Czy wierni mają zamilknąć, gdy biskupi nie słyszą ich wołania?

Czy wierni mają zamilknąć, gdy biskupi nie słyszą ich wołania?
Fot. Karl Fredrickson / Unsplash

W czerwcu 2020 r. po emisji filmu braci Sekielskich „Zabawa w chowanego”, gdy abp Wojciech Polak złożył w odniesieniu do bp. Edwarda Janiaka zawiadomienie o możliwych zaniedbaniach – o czym poinformował publicznie – ruszyła lawina zgłoszeń. W roku 2021 nie było praktycznie miesiąca, by Watykan nie komunikował o zakończeniu postępowania w odniesieniu do któregoś z polskich biskupów i nałożeniu sankcji. Ale praktyka się niestety zmieniła…

Kiedy w roku 2019 papież Franciszek promulgował list apostolski motu proprio „Vos estis lux mundi”, w którym dość szczegółowo opisano m.in. procedury badania oskarżeń biskupów i wyższych przełożonych zakonnych o zaniedbania przy wyjaśnianiu spraw wykorzystywania seksualnego małoletnich, których dopuszczali się podlegający im kapłani, wydawało się, że idzie nowe. Zwłaszcza, że Kościół od trzech lat miał już inny dokument („Come una madre amorevole”), który podawał m.in. okoliczności w jakich biskup może zostać usunięty z urzędu. Dokumenty te stworzyły w miarę spójne prawo, pozwalające na zbadanie oskarżeń pod adresem danego hierarchy i następnie wyciągnięcia wobec niego konsekwencji.

Przez ponad rok od publikacji VELM – przynajmniej w sferze publicznej – działo się niewiele. W czerwcu 2020 r. po emisji filmu braci Sekielskich „Zabawa w chowanego”, gdy abp Wojciech Polak złożył w odniesieniu do bp. Edwarda Janiaka zawiadomienie o możliwych zaniedbaniach – o czym poinformował publicznie – ruszyła lawina zgłoszeń. W roku 2021 nie było praktycznie miesiąca, by Watykan nie komunikował o zakończeniu postępowania w odniesieniu do któregoś z polskich biskupów i nałożeniu sankcji. Ale praktyka się niestety zmieniła… Od kilku miesięcy w tej sferze panuje cisza. Można by pomyśleć, że jest ona wynikiem braku zgłoszeń. Otóż nie jest. Te zgłoszenia napływają – być może w nieco mniejszej liczbie aniżeli w latach 2020-2021, ale są. Piszący te słowa wie co najmniej o trzech sprawach zgłoszonych Nuncjaturze Apostolskiej w ostatnich miesiącach. Ale w odróżnieniu od poprzednich tego typu spraw nie komunikowano ich publicznie, a co gorsza samym zgłaszającym nie wysłano (a robiono tak wcześniej) żadnej informacji, że sprawa została przyjęta i będzie procedowana.

Fakt nie ogłaszania publicznie tego, że ktoś złożył zgłoszenie jest zrozumiały. Sprawa nie była publiczną, nie pisała o nich prasa, nie było żadnego reportażu w telewizji. A i same osoby poszkodowane rozgłosu nie chcą. Poza tym wyjaśnienie tego typu zarzutów potrzebuje pewnej ciszy, a i oskarżeni – dopóki nie udowodni im się winy – korzystają z domniemania niewinności.

Problem może pojawić się później, gdy okaże się, że jakiś biskup nagle zniknął z pola widzenia. Wydaje się, że w takim przypadku wiernym należy się jakaś informacja, dlaczego tak się zadziało. W rezygnację biskupa z powodu problemów zdrowotnych niewielu dziś uwierzy.

Jednak prawdziwym problemem jest fakt braku informacji o zakończeniu postępowania w odniesieniu do tych hierarchów, których sprawy były publiczne, o których wiedziała cała Polska, a może i świat. Czy w takiej sytuacji opinia publiczna nie powinna dostać wiadomości o końcu dochodzenia i ewentualnych karach? Oczywistym jest, że powinna. Dlaczego tak się nie dzieje? Trudno ustalić. Można w tym widzieć pewien bałagan, jaki powstał za Spiżową Bramą po reformie Kurii Rzymskiej, można stwierdzić, że górę bierze tam dziś inna opcja. Ale jeśli tak, to czy znów nie wracamy do tego, co Benedykt XVI w kontekście braku stosowania kar wobec sprawców przestępstw seksualnych w Kościele w poprzednich określił „zaćmieniem wielu umysłów światłych”? Nie muszę chyba mówić, że miał na myśli biskupów, którzy mieli w rękach prawo karne, lecz go nie stosowali. Dziś kilku polskim biskupom nakazano wpłaty na Fundację Świętego Józefa. Nie powiedziano o tym głośno. A przecież wedle zreformowanego Kodeksu Prawa Kanonicznego nakaz wpłaty jest karą.

We wspomnianym Kodeksie jest cała część poświęcona prawom i obowiązkom wiernych. Kanon 202 w par. 2 mówi, że „wiernym wolno przedstawiać pasterzom Kościoła swoje potrzeby, zwłaszcza duchowe, jak również swoje życzenia”. W kolejnym paragrafie zapisano zaś, że wiernym „stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i znaczenia przysługuje prawo, „a niekiedy nawet obowiązek, wyjawiania swojego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła oraz (…) podawania go do wiadomości innym wiernym”. Życzeniem - wypowiadanym publicznie - wielu wiernych, przede wszystkim zaś pokrzywdzonych jest, by dla dobra Kościoła o karach nakładanych na biskupów mówić. Problemem jest, że Kościół hierarchiczny owych życzeń nie słyszy lub słyszeć nie chce. Co nie oznacza, że wierni mają zamilknąć. Nie. Muszą wołać.

 

 

 

Jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". Absolwent kursu „Komunikacja instytucjonalna Kościoła: zarządzanie, relacje i strategia cyfrowa” na papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Justyna Kaczmarczyk

Zranieni w Kościele – wysłuchać, zrozumieć, pomóc

Lata traumy, emocjonalne zamknięcie, depresja – to tylko niektóre skutki, z którymi muszą mierzyć się osoby wykorzystane seksualnie. Co czuje osoba skrzywdzona przez księdza? Na jaką pomoc może...

Skomentuj artykuł

Czy wierni mają zamilknąć, gdy biskupi nie słyszą ich wołania?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.