Bóg przed ateistycznym trybunałem

Bóg przed ateistycznym trybunałem
Dariusz Kowalczyk SJ

Krzysztof Varga, odnosząc się do książki "Dlaczego jesteśmy ateistami", stwierdza: "Teiści żądają od ateistów, by ci udowodnili, że Boga nie ma. To fałszywa perspektywa, mówią autorzy książki. To wy, wierzący, udowodnijcie, że ten wasz Bóg istnieje naprawdę. Niech nie tchórzy przed ludźmi, którym zgotował tyle cierpień i nieszczęść. Niech się ujawni. Przyprowadźcie tu za rękę swojego Boga i niech się przed nami wyspowiada, mówią" (Magazyn Świąteczny GW).

Kto komu ma coś udowadniać? Mam wrażenie, że niektórzy ateiści udowadniają nieistnienie Boga przede wszystkim sobie samym. Ja - jako wierzący w Boga - nie oczekuję od ateistów, by udowodnili mi swoje racje. Po pierwsze, nie są w stanie tego zrobić. A po drugie, nie czuję się zagrożony przez niewiarę. Oczywiście, niewiara innych jest dla mnie jakimś wyzwaniem, niekiedy bolesnym, ale nie jako zagrożenie dla mojej wiary. Wręcz przeciwnie, w konfrontacji z niewiarą umacnia się moja wiara. Argumenty dawnych i współczesnych ateistów już dawno przestały budzić we mnie niepokój, co do zasadności mojej wiary. Co więcej, wiara w Jezusa Chrystusa jest dla mnie odpowiedzią na ich wątpliwości i oskarżenia. Wiem, że wiara jest łaską i za tę łaskę dziękuję.

Wiem, że nie jest w mojej mocy na przykład trwać przed Najświętszym Sakramentem z wiarą, iż tu jest Jezus. A jeśli tak czynię, to dlatego, że otrzymałem dar wiary. Wiem też, że jeśli coś tej wierze zagraża, jeśli coś może ją zniszczyć, to jest to mój grzech, a nie argumenty ateistów.

Wierzący w Jezusa Chrystusa wezwani są nie tyle do udowadniania, że jakiś Bóg istnieje, ale do dawania świadectwa nadziei, którą mają w sobie. W Pierwszym Liście św. Piotra Apostoła czytamy: "Bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest. […] Zachowujcie czyste sumienie, ażeby ci, którzy oczerniają wasze dobre postępowanie w Chrystusie, doznali zawstydzenia właśnie przez to, co wam oszczerczo zarzucają" (3,15-16). Apostołowie opowiadali o Jezusie, ukrzyżowanym i zmartwychwstałym, bo nie mogli się nie dzielić Dobrą Nowiną. Św. Jan stwierdza: "Oznajmiamy wam, cośmy ujrzeli i usłyszeli, abyście i wy mieli współuczestnictwo z nami. A mieć z nami współuczestnictwo znaczy: mieć je z Ojcem i z Jego Synem Jezusem Chrystusem. Piszemy to w tym celu, aby nasza radość była pełna" (1 J 1,3-4).

Autorzy książki "Dlaczego jesteśmy ateistami" wzywają Boga, by się ujawnił i wyspowiadał przed nimi ze zła i cierpienia w świecie. Czyżby nie słyszeli, że Bóg już się ujawnił w Jezusie z Nazaretu? Nie wytłumaczył nam jakąś zgrabną formułką cierpienia, ale sam umarł na krzyżu. A potem udzielił ostatecznej odpowiedzi, którą jest zmartwychwstanie, nowe stworzenie. Na żaden mocniejszy znak, na żadną głębszą odpowiedź nie oczekujmy. Chyba że po śmierci. A jeśli komuś historia Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego nie wystarcza, to trudno. Powierzajmy go Bożemu Miłosierdziu, którego jednym z wyrazów są słowa z krzyża: "Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Tak! Chrześcijanie wierzą w Boga Jezusa Chrystusa, a nie w jakiś Absolut, który powinien stworzyć świat jako idealny mechanizm.

Oczywiście, pytanie o cierpienie powraca i będzie powracać. Dlaczego cierpienie niewinnych? Dlaczego zło? Poszukiwanie odpowiedzi na to pytanie zaowocowało rozbudowaną teodyceą. Słowa tego użył po raz pierwszy w 1710 roku niemiecki filozof Gottfried Leibniz w pracy zatytułowanej "Teodycea o dobroci Boga, wolności człowieka i pochodzeniu zła".

Warto zauważyć, że jednych ludzi doświadczenie cierpienia (np. śmierci dziecka) oddala od Boga, a innych - na odwrót - przybliża, otwiera na nadzieję mocniejszą niż śmierć. Może więc jest tak, że to nie cierpienie stanowi o wyborze za lub przeciwko Bogu, ale coś innego, co jest w sercu człowieka… Poza tym nie jest tak, że Bóg, który umarł na krzyżu, jest nieczuły na cierpienie człowieka. I nie jest tak, że tylko milczy - jako Baranek zabity - obok niewinnego, który cierpi. Z krzyku cierpienia i z milczenia śmierci rodzi się ostatecznie radość zmartwychwstania, życie wieczne. W obliczu cierpienia możemy tę nadzieję odrzucić twierdząc, że my byśmy lepiej ten świat urządzili, gdybyśmy mieli Boskie możliwości. Takie rozwiązanie jest dla mnie jednak nie tylko pełne pychy, ale uważam je za nielogiczne. Zdecydowanie wolę przyjąć zaoferowaną mi i innym nadzieję oraz miłosierdzie. Nie widzę powodu, by tupać nogami i się upierać, że Bóg powinien być wielkim czarodziejem z różdżką, za dotknięciem której źli ludzie znikają, a wszelkie choroby i katastrofy nas omijają.

Kiedyś na portalu DEON.pl w tekście "Czy Bóg zapomniał o Haiti?" wspomniałem o powieści Williama Younga "Chata". Przypomnę, co wówczas napisałem. Bohater powieści, Mack jest chrześcijaninem, mężem, ojcem pięciorga dzieci. Doznaje jednak życiowej tragedii - najmłodsza, ukochana córka, Missy, zostaje porwana przez jakiegoś zboczeńca, zgwałcona i zamordowana. W opuszczonej, leśnej chacie policja znajduje skrwawioną sukienkę dziewczynki. Mack bije się z myślą - jak Bóg mógł do tego dopuścić?! Pewnego dnia dostaje tajemniczy list, w którym ktoś proponuje mu spotkanie w będącej świadkiem tragedii chacie. Mack wbrew logice udaje się do chaty, a tam spotyka... Boga Ojca, Syna i Ducha. Boskie Osoby z wielką prostotą i czułością przekonują Macka o swej miłości do niego, jego najbliższych, w tym do zamordowanej córeczki. Bóg Ojciec, występujący w książce jako postawna murzynka, na jedno z pytań Macka o zło odpowiada: "Nikt nie wie, przed jakimi okropieństwami uratowałam świat, bo ludzie nie widzą tego, co się nie wydarzyło. [...] Gdybym tak po prostu mogła odwołać wszystkie wasze decyzje, świat, który znasz, przestałby istnieć, a miłość straciłaby znaczenie. Ziemia nie jest placem zabaw, na którym chronię swoje dzieci przed złem". No właśnie!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg przed ateistycznym trybunałem
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.