Gandalfia robota
Chrystus nie obiecywał nikomu "świętego spokoju". Jeśli wydaje Ci się, że chrześcijanin może w jakimkolwiek momencie spocząć na laurach, to jesteś w błędzie. Albo mówiąc inaczej - masz syndrom Bilba.
W ubiegłym tygodniu w końcu miałem czas i możliwość obejrzeć w kinie "Hobbita". Wielu z Was pewnie już widziała najnowsze dzieło Petera Jacksona i czytaliście już sporo recenzji, dlatego chciałbym się skupić nie na ocenie filmu, ale na postawie dwóch postaci, które mogą nam pomóc w naszym życiu duchowym.
Pierwszą jest Gandalf. Mówiąc krótko - dobrze by było, gdybyśmy stawali się podobni do niego. Ta myśl przyszła mi do głowy, kiedy oglądałem scenę rozgrywającą się w elfickim mieście Rivendell. Chodzi o rozmowę między Szarym Pielgrzymem, a Sarumanem. Gandalf stara się przekonać Sarumana, że dzieje się coś złego, że nadciąga niebezpieczeństwo - on to przeczuwa, łączy ze sobą różne wydarzenia, znaki, tak podpowiada mu jego serce. Reakcja Sarumana jest teoretycznie racjonalna. Odpowiada, że przecież od dawna nic złego się nie działo, że przecież wróg został pokonany i od wielu lat panuje pokój. A w ogóle, to Gandalf przesadza, zachowuje się trochę jak ktoś niezrównoważony i może lepiej będzie jeśli zostawi temat.
Czy nie czujecie się podobnie, gdy mówicie o doświadczeniu żywego Boga albo o pięknie Kościoła ludziom, którzy nigdy ani jednego, ani drugiego nie doświadczyli? Patrzą na was z przymrużeniem oka, a czasem trochę jak na wariatów. "O czym ty mówisz? Jaki Bóg? Jaka miłość? Co za wspaniały Kościół? Bóg to jakieś urojenie dla słabych, a jeśli nawet istnieje, to nie ma nic wspólnego z jakimś tam Kościołem. Kościół to afery, skandale, skostniała instytucja, stare babcie i jakieś absurdalne zakazy".
Ty wiesz, że jest inaczej. Tak jak Gandalf czujesz w sercu, że prawda jest inna. Nie znaczy to, że człowiek, z którym rozmawiasz, w ogóle nie ma racji. On nie jest zły. Jego problemem jest to, że się zatrzymał na powierzchni. W którymś momencie się zaciął. Nie widzi tego, co jest głębiej. To wcale nie musi być jego wina. Ty doświadczyłeś dobra, a on nie. Twoim zadaniem jest próba nakierowania go na to, co ty już wiesz. Nie jest to łatwe i na pewno nie możesz oczekiwać natychmiastowych efektów, ale taki jest twój obowiązek. Jeśli nie potrafisz go przekonać, to się za niego módl - to jest największa moc wierzącego.
A co jeśli wcale nie czujesz się jak Gandalf? Niestety wielu chrześcijan zatrzymało się na poziomie Bilba. Mamy swoje wygodne schematy działania, jesteśmy przyzwyczajeni do pewnego sposobu myślenia i funkcjonowania. Nie jesteśmy zadowoleni, gdy ktoś przychodzi i próbuje zakłócić naszą spokojną rzeczywistość. Wyruszyć w nieznane? "Ale po co? Przecież dobrze żyję. Nie muszę robić w swoim życiu jakichś rewolucji".
Problem w tym, że Chrystus nie obiecywał nikomu "świętego spokoju". Jeśli wydaje Ci się, że chrześcijanin może w jakimkolwiek momencie spocząć na laurach, to jesteś w błędzie. Ale przecież na Mszy słyszymy: «Pokój Wam zostawiam, pokój mój Wam daję ». A zastanawiałeś się kiedyś, co znaczą te słowa? W Ewangelii Jana to zdanie kończy się tak: «Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się lęka!». To nie jest perspektywa wygodnego i miłego życia, a raczej zachęta do nieustawania w poszukiwaniu i niepoddawania się, gdy jest trudno.
Jak przejść od opcji "Bilbo" do opcji "Gandalf"? Odpowiedź znajdujemy w "Hobbicie". Trzeba się odważyć, zdecydować na ryzyko. Zapomnieć o przyzwyczajeniach, o naszej "ogromnej" życiowej wiedzy i otworzyć się na nieznane. Może być to trudne, czasem nieprzyjemne (nawet bardzo). Nikt przecież nie lubi czuć się niepewnie. Ale to trzeba zrobić, jeśli chcemy żyć na serio, jeśli chcemy być chrześcijanami, którzy, tak jak Gandalf, będą nie tylko odważni i pewni swojej wiary, ale również zdolni do "zarażania" innych, do budzenia ludzi dla Boga.
«Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął» (Łk 12,49)
Piotr Żyłka - członek redakcji i publicysta DEON.pl, twórca Projektu faceBóg.
Skomentuj artykuł