J. Prusak SJ: Trudno skazać mnie na zesłanie
Rozmowa z jezuitą o. Jackiem Prusakiem SJ, publicystą "Tygodnika Powszechnego", psychoterapeutą, od ponad roku operariuszem w kościele kolejowym w Nowym Sączu.
Jest ksiądz postacią dość kontrowersyjną. Poglądy księdza nie są zawsze dobrze odbierane, szczególnie na religijnej i prawicowej Sądecczyźnie. Z czym przyszło się księdzu tu zmierzyć?
Na czym polega ta księdza "inna wrażliwość religijna"?
Do polityki staram się nie mieszać, co nie znaczy, że nie poruszam w kazaniach kwestii społecznych. Nie zajmuję się jednak oceną polityków czy partii. W ogóle uważam, że "grzmienie z ambony" mija się z celem. Moje kazania mają więc inny charakter. Niemniej powiem, że głosowanie na Palikota przez katolika nie jest sprawą neutralną. Jeśli Palikot domaga się aborcji - i to aborcji na życzenie - to jak mogę, głosując na jego program, pogodzić to ze swoim sumieniem jako katolik? Można postawić z ambony takie pytanie wiernym bez ubliżania im jako osobom.
Należy ksiądz do kręgu duchownych, którzy chętnie współpracują z mediami i nawet nie odmówi komentarza "Gazecie Wyborczej". Mówi się o was "księża salonowi". Czuje się ksiądz celebrytą w sutannie?
Dlaczego tak niewielu księży jest w mediach?
Może cały Kościół boi się mediów?
Biskup Michalik w jednym ze swoich wywiadów przyznał, iż dużo czasu zajęło mu przekonanie się, że warto, by księża byli obecni w mediach. To nie znaczy, że biskupi nie próbują tego rozwiązać, tworząc raczej lokalne rozgłośnie radiowe i prasę diecezjalną. Tymczasem media publiczne stają się mocno antykościelne i antyklerykalne i jeśli nic się z tym nie robi, pogłębia się jedynie stereotypy. Obecność w mediach rozumiałem jako jeden z elementów bycia jezuitą. Bez tego pewnie szybciej obroniłbym doktorat i nie dostawałbym tak po głowie od ludzi, którzy zawsze sądzą o sobie, że są zatroskani o Kościół.
Dostaje ksiądz po głowie za poglądy, które śmiało wypowiada. Wielu spośród takich jak ksiądz odeszło z zakonu, nawet z Kościoła. Nie miał ksiądz chwili zawahania, kiedy na przykład psy wieszano na księdzu za niepopularne w kręgach katolików stwierdzenia na temat homoseksualizmu?
Jestem nie tylko księdzem, ale psychoterapeutą i doktorem psychologii . I w takich kwestiach wychodzi moja druga perspektywa patrzenia na rzeczywistość. Sposób mówienia o homoseksualizmie i agresja, jaka temu towarzyszy w kręgach katolickich, mocno mnie irytują. Jest oparta na kompletnych stereotypach. Nie mówię tego, by zmieniać czyjeś poglądy czy stanowisko Kościoła. Jako terapeuta i psycholog nie mogłem zachować milczenia. To byłoby jak wyrzut sumienia wobec osób, których byłem terapeutą. Później musiałem się zmierzyć z różnymi zarzutami i oskarżeniami. Jako publicysta poruszam tematy albo trudne doktrynalnie, albo niezrozumiałe dla ludzi stojących na obrzeżach Kościoła, albo takie, które bywają najczęściej kwestionowane przez samych katolików. Już z tego powodu narażam się na krytykę, gdyż w Polsce tradycję myli się z tradycjonalizmem, a wiarę z bezrefleksyjnym powtarzaniem Katechizmu. Niektóre środowiska mocno zbulwersowała moja wypowiedź, że cieszyłbym się, gdyby kobiety mogły w Kościele katolickim przyjmować święcenia prezbiteratu. Uznały to za sprzeczne z nauką Kościoła, a ja powiedziałem po prostu, że gdyby Kościół kiedyś taką możliwość uznał, to ja nie miałbym żadnych psychologicznych zahamowań w jej akceptacji. Nie uciekłbym od ołtarza, gdyby stała przy nim kobieta-ksiądz. Zajmowałem się również problematyką antykoncepcji i edukacji seksualnej, bo to są tematy "życiowe" i te elementy nauczania Kościoła, które katolicy najczęściej odrzucają. Nie unikałem również kwestii pedofilii w Kościele, bo znałem takie przypadki z kontaktów duszpasterskich i psychoterapii.
I jeszcze nie okrzyknięto księdza heretykiem? Zakonnik może mieć odrębne od doktryn Kościoła zdanie?
W jednym z najbardziej popularnych pism katolickich w Polsce zrobiono ze mnie współczesnego "ksiądzą-patriotę", główne zagrożenie dla jedności Kościoła w kraju. Na niektórych prawicowo-konserwatywnych portalach jestem z definicji ikoną "zepsutego księdza" - ale ta krytyka ma najczęściej podłoże emocjonalne, a nie merytoryczne. Trochę się już z nią oswoiłem, choć czasami poziom agresji skierowany na mnie po prostu mnie boli. Próba szukania przeze mnie języka, który by opisywał sens bycia chrześcijaninem, w sposób zrozumiały dla współczesnej wrażliwości i mentalności, powoduje, że zarzuca mi się liberalizm i progresizm. Nie jestem jednak żadnym heretykiem. Na mnie nie ciąży żadna kara kościelna. Liberała widzą we mnie prawicowi publicyści katoliccy, ale to są ich polityczne ograniczenia, a nie moje przekonania teologiczne. Nie jestem ani tradycjonalistą ani progresistą. A to, że od kilku lat jestem zaangażowany w dialog międzyreligijny, nie czyni ze mnie heretyka.
Wracając więc do poprzedniego pytania. Miałem wątpliwości, czy być księdzem w Polsce, skoro wystarczy, że się otworzy usta, a już znajdzie się "kościelny inkwizytor" gotowy do wydania wyroku potępienia. Czasami nachodziły mnie pytania, czy jezuici chcą pracować w Polsce na granicach, czy jedynie pozostać przy zastanych duszpasterstwach i posługach. To nie była jednak kwestia wystąpienia z zakonu, czy porzucenia kapłaństwa, tylko wyjechania za granicę, żeby nie żyć w ustawicznym poczuciu bycia wewnętrznym outsiderem. Od kilku lat odbieram coraz więcej sygnałów, że moja działalność, jako księdza, jest w Polsce potrzebna. I to mnie trzyma. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym ją pełnić, nie będąc jezuitą, więc bardzo trudno skazać mnie na zesłanie, co martwi moich "sympatyków".
Skomentuj artykuł