No zobacz, mamuś, nasza modlitwa się spełnia!

No zobacz, mamuś, nasza modlitwa się spełnia!

W naszym bloku mieszkamy od czterech lat. Z większością sąsiadów już się znamy, ale te relacje niestety nie wychodzą poza kurtuazyjne „dzień dobry”, gdy mijamy się na klatce schodowej. Być może dlatego tak bardzo zaskoczyła i ucieszyła mnie wczorajsza sytuacja.

Wieczorową porą wracałam z ferajną z placu zabaw. Pod naszym blokiem zaczepiła mnie sąsiadka, by omówić pewne sprawy związane ze wspólną rowerownią. W trakcie naszej rozmowy dołączył do nas inny sąsiad – znany „na dzielni” ze swego impulsywnego charakteru i problemów z nadużywaniem alkoholu. Przysłuchiwał się przez chwilę w milczeniu naszej rozmowie, a ja cała się spięłam, bo dzieciaki krążyły tuż obok, a pan X był ewidentnie mocno pijany. Nerwy napięły mi się jeszcze bardziej, gdy, typowym dla siebie, bardzo nieprzyjemnym tonem, zwrócił się do mnie: „Mam do pani pytanie, ale nie chcę, żeby pani dzieci słyszały”.

DEON.PL POLECA

Zrobiło mi się z lekka ciepło, w głowie trwała kanonada myśli – od: „czym mu podpadliśmy” do: „czy zdążę zadzwonić po pomoc, jakby co”? Poprosiłam dzieciaki, by pobiegły do taty do domu, co niechętnie zrobiły. Widać było, że się przestraszyły, ale nie chciały mnie zostawić samej. Wewnętrznie przygotowywałam się na stek bluzgów i inwektyw. Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle zobaczyłam, jak sąsiad walczy ze łzami w oczach (pijackie wzruszenie go ewidentnie ogarnęło), by wycedzić wreszcie: „Jak wy to robicie, że macie taką wiarę?!”.

Szczerze powiedziawszy: zatkało mnie. On zaś popłynął: „Nie, no, serio panią pytam. Bo ja jestem ochrzczony, ale nie wierzę już, w nic już nie wierzę. Ale jak patrzę na waszą piękną rodzinę, to …kur…no….ja pierd… no, no naprawdę wam zazdroszczę!”. I obrócił się i poszedł, zostawiając mnie z rozdziawioną paszczą.

W drzwiach naszego mieszkania czekały na mnie przestraszone buźki dzieci. „Co pan X chciał od ciebie, mamuś?”. „Nic. Tylko zapytać, jak to robimy, że wierzymy w Pana Boga”. Na to Borys, nasz 9-latek, wyskoczył do góry w ekstatycznym tańcu. Na moje zdziwione (i nieco podejrzliwe – bo, ej, dlaczego mu tak ulżyło, hmm, czyżby miał coś na sąsiedzkim sumieniu?) spojrzenie – uśmiechnął się szeroko i odpowiedział: „No zobacz, mamuś, czyli nasza modlitwa się spełnia. Ludzie widzą, że jesteśmy Pana Jezusowi”.

Faktycznie. Często modlimy się: „Pomóż, byśmy potrafili być prawdziwym znakiem Twojej miłości tutaj na ziemi”. Dzisiejsza sytuacja daje mi nadzieję, że w jakimś stopniu ta modlitwa się spełnia. I – nie ukrywam – nie potrafię nie uśmiechnąć się do myśli, że oto mamy dowód, iż zwykłe, uprzejme, uśmiechnięte „dzień dobry” ma w sobie potencjał ewangelizacyjny. 

Żona, mama, córka, z zawodu animatorka społeczności lokalnych, z zamiłowania doktorka nauk społecznych, w wolnych chwilach pisze bloga "Dobra Wnuczka" i prowadzi konto na Instagramie. Razem z mężem od lat zaangażowana w Ruch Spotkań Małżeńskich i wrocławską Wspólnotę Jednego Ducha. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Monika Szubrycht

To, że jesteśmy mniejsi, nie oznacza, że nasze problemy również takie są.

Dzieci. Doświadczają odrzucenia, chorują na depresję, zaburzenia lękowe, samookaleczają się, targają się na własne życie. One równie mocno, co dorośli, doświadczają kryzysów psychicznych....

Skomentuj artykuł

No zobacz, mamuś, nasza modlitwa się spełnia!
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.