Odczepcie się od organizacji, które ratują najbiedniejszych
Obywatele kierowani różnymi pobudkami: chrześcijańskim miłosierdziem, ludzką solidarnością lub zwyczajnie - przyzwoitością w różny sposób podają rękę biedzie i cierpieniu. A Władza ma to wspierać. I niech jej się nie wydaje, że biurokracją i przepisami zmieni ludzkie życie. Co najwyżej na gorsze.
Cześć pierwsza - polityczna
Bo bezdomność troską polityków jest, jak wiadomo od zawsze. Zwłaszcza hasła ładnie brzmią zimą.
Mróz, Władza dobrotliwie prosi obywateli, żeby reagowali na widok człowieka bezdomnego lub generalnie osoby, której może grozić zamarznięcie. I słusznie. Tylko ta sama Pani Minister wprowadza standardy dla schronisk i nie pozwala przyjmować do nich ludzi starych i chorych.
Niechże się Władzunia wreszcie zdecyduje: albo sobie sama poradzi, niech zakasze rękawy i otworzy drzwi urzędów, zaprowadziwszy najpierw odpowiednie standardy i położy tam bezdomnych, albo niech pozwoli nam pracować. Bo, proszę drogiej Władzy, jeśli przyjmiemy na materac dodatkową osobę, a jeszcze okaże się, jak ów człek odmarznie, że jest ciężko chory, to po pierwsze obniżymy wymagane standardy, po drugie przyjdzie inna Władza i każe nam zapłacić 20 tys. zł. kary.
Tylko wciąż nie wiem, czy od łebka, czy hurtem. Jeśli na jednego mieszkańca schroniska musi przypadać określona liczba metrów kwadratowych i na iluś tam - toaleta, to siłą rzeczy powinniśmy zamknąć drzwi i pozwolić ludziom zamarzać, bo przyjęcie kolejnego spowoduje przekroczenie norm.
Spokojnie - drzwi nie zamykamy, ale życie w krainie absurdu jest męczące. Zamiast zająć się tym, co mamy do roboty, zajmujemy się wychowaniem Władzy i nie idzie nam najlepiej. Jeszcze raz wołam na pustyni: odczepcie się od organizacji, które ratują najbiedniejszych. Pozwólcie nam pracować, jeśli już nie chcecie nam pomagać.
Policja, tutaj na wsi, przywiozła nam kilka osób. Chłopaki mówili: jak dobrze, że jesteście! Gdzie byśmy ich umieścili? Bo generalnie policja i straż miejska działa wzorowo. W Warszawie kładziemy na materacach, w korytarzach czy w jadalni.
Ludzie ubodzy i bezdomni byli, są i będą - niestety. Co nie znaczy, że nie należy robić wszystkiego, żeby było ich jak najmniej. Marzenie, że to się skończy i da się ogarnąć lub całkowicie wyeliminować to groźna utopia, którą już ćwiczyliśmy. Obywatele kierowani różnymi pobudkami: chrześcijańskim miłosierdziem, ludzką solidarnością lub zwyczajnie - przyzwoitością w różny sposób podają rękę biedzie i cierpieniu. A Władza ma to wspierać. I niech jej się nie wydaje, że biurokracją i przepisami zmieni ludzkie życie. Co najwyżej na gorsze.
Przyszedł zmarznięty człowiek. Był na SOR/szpitalny oddział ratunkowy/, skarżył się na ból nóg. Odesłano go, twierdząc, że nic mu nie jest. Następnego dnia przytomny nasz pielęgniarz wysłał go do szpitala. Chłop jest już na oddziale, czeka na amputację. Jeden z tysięcy ludzkich losów. Jak mu utną nogi, to będzie wymagał opieki.
Dokąd odeśle go szpital? Do nas, oczywiście, a my dopiero podejmiemy długą walkę o umieszczenie w jakiejś państwowej placówce.
Część druga - niepolityczna
O przyjaźni będzie, bo ostatnio rozmawiałam z młodymi i mam wrażenie, że słowo to, jak miłość, zagubiło swoje znaczenie.
Byłam z Arturem w Warszawie, na jego ukochanej "Szańskiej", czyli Łopuszańskiej. Synek uwielbia tam leżeć na stercie materaców, oglądać telewizję, kocha nasze wypady do centrum handlowego-kino, "biadek" w barze, gdzie pokazuje się paluszkiem co nałożyć na talerz, na końcu lody. Panisko wtedy jest całą gębą. "Aaaajnie było" - stwierdził.
Musimy wracać na wieś, a tu drogi śliskie, chłopak się awanturuje, że z Warszawy nie wyjedzie, łóżka trzyma się kurczowo, omdlenia i chorobę udaje. Słowem: kanał. I co się dzieje? Zajeżdża na podwórko Inżynier z mieszkańcem - kierowcą z Jankowic, kierowca wraca na wieś, przy wsparciu Inżyniera udaje się Artura wyciągnąć z łóżka i dojeżdżamy wieczorem do Nagorzyc. Święto było, Trzech Króli, każdy wolne by miał, ale przyjaźń to odpowiedzialność i troska, choć to kosztuje wyrzeczenie i wysiłek.
Przyjaźń to nie kumplostwo, to więzy podobne to miłości. Zresztą nie ma miłości bez przyjaźni. To zdolność do ofiary dla przyjaciela.
Wolimy kumplostwo. Łatwiejsze i bez zobowiązań. Płytkie i szybkie. W razie trudności - łatwo się wycofać. Namiastka, jak namiastką jest szybki, przygodny seks. Nie wyciągnie nas z samotności. Najwyżej rozmieni na drobne.
A gdybyśmy tak w chwili pokusy kumplostwa przypomnieli sobie o Przyjacielu? Tym, który umarł za mnie? Jest tuż, tuż. Przyjaciel się nie narzuca, ale jest zawsze, kiedy Go potrzebujesz. I zamiast pustych pogaduch o niczym przez telefon lub smsy- skorzystali z Jego obecności? Pobyli z Nim w chwili ciszy? Przyjaciel to ten, który zawróci cię ze złej drogi i wesprze, kiedy upadasz.
Nad-obowiązkowo
"Dopiero wtedy oddychamy, kiedy jesteśmy związani z naszymi braćmi wspólnym celem znajdującym się poza nami, a doświadczenie uczy, że kochać to nie znaczy patrzeć na siebie nawzajem, ale patrzeć razem w tym samym kierunku. Przyjaciółmi są tylko ci, którzy związani jedną liną wspinają się na ten sam szczyt" - A.de Saint Exupery.
"Być wymagającym to podstawowa reguła. Być tolerancyjnym to zasada. Czuwać nad stanem przyjaźni to obowiązek. Myśleć o drugim, umieć być obecnym, kiedy potrzeba, znaleźć odpowiednie słowa i gesty, dać dowód stałości w wierności-to jest przyjaźń i to jest rzadkie" - Tahar Ben Jelloun, Pochwała przyjaźni.
***
Tekst pierwotnie ukazał się na blogu: siostramalgorzata.chlebzycia.org
Skomentuj artykuł