Dlaczego biskupi wciąż nie wsłuchują się w głos skrzywdzonych?

Dlaczego biskupi wciąż nie wsłuchują się w głos skrzywdzonych?
Fot. Depositphotos

Czemu dotąd nie wsłuchano się w głos pokrzywdzonych, czemu proponowanych przez nich rozwiązań nie ma? Strach? Mentalność oblężonej twierdzy? Lęk przed tym, że jak się ustąpi w jednym obszarze, to za moment trzeba będzie to zrobić w kolejnym? Pewnie wszystko na raz.

Kilka tygodni temu, na portalu Wiez.pl, pojawił się artykuł Zbigniewa Nosowskiego, w którym autor opisał w jaki sposób w Archidiecezji Gdańskiej prowadzone są sprawy dotyczące wykorzystywania seksualnego osób małoletnich i bezbronnych dorosłych. Bohaterowie tekstu mają do abp. Tadeusza Wojdy, metropolity gdańskiego i jednocześnie - od marca tego roku - przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski sporo uwag. Ich zdaniem procedury nie były prowadzone prawidłowo, a sam hierarcha miał się w lekceważącym tonie wypowiadać na temat krzywd. W związku z tym do Watykanu trafiło zawiadomienie o możliwych zaniedbaniach biskupa. On sam twierdzi, że wszystko jest w porządku. Sprawa jest w toku.

Publikacja Nosowskiego skłoniła jednak inne osoby pokrzywdzone przestępstwami seksualnymi do napisania listu do członków Rady Stałej KEP. Podpisało go blisko 50 osób. Ich zdaniem osoby pokrzywdzone traktowane są w Kościele jak piąte koło u wozu. Nikt się z nimi nie liczy, a dla biskupów ważniejsze jest dobro instytucji aniżeli człowieka. Przygotowali listę postulatów, które ich zdaniem mogłyby to odmienić. Rozesłali je do członków Rady Stałej, po tygodniu upublicznili w mediach. W Radzie Stałej zasiada 14 hierarchów. Odpowiedział… jeden. Także jeden - abp Józef Kupny - ustosunkował się do listu w wywiadzie dla "Przewodnika Katolickiego". Stwierdził, że list traktuje jako wezwanie do dialogu. Pozostali wybrali milczenie, acz ze słów rzecznika prasowego KEP wynika, że mają się sprawą zająć na poniedziałkowym posiedzeniu Rady Stałej.

Trudno dociec z czego wynika ów brak reakcji. Być może jest to strategia tzw. przeczekania burzy. Być może najpierw sami hierarchowie chcą temat omówić we własnym gronie. Acz nie wysłanie choćby krótkiej informacji, że list dotarł jest - co tu dużo mówić - mało eleganckie. W jakimś sensie potwierdza też tezę stawianą przez pokrzywdzonych, że są lekceważeni. Ale biskupi muszą liczyć się z tym, że sygnatariusze listu nie odpuszczą. Zapowiedzieli to już w samym liście, potem zaś wiele razy mówili o tym w mediach. Trudno się ich zniecierpliwieniu dziwić, wszak temat wykorzystywania seksualnego w Kościele wałkujemy w Polsce od ponad dekady. Biskupi raz zrobią krok do przodu, by potem cofnąć się o dwa, a czasem nawet i trzy.

Zerknijmy do listy postulatów przedstawionych przez pokrzywdzonych. Wnoszą oni o:

  1. Zawieszenie abp. Tadeusza Wojdy w pełnieniu obowiązków przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski do czasu wyjaśnienia zarzucanych mu zaniedbań. W przypadku potwierdzenia stawianych mu zarzutów - usunięcie go z funkcji przewodniczącego.
  2. Spotkanie Konferencji Episkopatu Polski z Delegacją Skrzywdzonych podczas zebrania plenarnego jeszcze w roku 2024.
  3. Wystosowanie w imieniu Konferencji Episkopatu Polski listu do Stolicy Apostolskiej w celu poparcia idei zmian w prawie kanonicznym (m. in. nadania pokrzywdzonym statusu strony). Propozycje konkretnych zmian wpływających na poprawę sytuacji osób skrzywdzonych w Kościele możemy przedstawić podczas spotkania.
  4. Określenie dokładnego terminu rozpoczęcia działań niezależnej komisji badającej przypadki wykorzystania seksualnego w Kościele od 1945 r.
  5. Wprowadzenie ogólnopolskiej listy dobrych i złych praktyk dotyczących tych aspektów kontaktu ze skrzywdzonymi, których nie obejmuje prawo kanoniczne.
  6. Powołanie darzonego przez nas zaufaniem Rzecznika Praw Osób Skrzywdzonych w Kościele.
  7. Uzupełnienie wytycznych KEP o obowiązek docierania przez biskupów do osób pokrzywdzonych, o których dowiadują się oni z mediów.
  8. Zaangażowanie w każdej diecezji przynajmniej jednej kobiety w system pomocy osobom pokrzywdzonym.

Jeśli spojrzeć na to chłodnym okiem, to poza punktem 1, wszystkie inne są właściwie do załatwienia od ręki. Bo jakimż kłopotem jest spotkanie się z pokrzywdzonymi? Jakim problemem jest list do Stolicy Apostolskiej popierający postulaty zmian w prawie kanonicznym? Jakim jest ustalenie daty rozpoczęcia prac komisji, opracowania katalogu dobrych i złych praktyk czy powołanie do zespołów diecezjalnych ds. wykorzystywania seksualnego kobiet? Żadnym. Są to rzeczy, które można zrobić już.

Powstaje zatem pytanie o to, czemu dotąd nie wsłuchano się w głos pokrzywdzonych, czemu proponowanych przez nich rozwiązań nie ma? Strach? Mentalność oblężonej twierdzy? Lęk przed tym, że jak się ustąpi w jednym obszarze, to za moment trzeba będzie to zrobić w kolejnym? Pewnie wszystko na raz. A ludzie z Kościoła odchodzą. Także dlatego, że hierarchowie nie mają w sobie dość odwagi, by stanąć w prawdzie.

Jest dziennikarzem, kierownikiem działu krajowego "Rzeczpospolitej". Absolwent kursu „Komunikacja instytucjonalna Kościoła: zarządzanie, relacje i strategia cyfrowa” na papieskim Uniwersytecie Santa Croce w Rzymie. W wydawnictwie WAM wydał: "Nie mam nic do stracenia - biografia abp. Józefa Michalika" oraz "Wanda Półtawska - biografia z charakterem"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dlaczego biskupi wciąż nie wsłuchują się w głos skrzywdzonych?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.