4 myśli o uchodźcach
"Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i nie czując się przymuszonym, albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg" (2 Kor 9,7)
Myśląc o uchodźcach, parę spraw jak bumerang wraca mi do serca.
1. Generalnie jest problem z pomocą innym. Bardzo zaskoczyły mnie pierwsze dane, ile to rodzin zadeklarowało przyjęcie młodzieży na nocleg podczas ŚDM w Krakowie. Wydawało się, że skoro 1/3 chodzi do Kościoła, a 1/3 z tej 1/3 to super twardy elektorat, co i na nabożeństwa i na rekolekcje przyjdzie, to 10% powinno przyjąć młodych jak nic. Ilu się zgodziło? Kilkanaście, kilkadziesiąt rodzin z największych parafii krakowskich? A przecież tym młodym trzeba tylko miejsca na podłodze. Nawet po ludzku patrząc, czy nie jest to szansa poznania fajnych ludzi z zagranicy, których można będzie kiedyś odwiedzić?
Generalnie mamy problem z pomocą. I to nie jest kwestia ksenofobii ani nacjonalizmu. To jest kwestia znieczulającego się serca, nawet na najbliższych. Od wielu lat codziennie umierają tysiące dzieci z głodu a my dalej jemy aż po nadwagę. Od wielu lat śpimy w domach i nawet obok pustych łóżek, nie myśląc o bezdomnych. Od wielu lat tysiące Polaków wyjeżdża za granicę, a my dalej nie umiemy im zrobić miejsca nad Wisłą. Od wielu lat są tacy, co cierpią bezrobocie a my dalej ciągniemy dwa etaty, żeby zdążyć przed śmiercią. Na świecie nie brakuje chleba dla wszystkich. Brakuje miłości bliźniego. Sprawa uchodźców, jakkolwiek na nią patrzeć, powinna obudzić choć trochę sumienia na potrzebujących.
2. Jest problem z bezmyślnością. Nie da się ukryć, że nasz stosunek do drugiego zależy w dużym stopniu od tego, kim on jest. Gdyby z zasady wszystkim trzeba było dać, to co chcą, to Ewę należałoby pochwalić za to, że nie odrzuciła węża, a Boga oskarżyć za eksmisję zbuntowanych aniołów. Zanim komuś podam rękę, chcę wiedzieć, czy jest potrzebującym biedakiem, czy korzystającym z mojej naiwności złodziejem. Każdy kto zamyka swoje mieszkanie na klucz mówi tym samym, że nie można wszystkich wpuścić do własnego domu. Każdy, kto uważa, że w naszej ojczyźnie jest miejsce dla wszystkich, rani bardziej niż śmierć tych, którzy życie oddali za to, żeby najeźdźca nie był gospodarzem w naszym kraju. Jezus powiedział: "Byłem głodny, a daliście mi jeść" a nie "Byłem leniwy, a daliście się nabrać". Św. Paweł mówił, że jeśli nie chce się komuś pracować, to lepiej, żeby był głodny. Syracydes jeszcze mocniej: "Lepiej umrzeć, niż żebrać" (Syr 40,28 ). A Didache z I w.: "Niech nawet spoci się w twoich rękach twoja jałmużna, dopóki nie dowiesz się, komu ją dajesz" (I,VI). To jest temat na inny wpis, ale często myślę o tym, że może okazać się w niebie, że to, co my nazywamy pomaganiem biednym, było tylko zniszczeniem bezpowrotnym ludzi, bo zamiast pomóc stanąć im na nogi, złotówkami przybiliśmy ich do ulicy.
W sprawie uchodźców nie można uciec od zasadniczego pytania, kim są ludzie, którzy chcą mieszkać u nas. Oczywiście można powtarzać bezmyślnie uchodźcy, imigranci ekonomiczni, terroryści. Jednak fundamentalną zasadą pomocy każdego lekarza jest rzetelna diagnoza. Bez diagnozy pomoc może być nawet zabójstwem. Zastanawiam się tylko, czy my w Europie jesteśmy jeszcze w stanie postawić trafną diagnozę, nie zniewoloną poprawnością polityczną, interesami ekonomicznymi, islamofobią, naiwnością niemyślenia czy Bóg wie, czym jeszcze.
3. Jest problem z konkretami. Nie rozumiem w ogóle tej całej wojny w mediach. Bo przecież zdrowy rozsądek kazałby zrobić tak: Niech do każdej parafii czy gminy zgłoszą się ci, którzy chcą pomóc uchodźcom, czy to udostępniając mieszkanie, czy proponując pracę, czy nawet naukę języka polskiego. Po tygodniu można by mieć dane z całej Polski i stwierdzić, że Polska przyjmie tylu a tylu. A niechby nawet każdy określił, kogo chce przyjąć! Kościół: "My chcemy chrześcijan". Wyborcza: "My muzułman". Fronda: "My ekstremistów". I już by było parę tysięcy. A my prawie całą energię tracimy na przekonanie inaczej myślących. Absurd! To samo z WOŚP. To samo z pomocą żebrakom na ulicy. Chcesz. Pomagasz. Nie chcesz. Nie dajesz. Widzisz przestępstwo, to je zgłoś. Ale na miłość boską, nie grajmy nowej Matki Teresy z Kalkuty, która ulice służby zmienia na dyskusyjne forum. Bo jeszcze się okaże, że nikomu nie chodziło o pomaganie ani uchodźcom ani biednym Polakom, tylko o wykorzystanie dramatu, żeby dowalić tym, których się nie cierpi. I to dowalić w imię miłości bliźniego.
4. Jest jeszcze problem z motywacją. Dlaczego mamy pomóc akurat im i akurat teraz? Bo nie mają domu? Pracy? Bo szukają lepszego życia? Bo jesteśmy chrześcijanami? Gdyby to było naszą prawdziwą motywacją, to już dawno sprowadzilibyśmy Polaków ze Wschodu, zajęli się porządnie bezdomnymi i rezygnowali z siebie, by tysiące młodych zachęcić do pozostania w Polsce. Myślę się, że główną motywacją w sprawie uchodźców jest siła. Mamy im pomóc, bo jest wywierana gigantyczna presja. Mamy pomóc, bo tak ktoś chce i żąda, i przekonuje, że to absolutnie koniecznie i najlepsze, Ale jeśli pomagamy tylko dlatego, że ktoś pomoc wymusza siłą, to nie jest to żadna miłość. To może być nawet tchórzostwo. Granica między biedakiem a przestępcą leży w przestrzeni siły. Biedak będzie prosił o pomoc a odrzucony umrze jak Łazarz. Przestępca nie będzie czekał na swoją śmierć. Siłą weźmie, to co inni mu dać nie chcą. Oczywiście, wzrastająca siła ubogich jest poważnym - nawet egoistycznym - argumentem za tym, by ich bardziej kochać. Bo jeśli nie zajmiemy się porządnie ubóstwem świata, to ta siła zmiecie nas jak Rewolucja Francuska zmiotła wieki królów.
Ewangelia jest jednak przede wszystkim wolnością, gdzie siłą każącą kochać jest miłość - nie siła. Bóg wolał umrzeć za ludzi, niż potęgą wszechmocy zmusić ich do miłości. Pomaganie jednym biednym dlatego, że są mocniejsi niż inni biedni jest de facto uznaniem prymatu siły nad miłością i wspieraniem przemocy jako środka rozwiązującego problemy.
Nie. Nie boję się o to, że chrześcijanie znikną znad Wisły. Jako chrześcijanin lękam się, by zamykając drzwi na ubogich, nie zabić w sobie resztki miłości, Chrystusa, sensu mego życia. Jako człowiek wiem, że mieć serce a nie mieć rozumu i mieć rozum a nie mieć serca, tak samo nieludzkie. Jako Polak, chcę by Polska nie była folwarkiem histerycznie rządzących, ale domem rodaków, gdzie Bóg w dom, gdy gość w dom i broń w dom, gdy wróg przed domem.
Tekst pierwotnie ukazał się na stronie wegrzyniak.com
Skomentuj artykuł