Kobiecości nie definiuje macierzyństwo
Jaka jest różnica między dziewczyną a kobietą? Gdzie przebiega ta magiczna granica? Kiedy jestem tylko kobietą, a kiedy już tą prawdziwą? Czy konieczne jest do tego urodzenie dziecka?
Mężczyzna ma zbudować dom, posadzić drzewo i spłodzić syna. Dla nas kultura wydaje się być łaskawszą - wystarczy dziecko i to nieważne jakiej płci.
Prawdziwa kobieta - czyli jaka?
Kiedy zastanowimy się głębiej, to presja jest zdecydowanie większa. Pierwszy seks, pierwsza miesiączka, małżeństwo i zostanie matką - podobno te wszystkie rzeczy robią z nas kobiety.
Nawet będąc świadomą swojej kobiecości, można wpaść w pułapkę myślenia “nie mam męża/dziecka - co ze mnie za kobieta”. Po nocy poślubnej zastanawiałam się, czy coś się zmieniło w mojej kobiecości, czy rzeczywiście czuję się inaczej - i nie mogłam niczego takiego znaleźć.
Na szczęście w Biblii jest zapisany lepszy pomysł na kobiecość i tej wizji staram się trzymać. Bardziej niż to, ile dzieci urodziłam, jest istotne, czy daję życie i czy jestem pomocą - nie tylko dla mojego męża.
Powołanie do macierzyństwa?
Tak, nie przekonuje mnie podejście, że wyznacznikiem kobiecości jest macierzyństwo. Gdyby tak było, przez większość swojego życia nie realizowałabym się jako kobieta, a jestem przekonana, że robiłam to na wiele sposobów, zanim urodziłam dziecko. Byłam z przyjaciółmi w ich trudnych chwilach. Robiłam torty na urodziny i imprezy niespodzianki. Śmiałam się i tańczyłam do godzin wczesnoporannych. Odbywałam długie, egzystencjalne rozmowy. Pomagałam rozwiązywać problemy.
Nie jestem bardziej kobietą od tych dziewczyn, które nie mają dzieci.
Byłam tam, gdzie działo się zwykłe, ważne życie i dodawałam cząstkę od siebie. I choć macierzyństwo jest super, to nawet patrząc na mojego syna, czuję, że jako kobieta bardziej niż do bycia matką, jestem powołana do tego, by kochać. Być blisko, troszczyć się, pomagać - dawać życie. A że akurat ten mały chłopiec pojawił się w naszym życiu, to przy nim tę misję teraz mocno realizuję.
Kobiecość a macierzyństwo
Macierzyństwo wywróciło moje życie do góry nogami - to oczywiste. Jeśli chodzi o “bardziej” to jestem na pewno bardziej zmęczona, bardziej wdzięczna i wznoszę się na niedostrzegalne wcześniej szczyty empatii. Czy urodzenie dziecka sprawiło, że jestem bardziej kobietą? Nie sądzę. Czy macierzyństwo rozwija moją kobiecość? Myślę, że tak. Ale na pewno nie przez sam fakt wydania na świat dziecka. Bardziej dlatego, że pokochałam i zatroszczyłam się o kolejnego człowieka i przekazuję mu życie towarzysząc w codzienności.
Są kobiety, które podziwiam za to jakimi są mamami. Są takie, które inspirują mnie swoją kobiecością w pracy zawodowej, poświęceniu dla potrzebujących, prowadzeniu domu czy wyczuciu stylu. Dla mnie aktualnie głównym tematem codzienności jest bycie mamą. Taką mam sytuację życiową i w niej mam się realizować z wszystkimi moimi talentami i zdolnościami. W macierzyństwie mam wzrastać w byciu kobietą. Ale bycie matką nie definiuje mojej kobiecości, bo nie jest dla niej kluczowe. Nie jestem bardziej kobietą od tych dziewczyn, które nie mają dzieci.
Skomentuj artykuł