy chodzi o własny wizerunek, a nie od rozwoju społeczeństwa i ludzi.
Co chciałby Ksiądz Biskup pokazać Papieżowi w czasie pielgrzymki? Czy liczy Ksiądz na jakąś pomoc ze strony Ojca Świętego jako miejscowy biskup?
- Zwykle kiedy mówi się o Bliskim Wschodzie w kontekście kwestii izraelsko-palestyńskiej, od razu widzimy konflikty, lęki, mury. Mam nadzieję, że Ojciec Święty zabierze ze sobą z Cypru trochę światła, nie tylko ciemności. Stosunki między Kościołami na wyspie są bardzo pozytywne i mocne. Kościół tutejszy składa się z wielu języków i wielu kolorów, nie jest to rzeczywistość jednokulturowa ani jednokolorowa. Przy wszystkich swoich ograniczeniach i problemach ten Kościół żyje i działa dobrze. Tam, gdzie jest praca, pojawiają się też problemy. Jest to rzeczywistość, w której płynie życie. To nie jest Kościół zapatrzony w siebie samego. Myślę tu o całej działalności Caritasu dla migrantów. Mam nadzieję, że Papież zabierze stąd obraz nie tylko cierpienia, które wyspa przyjmuje, ale także determinacji i życia, które mimo wszystko ten Kościół wciąż potrafi dawać.
Co należałoby zrobić dla migrantów?
- Sam Cypr nie może rozwiązać problemu migracji. Nie mogą tego zrobić ani Polska, ani Włochy. Migracje to nie sprawa jednego kraju, to już jest problem globalny, toteż potrzebne są globalne decyzje. Niedawno odbyło się spotkanie w sprawie klimatu – to jest bardzo ważna kwestia. Ale wspólnota międzynarodowa musi się też spotkać, żeby znaleźć rozwiązanie kwestii migracji. A to jest ostatnie ogniwo w łańcuchu. Ludzie przemieszczają się zmuszeni do tego wojnami, katastrofami albo sytuacją gospodarczą. Tylko wspólnie wszystkie kraje mogą znaleźć rozwiązanie. Samemu nie da się rozwiązać tego problemu.
Co chciałby Ksiądz Arcybiskup, żeby Cypryjczycy otrzymali w czasie pielgrzymki papieża Franciszka?
- Chciałbym, żeby to był dla nich czas życia, swego rodzaju booster - trzecia dawka szczepionki życia duchowego.
Źródło: KAI / pk
Skomentuj artykuł