„Na to rzekł Jezus do Piotra: ‘Schowaj miecz’…”
Wojna to nie jest łatwe zagadnienie. Coraz więcej powraca w dyskusji problem podejścia papieża Franciszka do działań Rosji na Ukrainie. Przede wszystkim stawiane są mu zarzuty, że nie opowiada się po stronie ofiary, że nie jest jednoznaczny wobec Rosji, że jest zbyt mocno antyzachodni i antyamerykański, zbyt naiwny. Wracam do tych spraw, bo wydarzenia kilku minionych dni na Wschodzie i Zachodzie naszego świata zmuszają nas do ich powtórnego przemyślenia.
Ostatnia wizyta wysłannika papieskiego do Ukrainy i Rosji, kard. Matteo Zuppiego i obrazki, jakie do nas docierały z Kijowa i Moskwy, tylko to potwierdzają. Pobyt kardynała w stolicy Ukrainy był specyficzny. Nie do końca było wiadomo, co było celem tej wizyty. Od samego początku podkreślano, że to nie ‘mediacja’, a tylko dosyć enigmatycznie określane „tworzenie przestrzeni dla dialogu, dla odprężenia i pokoju”.
Wizyta w Moskwie przypadła akurat na czas po próbie puczu Prigożyna i całym zamieszaniu, jakie on wywołał. Nie dziw zatem, że nie spotkał się z wysłannikiem papieża, kard. Zuppim, ani prezydent Putin, ani minister spraw zagranicznych Ławrow, tylko jacyś urzędnicy niższego szczebla. Spotkał się z nim co prawda patriarcha Cyryl, ale te spotkania nie miały chyba jakiegoś większego znaczenia. Wszyscy wyczekują, co stanie się w Moskwie w najbliższych tygodniach, a inicjatywa papieska wydaje się przy tym zupełnym ‘niewypałem’.
Wielu zapewne jest ucieszonych z takiego obrotu sprawy. To przysłowiowa ‘woda na młyn’ ich krytyki postępowania papieża. To wg nich dowód jego ‘lewicowości’ w poglądach i rozstrzygnięciach doktrynalnych. Stosunek Franciszka do wojny jest bowiem tylko jednym z elementów krytyki, jaka jest skierowana wobec niego. Czy aby na pewno słusznej?
Jesteśmy dzisiaj w sytuacji wyjątkowej. W minionym czasie konflikty zbrojne, potyczki czy walki rozgrywały się daleko od życia ‘cywilów’. Miały jakieś ograniczenia, ramy. Wojna nigdy nie jest ‘piękna’, ale ponieważ była ograniczona przestrzennie, był jakiś ‘kodeks honorowy’, więc i wypracowane koncepty moralne tzw. ‘wojny sprawiedliwej’ miały jakąś rację bytu. Teologowie, także ci, którzy zostali kanonizowani, sporo się natrudzili, żeby jakoś wytłumaczyć to, co samo z siebie, literalnie rzecz biorąc, mało przystaje do nauki Chrystusa w Ewangelii.
Kiedyś przeczytałem zdanie, które mnie uderzyło: «bohaterem Historii jest żebrak»... Nie zapominajcie: nie ma świętości, jeśli, w taki czy inny sposób, nie ma troski o ubogich, o potrzebujących, o tych, którzy są nieco na marginesie społeczeństwa.https://t.co/gbx27mpO0U
— Radio Watykańskie ???????? (@rwatykanskie) June 28, 2023
Właśnie ze względu na to, że papież Franciszek wprowadził do naszej refleksji nowe elementy, które podważają tradycyjne ‘aksjomaty’, wielu czuje się zdezorientowanych i uważają, że on błądzi. Papież mówi, że nie ma dzisiaj ‘wojny sprawiedliwej’ w starym znaczeniu, bo dzisiaj ginie w niej nieproporcjonalnie dużo ofiar. Mamy zbyt potężną broń, zdolną do zabijania wielkich rzesz ludzkich, nie szczędząc słabszych i bezbronnych. Mamy odhumanizowany i często zautomatyzowany proces korzystania ze śmiercionośnych narzędzi. Relacje z wojny oglądamy ‘na żywo’ tak, jakby to była gra komputerowa. Do tego nie można już zastosować tradycyjnego określenia ‘wojny sprawiedliwej’.
Co więcej, z tych procesów historycznych, które kiedyś uważano za normalne i akceptowalne, właśnie ‘sprawiedliwe’, dziś Watykan musi się tłumaczyć i naprawiać krzywdy, które kiedyś wyrządzano, nawet nieświadomie. Wystarczy pomyśleć tylko o zarzutach, jakie są stawiane za kolonizację. Pomyślmy o domaganiu się przeproszenia za niewolnictwo i wyzysk, za ‘przemoc’ kulturową, które kiedyś były normą, a dziś są powodem do wstydu i przykładem na to, jak mało słowa ewangelii ukształtowały sumienia nasze i naszych poprzedników.
Nawet jeśli nie jest to tylko problem Kościoła, to nic nie zmieni. Widzimy, co się dzieje w ostatnich dniach np. w Holandii z przepraszaniem za niewolnictwo i wyzysk, co się dzieje we Francji z rozruchami społecznymi, które są pokłosiem czasów kolonialnych. Mamy świadomość, że ta refleksja o nowym, sprawiedliwszym porządku świata jest jeszcze przed nami. Nie będę tu rozwijał kwestii dziedzictwa kulturowego i historycznego ludów kolonizowanych, które znajduje się teraz w muzeach Europy Zachodniej i Ameryki Północnej.
Biorąc to pod uwagę, czerpiąc naukę z historii, można śmiało stwierdzić, że słowa Franciszka są ze wszech miar ewangeliczne. Jego nawoływanie do braterstwa, do przeciwdziałania ‘kulturze odrzucenia’ w różnych dziedzinach życia, do tworzenia przestrzeni dialogu, do wycofania się z klinczu przemocy i wojny jest tym, co namiestnik Chrystusa powinien robić: uczyć, jak ‘schować miecz’. Bałbym się papieża, który bardziej jest zatroskany o to, jak go odbierają na świecie, czy dbającego o wpływy, jakie może mieć, niż takiego, który ucieleśnia Chrystusową wizję życia. Jedno, o co Franciszek nie musi zabiegać, jak w systemach demokratycznych, to reelekcja. Wierzę też, że w tej trudnej sytuacji jemu w sposób szczególny, swoim światłem i swoją mocą towarzyszy Duch Święty. I dlatego uważam, że on jest proroczym głosem rozsądku i nadziei, głosem Chrystusa, który mówi do nas i do całego świata.
Skomentuj artykuł