Matka Boża daje nadzieję więźniom. W jednym z zakładów karnych odbywa się peregrynacja cudownego obrazu
"Nie chciało mi się wspinać na Giewont, by tam stanąć pod krzyżem, zacząłem więc staczać się w dół". Poruszająca historia więźnia może być lekcją dla każdego z nas.
W wrocławskim zakładzie karnym przy ulicy Fiołkowej odbywa się peregrynacja obrazu Matki Bożej Kodeńskiej. Dla osadzonych jest to okazja do zbliżenia się do Boga i refleksji nad własnym życiem. Ojciec Włodzimierz Jamrocha OMI, wzywając więźniów do wewnętrznej przemiany, przypomniał poruszającą historię Zdzisława, którego przestępcza droga zaczęła się w nietypowy sposób. Opisał ją wrocławski "Gość Niedzielny".
Jak powiedział duszpasterz, więzień podzielił się z nim swoją historią po obejrzeniu w zakładzie karnym filmu pt. "Moje Tatry", opowiadającego o miłości Jana Pawła II do gór.
Osadzony powiedział, że kiedy był młodszy, wybrał się razem z kolegami w Tatry. Gdy wysiedli z pociągu, od razu ruszyli na Giewont. Niestety, nigdy tam nie dotarli, ponieważ po drodze poszli na zakupy i oprócz jedzenia kupili także alkohol.
Modlitwa o uwolnienie z alkoholizmu>>
Zrezygnowali z wycieczki w góry i zamiast niej, rozbili namiot u jakiegoś bacy. Rozpoczęło się imprezowanie, a kiedy brakło pieniędzy, Zdzisław zaczął kraść. Był to początek jego drogi poza prawem.
"Nie chciało mi się wspinać na Giewont, by tam stanąć pod krzyżem, zacząłem więc staczać się w dół" - mówił po latach, jako wielokrotny recydywista i alkoholik.
Jak powiedział ojciec Jamrocha, pan Zdzisław po opuszczeniu Zakładu Karnego zamierzał dokończyć wyprawę sprzed lat - dotrzeć do owego krzyża na Giewoncie i rozpocząć wszystko od nowa - informuje "GN".
"Oddajmy swe życie Maryi, by pomogła nam się wspinać w górę, nie staczać więcej w dół. Bóg zaprasza każdego z nas, byśmy stali pod krzyżem, z niego, jak Maryja, czerpali siłę" - mówił ks. Włodzimierz, cytowany przez "GN".
Skomentuj artykuł