„Fratelli tutti” i wojna sprawiedliwa
Jestem zwolennikiem teorii wojny sprawiedliwej, bo precyzyjnie określa ona przestrzeń, w której wojna - choć sama w sobie zła - może być moralnie usprawiedliwiona. Jednak, by to uznać, wcale nie trzeba odwoływać się do tej teorii, a wystarczy uważnie przeczytać „Fratelli tutti”.
Nie ulega wątpliwości, że w ostatnich tygodniach w wypowiedziach papieża Franciszka wielokrotnie wracała ostra krytyka teorii wojny sprawiedliwej. „Wojny są zawsze niesprawiedliwe” - mówił papież w czasie spotkania z patriarchą Cyrylem. „Kiedyś, nawet w naszych Kościołach, mówiło się o świętej wojnie lub wojnie sprawiedliwej. Dziś nie możemy tak mówić. Rozwinęła się chrześcijańska świadomość znaczenia pokoju” - uzupełniał. A w ostatnich dniach te słowa wybrzmiały jeszcze mocniej. „Dość! Zatrzymajcie się! Niech zamilknie broń! Pracujmy poważnie na rzecz pokoju!” - apelował papież w niedzielę. Wszystko to razem pozwala z całym spokojem sformułować tezę, że Franciszek zdecydował się odrzucić teorię wojny sprawiedliwej.
Dlaczego? Odpowiedzi trzeba szukać w dokumencie podsumowującym nauczanie papieskie w kwestiach społecznych, czyli we „Fratelli tutti”. „Tak łatwo wybrać wojnę, posługując się wszelkiego rodzaju wymówkami, pozornie humanitarnymi, obronnymi lub prewencyjnymi, uciekając się także do manipulacji informacją. Faktycznie, w ostatnich dekadach wszystkie wojny były rzekomo «usprawiedliwione». Katechizm Kościoła Katolickiego mówi o możliwości uprawnionej obrony przy użyciu siły zbrojnej, co oznacza wykazanie, że istnieją pewne «ścisłe warunki uprawnienia moralnego». Łatwo jest jednak popaść w zbyt szeroką interpretację tego możliwego prawa. Próbuje się w ten sposób usprawiedliwić także ataki «prewencyjne» lub działania wojenne, które łatwo pociągają za sobą «poważniejsze zło i zamęt, niż zło, które należy usunąć». Chodzi o to, że od czasu rozwoju broni jądrowej, chemicznej i biologicznej, a także ogromnych i coraz większych możliwości, jakie dają nowe technologie, wojnie dano niemożliwą do skontrolowania moc niszczycielską, która uderza w wielu niewinnych cywilów. Doprawdy «ludzkość nigdy nie miała tyle władzy nad sobą samą i nie ma gwarancji, że dobrze ją wykorzysta». Nie możemy już zatem myśleć o wojnie jako o rozwiązaniu, ponieważ ryzyko prawdopodobnie zawsze przeważy nad przypisywaną jej hipotetyczną użytecznością. W obliczu tej sytuacji, bardzo trudno jest dziś utrzymać racjonalne kryteria, które wypracowano w poprzednich wiekach, by mówić o możliwości «wojny sprawiedliwej». Nigdy więcej wojny!” - pisał papież w encyklice „Fratelli tutti”.
Co wynika z tych słów? Odpowiedź jest prosta. Papieski sprzeciw wobec koncepcji wojny sprawiedliwej wynika z dwóch zasadniczych powodów. Po pierwsze z nadużywania tego terminu w ostatnich dziesięcioleciach, a po drugie z łatwości eskalacji wojny. Zacznijmy od powodu pierwszego. W tej kwestii trudno się z Franciszkiem nie zgodzić. Wojna w Iraku także była przedstawiana jako wojna prewencyjna i sprawiedliwa, choć - gdyby chcieć jednoznacznie traktować normy moralne - to zdecydowanie by taką nie była. Zmieniający się charakter wojny, a także trudności związane z potwierdzeniem informacji używanych przez polityków dla usprawiedliwienia wojny może rzeczywiście budzić obawy przed nadużywaniem tej kategorii. Jednak z faktu, że jakiejś kategorii można nadużywać, że można ją nadinterpretować, wcale nie wynika, że odrzucić należy jej jednoznacznie określone i precyzyjnie ujęte używanie. Wojna w Ukrainie jest zaś - i to jest tutaj kluczowe - absolutnie klasycznym przykładem wojny obronnej przez bezprawną agresją. Nie sposób więc uznać, że w tym kontekście termin „wojna sprawiedliwa” mógł zostać nadużyty.
Drugi argument Franciszka jest bardziej złożony. Papież ostrzega, że wojna w czasach obecnych łatwo może wymknąć się spod kontroli i uderzyć z ogromną siła w cywilów. To także argument, który może i powinien być traktowany poważnie. Jest faktem, że od czasów II wojny światowej ataki na cywilów są istotnym elementem prowadzenia działań wojennych. Fundamentalne rozróżnienie między żołnierzami a cywilami nie jest już tak istotne. Rozwój technik wojskowych sprawia zaś, że istnieje pokusa przejścia od wojny ograniczonej do totalnej. Równowaga sił dotycząca broni masowego rażenia sprawia jednak, że żadna ze stron nie może jej użyć bez ryzyka, że spotka się z analogiczną odpowiedzią. Ryzyko w myśleniu polityków czy wojskowych jest więc niezmiernie wysokie. Czy to oznacza, że wojna ograniczona nie może wymknąć się spod kontroli? Czy nie może pojawić się szaleniec, który może jej użyć? Nie da się tego wykluczyć, ale założenie tego z góry sprawia, że w sytuacji realnej wojny sprawiedliwej ofierze agresji odbiera się kategorie moralną, która czyni jej działania nie tylko moralnie dopuszczalnymi, ale wręcz koniecznymi.
Z tych powodów, moim zdaniem, choć argumenty papieskie są ważkie i znaczące, to nie należy całkowicie odrzucać kategorii wojny sprawiedliwej, która - akurat w odniesieniu do tej wojny - jest dopasowana idealnie.
Jeśli jednak nawet ktoś uznaje argumentację papieską, to nie powinien ignorować innych słów zawartych w tym samym dokumencie papieskim. Papież we „Fratelli tutti” nie tylko używa aprobatywnie określenia „wojna sprawiedliwa”, ale i wskazuje dlaczego istnieje nie tylko prawo, ale i obowiązek obrony własnej w sytuacji zagrożenia. „Jesteśmy wezwani, aby miłować każdego, bez wyjątku, ale miłować prześladowcę, nie oznacza przyzwolenia, aby nadal takim pozostawał czy żeby myślał, że to, co czyni, jest dopuszczalne. Przeciwnie, kochać go właściwie, to starać się na różne sposoby, by zaniechał ciemiężenia; to odebrać mu tę władzę, której nie potrafi używać, i która go oszpeca jako człowieka. Przebaczanie nie oznacza pozwalania na dalsze pogwałcanie godności własnej i innych, ani na to, by przestępca nadal wyrządzał krzywdę. Ten, kto doznaje niesprawiedliwości, musi zdecydowanie bronić swoich praw i praw swojej rodziny, właśnie dlatego, że musi strzec tej godności, która została im dana, godności, którą miłuje Bóg. Jeśli przestępca wyrządził krzywdę mnie lub drogiej mi osobie, nikt nie zabrania mi domagać się sprawiedliwości i zatroszczyć się, aby ten ciemiężyciel – lub ktokolwiek inny – nie skrzywdził mnie ponownie, ani nie uczynił tej samej krzywdy innym” - podkreślał papież.
Z tych słów warto wyciągnąć wnioski także w przestrzeni obecnej wojny. Papież zaś zdecydowanie na to pozwala, bowiem w dalszej części tych samych rozważań odwołuje się do przykładów z historii politycznej, analogicznych do bezprawnej agresji Rosji na Ukrainę. Prawda o tych wydarzeniach, a to oznacza także wskazania agresorów, jest zatem uznawana za fundament sprawiedliwości, a ukaranie winnych za istotny element dalszego funkcjonowania. I jeśli coś zarzucam (mówię o sobie, za innych nie odpowiadam) watykańskiej dyplomacji, a także części z wypowiedzi papieskich, to właśnie brak tego elementu, który jest przecież wprost zawarty w nauczaniu papieskim.
Skomentuj artykuł