Wielka tajemnica wiary
W Niedzielę Chrystusa Króla Wszechświata usłyszałam, jakie będzie hasło nowego roku liturgicznego: Wielka Tajemnica Wiary. Wybornie. Dlaczego? Na wspak rzekomej ewolucji proroctwa biblijne mówią, że im dalej, tym gorzej (Mt 24, 12; Ap 22, 11). Że nieprawość będzie rosła, że oziębnie miłość wielu, że kto się ma splugawić, splugawi się nawet jeszcze bardziej, a kto ma się uświęcić, jeszcze mocniej się uświęci.
Ostatnio, przy okazji debat przedwyborczych, przyjrzałam się swoim frustracjom i rezygnacji w zupełnie nowy, wyzwalający sposób. Zdałam sobie sprawę, że w gruncie rzeczy wciąż żyjemy tak, jakby tym razem utopia miała się ziścić, jakby tym razem rządy już naprawdę miały być sprawiedliwe, ludzie naprawdę pełni dobrej woli i oddania, a wszyscy mniej-więcej zadowoleni. Myślimy, że ten program, ten człowiek, ta kadencja, ten rok już na pewno coś zmienią na lepsze. Dajemy się uwieść wizji. Potem, gdy nasilają się wojenki, rosną ceny, trwa korupcja, a system emerytalny dalej jest daremny, czujemy się oszukani, zawiedzeni, zdziwieni, zrezygnowani. Tylko dlaczego, po co? Jeśli jesteśmy wierzący, czytamy Pismo Święte i znamy trochę historię, nasuwa się jeden bardzo prosty wniosek: epoki nie są lepsze ani gorsze od siebie, każda z nich niesie w sobie i zjawiskowe dobro i niewyobrażalną podłość. Czy dzisiaj jest lepiej niż pięćdziesiąt, sto, tysiąc lat temu? I nie pytam tu o technologię i postęp. Pytam o człowieka. Czy jesteśmy już tak mądrzy minionymi wiekami, że nie ma wojen religijnych, nie ma ludobójstwa, wyzysku biednych, zabijania dzieci? Coś nie bardzo. Jeśli ktoś rzeczywiście wierzy, to wie, że dopiero powrót Jezusa coś zmieni, że tylko On jest jedynym sprawiedliwym Królem, za którym tęskni cała Ziemia. A może tylko udajemy, że wierzymy, skoro w istocie zachowujemy się tak, jakby to były tylko pobożne bajania, a wszystko zależało od nas?
Kiedy ktoś mówi, że Kościół jest zbyt zepsuty, żeby Go kochać, to ja pytam, od kiedy miłość jest nagrodą za dobre sprawowanie. Przeciwnie - "miłość zakrywa wiele grzechów" (1 P 4, 8).
Zaryzykowanie nieważkości
W Niedzielę Chrystusa Króla Wszechświata usłyszałam w kościele, jakie będzie hasło nowego roku liturgicznego: Wielka Tajemnica Wiary. Wybornie. Dlaczego? Na wspak rzekomej ewolucji proroctwa biblijne mówią, że im dalej, tym gorzej (Mt 24, 12; Ap 22, 11). Że nieprawość będzie rosła, że oziębnie miłość wielu, że kto się ma splugawić, splugawi się nawet jeszcze bardziej, a kto ma się uświęcić, jeszcze mocniej się uświęci.
Jakie są dzieci Królestwa, chrześcijanie? Co ma ich wyróżniać w tych czasach chaosu i rozkładu, z czego powinni być znani? I skąd się to bierze? Wielka tajemnica wiary. Dokładnie tak. Coś tak naiwnego, niepoważnego i nieprzeliczalnego jak wiara, dziecięca wiara. Wiara w coś, czego jeszcze namacalnie nie ma, ale właśnie przez tajemnicę tej nadprzyrodzonej ufności już się to ma zagwarantowane, o wiele bardziej niż w banku. Albo cała rzecz z miłością, radością, pokojem, cierpliwością, uprzejmością, dobrocią, wiernością, łagodnością i opanowaniem – czyli tak zwany owoc Ducha Świętego (Ga 5, 22) – po ludzku możemy dojść jedynie do pewnego stopnia tych jakości. Miłość nieprzyjaciół, radość w czasie utrapienia, niezmącony pokój serca w samym środku burzy, cierpliwość do kogoś stale popełniającego te same błędy, uprzejmość dla nieprzystępnego gbura, dobroć w nienawistnych okolicznościach, wierność w obliczu pokus, łagodność wobec narastania imperium irytacji, opanowanie, gdy wszystko wewnątrz chce się nagle zupełnie rozedrgać – to nie jest naturalne, zupełnie nie po drodze dla człowieka. Chyba, że weźmie na serio życie ponadnaturalne. Tutaj, teraz, dla siebie. W wielkiej tajemnicy wiary.
Wiara czyli zaryzykowanie nieważkości. Te wszystkie momenty trudu, niepokoju, zawodu, zmagania – czyli lwia część życia – kiedy zamiast się napinać, decydujemy się okiełznać to wiarą. Wziąć sprawy w wyższy karb. Nie nasz, nie naszą siłą. Dopuścić łaskę tak jak się otwiera okno przy zaduchu. W stanie nieważkości nie czuje się wagi niesionego ciężaru. Brzemię wprawdzie pozostaje, ale jakby Kto Inny dźwiga. Brzmi znajomo? "Moje jarzmo jest słodkie, a brzmię lekkie" (Mt 11, 30). Ale jak to tak? Wielka tajemnica wiary.
Wiara czyli bezzwrotne ofiarowanie swojej przyziemności. Mam wrażenie, że wciąż zachowujemy się tak, jakby zmiana mogła nastąpić w wyniku naszych intelektualnych dywagacji, debat, artykułów i całego tego gadania. Albo – co gorsza – "słusznego jojczenia" i "merytorycznych" narzekań. Myślimy, że coś się zmieni, bo jesteśmy szczerze przejęci. Myślimy, że przed katastrofą uchroni nas nieokreślony "dobroludzizm", bo "ludzi dobrej woli jest więcej". Jednak do wszystkich tych, którzy czują się w porządku, Słowo Boże zagaja: mili państwo, przedstawiam wam Hioba. I wychodzi na to, że największy nawet dusza-człowiek bez Poręczyciela, bez krwi Jezusa idzie do piekła. Nadszedł już czas, najwyższy czas, projekt samozbawienia zniszczyć w sobie. Zamiast tego z impetem rzucić się w… wielką tajemnicę wiary.
Spektakularne upadki i spektakularne nawrócenia. Zgorszenia i przebudzenia. Wszystko zgodnie ze Słowem Bożym. Zgodnie z nim również wiemy, co należy wobec tego robić.
Czas gorącej mniejszości
Często myślę o słynnej diagnozie Ratzingera z 24 grudnia 1969 roku, że Kościół pogrąży się w kryzysach, straci prestiż, budynki, wpływy i wielu wiernych – ale – za to wyłoni się gorąca, wypróbowana i pełna pasji mniejszość, którą pozostali ludzie zobaczą jako "coś kompletnie nowego: odkryją ją jako nadzieję dla nich, odpowiedź, której zawsze w tajemnicy szukali". To już się dzieje. Spektakularne upadki i spektakularne nawrócenia. Zgorszenia i przebudzenia. Wszystko zgodnie ze Słowem Bożym. Zgodnie z nim również wiemy, co należy wobec tego robić. Czuwać zamiast się dziwić. Zabiegać o uświęcone życie z bojaźnią i drżeniem zamiast wpadać w popłoch. Na poważnie zająć się adoracją i kochaniem Jezusa. Szukaniem Go, poznawaniem Go.
"A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie" (Mt 21, 28). Gdyby to nie były słowa samego Jezusa, pewnie by można skwitować, że to jakiś fantasta zaklina rzeczywistość. Ostatnio mój mąż zwrócił uwagę na ciekawą rzecz: On mówił te wszystkie rzeczy głównie do uczniów, bo kto nie jest uczniem, weźmie to za głupoty. Musimy być uczniami. Wielkiej tajemnicy wiary.
Jakie są dzieci Królestwa, chrześcijanie? Co ma ich wyróżniać w tych czasach chaosu i rozkładu, z czego powinni być znani? I skąd się to bierze? Wielka tajemnica wiary.
To jest cudowna nowina
Głęboko wierzę, że w czasach galopującej entropii od zagłady może nas uchronić tylko Jego Piękno. Poznanie Jezusa. I nie chodzi mi tutaj o to, że nie mamy działać, pracować, rozmawiać, debatować, tylko się modlić. "Modlitwa to nie wszystko. Ale wszystko bez modlitwy jest niczym" (Johannes Hartl). Myślę, że musimy stać się Marią i Martą w jednym. Działać, ale niejako "wychodząc" z Jego Obecności. Świat nie potrzebuje nas, on potrzebuje Jezusa, i dopóki nie będziemy przezroczyści na tyle, żeby to On był widoczny, nic się nie zmieni. Chrześcijaństwo nie jest o nas i o naszej reputacji, jest o Nim. Nigdy nie chodziło o nasze siły czy naszą nadzieję. To już się dawno pokończyło. Ale nie szkodzi, bo Królestwo Boże to życie tym, co nie jest z nas, nie jest z ciała. To danie wszystkiego wyżej. Jezus dał wszystko wyżej.
"Stworzenie wyprowadzone z nicości mocą, mądrością i dobrocią Boga, nie może niczego osiągnąć, jeśli jest oddzielone od swego początku, ponieważ stworzenie bez stwórcy zanika; tym bardziej nie może osiągnąć swego ostatecznego celu bez pomocy łaski" (KKK 308). Jesteśmy zdani na Pana – i to jest cudowna nowina! We wszechświecie najbardziej wpływowa jest łaska. Ojciec wie, czego nam potrzeba. To tylko my zachowujemy się jak sieroty, które chcą do wszystkiego dojść same i coś pokazać, zasłużyć. A stół jest już zastawiony i to na oczach naszych wrogów. "Wiara daje nam pewność, że Bóg nie dopuściłby zła, gdyby nie wyprowadzał z niego dobra drogami, które poznamy w pełni dopiero w życiu wiecznym" (KKK 324). Wielka tajemnica wiary.
Wszystko będzie dobre
Kiedy ktoś mówi, że Kościół jest zbyt zepsuty, żeby Go kochać, to ja pytam, od kiedy miłość jest nagrodą za dobre sprawowanie. Przeciwnie - "miłość zakrywa wiele grzechów" (1 P 4, 8). Tylko musimy znowu starać się pojąć, co to znaczy. Bardzo mnie wzrusza konstatacja mistyczki Julianny z Norwich. Kiedy się zapętlam w rozgoryczeniu, słyszę jej głos: "Poznaję więc przez łaskę Bożą, że powinnam mocno trzymać się wiary i z nie mniejszych przekonaniem wierzyć, że wszystko będzie dobre… I zobaczysz, że wszystko będzie dobre" (Objawienia miłości Bożej).
Jak? Przez wielką tajemnicę wiary.
Skomentuj artykuł