W krainie schorowanej religijności
Katolickość jest zaprzeczeniem sekciarstwa, powszechność wiary Kościoła oraz bogactwo jego tradycji sprawiają, że nie powinniśmy ulegać duchowi sekty. Niestety w praktyce to tak nie działa. Tak się bowiem składa, że w wielu miejscach Kościoła działają grupy, które wyczerpują wszystkie znamiona nowych kultów religijnych, określanych mianem sekty.
Od kilku tygodni obserwuję, jak ludzie, których skądinąd znam i szanuję, z którymi często działałem i walczyłem w tych samych sprawach, teraz bronią rzeczy, których bronić się nie powinno. Nie neguję ich dobrej woli, ani szczerości przekonań, ale nie mogę nie zauważyć, że – kierując się dobrymi intencjami – angażują się oni w obronę działań, które nie tylko nie są katolickie, ale nawet takich, których nie da się obronić.
O czym mówię? O ogromnym zaangażowaniu tygodnika „Do Rzeczy” i Marka Jurka w obronę ks. Łukasza Kadzińskiego i jego grupy. Tygodnik, niemal co tydzień, publikuje nowy materiał, w którym albo sami członkowie grupy oskarżają mnie o niestworzone rzeczy (a to, że jestem zwolennikiem chodzenia niemal nago po ulicach, a to, że chcę odebrać dzieci rodzicom, a to, że atakuję Kościół), albo kolejny felieton Marka Jurka, który przekonuje czytelników tygodnika, że prześladuję biedne dzieci i biednych prawdziwych katolików.
Ostatnio dowiedziałem się, że określiłem grupę mianem sekty, z powodu „wielodzietności, wychowania domowego dzieci, życia w kręgu przyjaciół i praktyki tradycyjnej katolickiej pobożności. No i... zaangażowanie rodziców w harcerstwo, do którego dzieci należą”. Zarzuty są kuriozalne, bo tak się składa, że sam jestem wielodzietny, wielu moich przyjaciół korzysta z domowej edukacji, a niektóre z moich dzieci są harcerzami (inna sprawa, że tradycja harcerska jest taka, że drużyny tworzą trochę starsi, ale jednak rówieśnicy, a nie rodzice). Żadna z sugerowanych przez Marka Jurka przyczyn określenia działalności ks. Kadzińskiego sektą, nie jest prawdziwa. Powody są zaś zupełnie inne, wielokrotnie powtarzane. Warto je jednak wskazać, nie po to, by po raz kolejny opisywać historię Maximilianum (każdy może sam sięgnąć do tekstów, w których to zrobiłem, a także do materiałów opublikowanych przez inne media), ale po to, by zwrócić uwagę na realny problem budowania wspólnot o charakterze sekciarskim także wewnątrz Kościoła katolickiego.
Jak rozpoznać, czy wspólnota, do której należymy, czy do której należą nasi bliscy nie nosi takich cech? Odpowiedzi warto szukać w materiałach zasłużonego Dominikańskiego Centrum Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach. Psycholodzy i eksperci (w tym teologowie) pracujący w tej grupie wskazują na kilka cech, które powinny w nas zapalić czerwoną lampkę i ostrzec nas przed destrukcyjnym modelem grupy, i to nawet, gdy działa ona w Kościele.
Pierwszą z nich jest totalny charakter grupy i aspiracje jej lidera, liderów. Jeśli liderzy – wskazują eksperci – „przypisują sobie absolutny autorytet i prawo ingerowania we wszystkie dziedziny życia swoich członków, nawet te najbardziej intymne” – to możemy mieć do czynienia z destrukcyjnym kultem. Co to oznacza w praktyce? Choćby tyle, że liderzy decydują o tym, kto z kim powinien się ożenić, kto z kim powinien chodzić, a nawet czy mąż z żoną może współżyć. Ale także wymuszanie zmiany pracy, kierunku studiów, przeprowadzki, wspólnego mieszkania. To wszystko są rzeczy, o których liderzy nie mogą i nie powinni decydować, bowiem nie mają w tej sprawie autorytetu, a jeśli go sobie przypisują, to wbrew stanowisku Kościoła.
Niepokój powinno budzić także – to drugi element – psychiczne i ekonomiczne uzależnianie od siebie członków grupy, a także dążenie do tego, by zerwali oni więzy z najbliższymi. Duchowny czy świecki lider nie ma także prawa naciskać na zmianę kierunku studiów czy miejsca pracy. To nie jest jego rola, ani zadanie, a jeśli to robi, to – tu wracamy do pierwszego punktu – w istocie nie buduje katolickiej wspólnoty, ale skupioną na własnej władzy sektę.
Trzecim niebezpiecznym i świadczącym o sekciarskim charakterze grupy elementem jest budowania wrażenia ostrego podziału „rzeczywistości na to co ‘dobre’, czyli związane z grupą i ‘zagrażające’, odnoszące się do świata zewnętrznego (biało-czarna wizja rzeczywistości)”. Ewangeliczne opowieści pełne są odrzucenia takiego myślenia. „Inną przypowieść im przedłożył: «Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: "Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast?" Odpowiedział im: "Nieprzyjazny człowiek to sprawił". Rzekli mu słudzy: "Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go. A on im odrzekł: "Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza” (Mt 13, 24-30). To jest obraz, który mocno przypomina nam, że ani świat, ani Kościół, ani żadna wspólnota nie może uznawać się za obraz jednoznacznego dobra, a świata nie można i nie należy postrzegać w kategoriach zła. To obraz fałszywy. Nie jest także katolickie wpajanie członkom grupy przekonania o zasadniczej elitarności wspólnoty czy niechęci do innych. To także niewiele ma wspólnego z katolickością.
Tyle ogólnych refleksji, ale Dominikańskie Centrum Informacji o Nowych Ruchach Religijnych i Sektach prezentuje także cały zestaw pytań, które już bardzo konkretnie pozwalają rozeznać charakter grupy. Nie będę przytaczał wszystkich punktów (bo część zawarta jest w ogólnych zasadach), ale kilka przytoczę szczegółowo. „Czy grupa/lider krytykuje i upokarza publicznie bądź prywatnie osoby należące do grupy? Czy lider przekraczał w relacji z tobą granice intymności? Czy grupa/lider ogranicza dopływ informacji z zewnątrz np.: zabrania korzystania z mediów, czytania materiałów innych niż te proponowane przez grupę? Czy twoi bliscy zwracają ci uwagę, że poświęcasz zbyt dużo czasu na grupę, zaniedbując obowiązki rodzinne (kontakty z rodziną, przyjaciółmi, troskę o współmałżonka, opiekę nad dziećmi itp.) lub zawodowe/szkolne? Czy przynależność do grupy jest ważniejsza niż relacje rodzinne i małżeńskie? Czy grupa/lider sugeruje odcięcie się od osób, które krytykują grupę lub nie chcą się do niej przyłączyć? Czy grupa/lider wzbudza w tobie poczucie winy, kiedy nie uczestniczysz we wszystkich spotkaniach organizowanych przez grupę? Czy rezygnacja z grupy jest równoznaczna z całkowitym wykluczeniem i zerwaniem kontaktów z jej członkami?” – można przeczytać u Dominikanów.
To, co wiem o wspólnocie księdza Kadzińskiego, godziny rozmów z jej byłymi członkami, a także to, co obecni jej członkowie opowiadają o swoim życiu, pozwala postawić tezę o takim, a nie innym jej charakterze. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że tylko ta grupa ma w Kościele ten problem. Warto przyglądać się z tej perspektywy każdej, w której chcemy się angażować. Warto też, by w rozeznawaniu charyzmatów grup i wspólnot tymi pytaniami kierowali się także biskupi.
Skomentuj artykuł