Biskupi Burundi przeciwni zmianom w konstytucji
Kościół katolicki w Burundi zdecydowanie skrytykował referendum konstytucyjne, które za dwa tygodnie ma się odbyć w tym afrykańskim kraju. Ma ono pozwolić obecnemu prezydentowi zostać przy władzy do 2034 roku.
Biskupi wezwali władze do podjęcia poważnej refleksji nad możliwymi skutkami proponowanej reformy. Wskazują, że zanim zacznie się zmieniać konstytucję trzeba stawić czoło wewnętrznemu kryzysowi politycznemu i społecznemu, który już trzeci rok dotyka ten kraj. Wskazali zarazem na panującą atmosferę terroru, która na pewno nie stwarza klimatu do wolnego wypowiedzenia się w referendum. W specjalnym oświadczeniu episkopat Burundi cytuje obecną konstytucję, która głosi, że nie można w niej wprowadzać żadnych zmian, które podważałyby jedność narodową.
Proponowane zmiany uderzają w naród i powodują ogromne obawy co do przyszłości Burundi - podkreśla przewodniczący episkopatu bp Joachim Ntahondereye.
"Jesteśmy przekonani, że moment przeprowadzenia tego referendum jest niedobry choćby ze względu na wielkie rozproszenie klasy politycznej. Po 2015 r. wiele osób w obawie o swe życie uciekło z kraju i dotąd nie powróciło. Liczymy, że starania podjęte przez Wspólnotę Afryki Wschodniej umożliwią ich dobrowolną repatriację - mówi Radiu Watykańskiemu bp Ntahondereye. - Mieszkańcy Burundi, nawet jeśli tego głośno nie mówią, żyją dziś w ogromnym strachu. A to sprawia, że nie są w stanie wypowiedzieć się w referendum w sposób wolny i proponowana poprawka zostanie przyjęta. Stąd też zdecydowanie sprzeciwiamy się przeprowadzeniu referendum".
Prezydent Pierre Nkurunziza stoi na czele Burundi od 2005. W ub.r. jego partia mianowała go w kontrowersyjnych okolicznościach prezydentem na trzecią kadencję. Wywołało to gwałtowne protesty i doprowadziło do destabilizacji w kraju. Niezależne środki przekazu zostały zlikwidowane, a wielu opozycjonistów musiało opuścić kraj, podobnie jak kilkaset tysięcy Burundyjczyków.
Skomentuj artykuł