Energia i piekło
Tworzymy piekło wokół nas. I pewnie do takiego piekła chciał pójść Kaczkowski z Owsiakiem. Tam, gdzie trzeba ponosić konsekwencje. Nie uciekać, nie zrzucać na innych, rozmywać i udawać, że nie istnieją.
Cena energii wzrasta, ale nie zapłacimy więcej. Jak to możliwe? Okazuje się, że zapłacimy, ale później lub niebezpośrednio (będzie to ukryte na innych rachunkach). Ma to uspokoić nastroje społeczne.
Podobne zabiegi stosujemy, gdy myślimy o piekle jako o odroczeniu konsekwencji naszych czynów. Nawarzyliśmy piwa. Nie chcemy go wypić, więc dzielimy się nim z innymi. Będzie to mniej nieprzyjemne. A najlepiej przesunąć to "picie" na tamtą stronę życia. Jeszcze dużo może się zmienić. Do tego liczymy na jakąś absolucję w godzinie śmierci.
W tym momencie, jako ksiądz, pewnie powinienem krzyknąć, że nie znamy dnia ani godziny. Problem jednak jest ciekawszy. Bo przecież płacimy już teraz. Ks. Kaczkowski powiedział ponoć kiedyś: "Chętnie pójdę z Owsiakiem do piekła". Piekło mamy już tu i teraz. Wystarczy pomyśleć o przeżyciach rodziców, których dziecko umarło, bo zabrakło (tu i teraz) odpowiedniego sprzętu medycznego. Wystarczy pomyśleć o atmosferze, którą tworzy stawianie na jednej płaszczyźnie pomocy państwa ściągającego obowiązkowe podatki z pomocą, jaką daje dobrowolna zbiórka WOŚP. Takie absurdy mają swoje konsekwencje. Tworzymy piekło wokół nas. I pewnie do takiego piekła chciał pójść Kaczkowski z Owsiakiem. Tam, gdzie trzeba ponosić konsekwencje. Nie uciekać, nie zrzucać na innych, rozmywać i udawać, że nie istnieją.
Straszenie piekłem po śmierci może wydawać się szukaniem sprawiedliwości. Ale właściwie jest wyrazem bezsilności: skoro tu nie potrafię "dorwać" prześladowcy, to przynajmniej "oberwie" mu się po tamtej stronie. Teraz nie radzimy sobie ze wzrostem cen energii, to przerzućmy gniew ludzi na "po wyborach". Jest to zaklinanie rzeczywistości.
Dlatego otrzeźwiające bywa powiedzenie "piekła nie ma". To "nie ma" oznacza, że "jest", ale już tu i teraz. Już teraz jest czas zapłaty, nawet jeśli nie jesteśmy tego świadomi. Natomiast od nas zależy, czy pójdziemy do tego piekła. Możemy być do niego wrzuceni (wbrew naszej woli) i znosić straszną kondycję świata tak a nie inaczej urządzonego. Ale możemy też do tego piekła na Ziemi pójść (świadomie i dobrowolnie), by np. jak Kaczkowski leczyć rany po Jankowskim (choćby u jednej tylko ofiary). I wtedy uwalniamy energię.
Bywa, że strach przed piekłem paraliżuje ludzi. Ale z drugiej strony, gdy postanowimy jednak stanąć ramię w ramię z niszczonymi przez piekło, gdy sprawiedliwości nie odkładamy na "po śmierci", to bardzo często "dostajemy kopa". I to nie jest tylko "kopniak" od wrogów, ale jak najbardziej energetyczny. Jest to zastrzyk energii. Bo wtedy mamy poczucie, że nasze "bóle" są potrzebne. To droga energia. Bo cenna…
Jacek Siepsiak SJ - dyrektor naczelny Wydawnictwa WAM i redaktor naczelny kwartalnika "Życie Duchowe". Tekst ukazał się pierwotnie w Gazecie Krakowskiej
Skomentuj artykuł