Miłosierdzie, czyli spojrzenie, które ocala
Nie dalej jak przed dwoma dniami Agora opublikowała w Internecie zdjęcie listu, który otrzymała od uczestnika Krucjaty Różańcowej pikietującej przed siedzibą "Gazety Wyborczej". List skierowany jest "do Pana, który serwował ciepłą herbatę".
Jak sądzę, miłosierdzie nie jest terminem z dziedziny prawa. Chyba nie ma w programie studiów prawniczych traktatu o miłosierdziu. Prawo nie zajmuje się przecież miłosierdziem, ale - przynajmniej teoretycznie - wymierzaniem sprawiedliwości. Miłosierdzie jako kategoria zdaje się mu być obce. Ale przecież państwo zna pewne mechanizmy, które można by nazwać właśnie aktem urzędowego miłosierdzia: amnestia, abolicja, ułaskawienie. Czy mogą one nas czegoś nauczyć?
Choć nie są one tym samym, to wszystkie trzy mechanizmy mają - na ile je rozumiem - pewien wspólny sens. Bardzo dobrze określiła to Hanna Arendt w książce pt. "Eichmann w Jerozolimie. Rzecz o banalności zła": "ułaskawienie znajduje zastosowanie raczej w odniesieniu do osoby niż do czynu; akt łaski nie jest przebaczeniem zbrodniarzowi, lecz darowaniem mu dlatego, że jego wartość jako osoby może przewyższać wszystko, czego się dopuścił". Myślę, że to bardzo dobra definicja miłosierdzia: jest ono takim spojrzeniem na człowieka, które ponad wszelkie uczynione zło wynosi jego człowieczeństwo.
Mnie - jako laika w dziedzinie prawa - zaskoczyła rzecz w gruncie rzecz oczywista, z której jakoś nie zdawałem sobie sprawy. Arendt przypomina w tym samym tekście, że "prawo łaski nie należy […] do prerogatyw wymiaru sprawiedliwości". To nie sądy ułaskawiają. Urzędowe miłosierdzie państwa stanowione jest bądź przez władzę wykonawczą (prezydent) bądź ustawodawczą (parlament). Potrzebna jest więc zewnętrzna ingerencja w system wymiaru sprawiedliwości, by okazać miłosierdzie. Najnowsza historia ostatnich tygodni - i nie tylko - pokazuje nam, że miłosierdzie stanowione przez państwo może stać się instrumentem doraźnej polityki. A jak powszechnie wiadomo, łaska Pańska na pstrym koniu jeździ…
Miłosierdzie Boga nie jest jak prezydenckie ułaskawienie czy parlamentarna abolicja. Nie jest reglamentacją łaski według jakichś - czasami niejasnych - wcześniej przyjętych kryteriów. Obejmuje wszystkich i każdego bez wyjątku. Podobno to Anthony de Mello powiedział, że kochać kogoś to widzieć go takim, jakim jest naprawdę - choć mogło tak powiedzieć wielu. Kochać kogoś to widzieć dobro pod zwałami zła. W swej radykalnej formie do takiej miłości zdolny jest tylko Bóg, ale to nie znaczy, że nie ma w nas zdolności, by widzieć w człowieku dobro mimo wrogości czy stania na przeciwległych barykadach.
Nie dalej jak przed dwoma dniami Agora opublikowała w Internecie zdjęcie listu, który otrzymała od uczestnika Krucjaty Różańcowej pikietującej przed siedzibą "Gazety Wyborczej". List skierowany jest "do Pana, który serwował ciepłą herbatę". Adam, uczestnik Krucjaty Różańcowej, napisał: "Chciałbym podziękować w imieniu swoim, ale myślę, że też wielu osób, za ciepłą herbatę, którą Pan przyniósł do uczestników Krucjaty Różańcowej za Ojczyznę. Pogoda była niesprzyjająca, a herbata dobrze nam zrobiła. Wszystkiego dobrego życzę Panu i Pana rodzinie". To bardzo dobry przykład. On właśni nam uświadamia, że miłosierdzie nie jest pobłażliwym kłamstwem o człowieku, zatarcie prawdy, ale zdolnością do dostrzeżenia w nim dobra poza i ponad tym, co różni czy dzieli, wszak Agora do koalicjantów i ulubieńców Krucjaty Różańcowej nie należy. Przyszli przecież protestować przeciwko niej, nie inaczej.
Jak dobrze wiemy z Ewangelii wg św. Łukasza, Jezus rodzi się w "czasie [gdy] wyszło rozporządzenie Cezara Augusta, żeby przeprowadzić spis ludności w całym państwie" (Łk 2, 15). Jeśli przyjąć, że Maryja urodziła jeszcze w drodze, to Józef, który udał się do Betlejem po to właśnie, "aby dać się zapisać", urzędnikom Cezara Augusta zapewne podał nie tylko imię małżonki, ale także imię syna - Jezusa, syna Józefa, syna Jakuba, syna Dawida, syna Abrahama (por. Mt 1, 1-16). W ten sposób sam Bóg został - że tak powiem -"policzony między ludzi". To wpisanie się na listę ludzi ma oczywiście określone teologiczne znaczenie. W ten niejako urzędowy sposób Bóg potwierdza, że jest jednym z nas. Dzieli nasz los, abyśmy kiedyś mogli podzielić Jego los.
Orygenes dodaje, że "kto to wnikliwie rozpatrzy, dostrzeże tajemnicę ukrytą w fakcie, iż tym spisaniem całej ziemi objęty został także Chrystus: skoro wszyscy zostali zapisani, wszystkich mógł uświęcić, skoro cała ziemia została spisana, ziemię dopuścił do komunii z sobą, po czym wszystkich ludzi wpisał do księgi żyjących, z niej zaś ci, co w Niego uwierzyli, zostali następnie zapisani w niebie, pośród świętych Tego, któremu chwała i panowanie na wieki wieków!".
A co z tymi, którzy w Niego nie wierzą? Nie, nie trzeba jakieś szczególnie głębokie wiary, a może i żadnej, by nauczyć się miłosierdzia. Bo jest ono "podstawowym prawem, które mieszka w sercu każdego człowieka, gdy patrzy on szczerymi oczami na swojego brata, którego spotyka na drodze życia" - jak mówi papież. Nawet jeśli ten brat stoi naprzeciw mojej barykady. Do tego nie trzeba być katolikiem, wystarczy być człowiekiem. Wiara może stać się dodatkową motywacją. Może, ale nie musi. Czasami, niestety, zdarza się, że i nienawiść jest motywowaną wiarą, co - jak wiadomo - jest bluźnierstwem. Myślę, że miłosierdzie bez wiary lepsze jest od wiary bez miłosierdzia.
Wspominałem przed chwilą o Jezusie jako o Bogu "policzonym między ludzi". O zapowiedzianym Mesjaszu powie prorok, że "policzony został między przestępców" (Iz 53,12), co się ostatecznie dokona na Golgocie, gdzie zostanie powieszony między dwóch łotrów. "Policzony między ludzi" oraz "policzony między przestępców" to wyrażenia synonimiczne. Przecież od grzechu Adama wszyscy jesteśmy przestępcami. I to właśnie do takiego świata, do takiej przestępczej ludzkości przychodzi Jezus.
Jak pisze papież, "Jezus z Nazaretu swoimi słowami, gestami i całą swoją osobą objawia miłosierdzie Boga", Boga, który - owszem - przychodzi do nas z powodu naszego przestępstwa, ale może przyjść tylko dlatego, że jego spojrzenie wykracza poza i ponad wszystko, czego tylko człowiek może się dopuścić. On wie, że jako Jego stworzenia i Jego dzieci jesteśmy warci więcej niż nasz grzech. Tylko Jego miłosierdzie może skutecznie zaingerować w zamknięto koło sprawiedliwości, które domaga się przede wszystkim zasłużonej kary. Tylko On może nas ocalić.
Przed nami Boże Narodzenie - święto, podczas którego wspominamy Boże miłosierdzie, które objawia się w Jego przyjściu na świat, aby nas ocalić od zła. Jeśli chcielibyśmy być naśladowcami Boga, to w ten świat, w którym wciąż głośniejsze jest wołanie o sprawiedliwość niż o miłosierdzie, powinniśmy wkraczać ze spojrzeniem, które zdolne jest widzieć więcej, które nie zatrzymuje się na tym, co złe, które widzi prawdziwie i szczerze.
Uczmy się takiego wzroku wobec innych: bliskich i dalekich, przyjaciół i nieprzyjaciół, swoich i obcych. Ale życzmy sobie także, żeby i nas samych takim spojrzeniem patrzono, byśmy w życiu swoim spotykali jak najwięcej takich, którzy zobaczą nas prawdziwie i szczerze, by i na nas ktoś tak spojrzał. Niech to będzie namiastką tego, jak nas widzi Bóg. Niech to będzie takie nasze małe ocalenie.
ks. Andrzej Draguła - ksiądz diecezji zielonogórsko-gorzowskiej, publicysta religijny, członek redakcji kwartalnika "Więź", dyrektor Instytutu Filozoficzno-Teologicznego im. Edyty Stein w Zielonej Górze. Jest profesorem nadzwyczajnym Uniwersytetu Szczecińskiego i Papieskiego Wydziału Teologicznego we Wrocławiu.
Tekst pierwotnie ukazał się na stronie laboratorium.wiez.pl
Skomentuj artykuł