Tam, gdzie Maryja czeka przy drzwiach

Tam, gdzie Maryja czeka przy drzwiach
Lazurowe Okno u wybrzeży Gozo. (fot. Ben124. / Foter / CC BY)
Anna Krzewska

Wakacje na południu Europy. Wyczekane, zaplanowane. Wreszcie. Pakuję więc maskę do nurkowania, kremy z filtrem i różaniec - bez niego przecież nigdzie się nie ruszam. Jak się później okazało - w naszym wakacyjnym raju obowiązuje inna kolejność. Bóg jest na pierwszym miejscu. Woda i słońce oczywiście też są. Tylko, zgodnie ze słowami św. Augustyna, po prostu na swoim miejscu.

Gozo. Niewielka wyspa na Morzu Śródziemnym, 6 km od Malty. Jedynym sposobem dostania się na wyspę jest prom. Maleństwo - odległość pomiędzy skrajnymi punktami wyspy to zaledwie 15 km. Ale nie odległości robią największe wrażenie.

Szukając najpiękniejszych widoków i najbardziej słonecznych plaż, przejeżdża się przez wiele małych miasteczek. Wąskie uliczki, jednorodne domki. Podobne do siebie, pachnące kamieniem, spalone południowym słońcem. Niby zwyczajna zabudowa południa Europy. Ale jednak nie. Na frontowej ścianie niemalże każdego domu wykuta jest postać Maryi, św. Józefa lub całej Świętej Rodziny. Maleńki, jak wszystko tutaj, element frontowej ściany. Nie rzucający się w oczy, nie krzykliwy, nie kontrowersyjny. Piękny i naturalny jak wiatr na skalistym wybrzeżu.

Tam, gdzie Maryja czeka przy drzwiach - zdjęcie w treści artykułu

DEON.PL POLECA

Mieszkańcy Malty, podobnie jak Polacy, oddają cześć Matce Bożej.

(fot. Jacek Domański)

Xaghra - niewielka miejscowość na północno-wschodnim wybrzeżu Gozo. W niedzielę pojawia się problem ze znalezieniem informacji o godzinie Mszy Świętej w najbliższym kościele - większość stron internetowych jest w języku tutejszym. Jak się okazało, niepotrzebnie szukaliśmy. Kręte uliczki miasteczka zaprowadziły nas do kościoła w centrum (zupełnie innego niż pokazała wyszukiwarka).

Jedna Msza się kończyła, zaczynała się następna. Czekając na "naszą" słyszeliśmy scholę - młodzi ludzie grali na gitarach, dając przez to świadectwo swojej wiary. Zero fałszu. Ze świątyni wyszedł tłum ludzi. Kolejna Msza - znów mnóstwo ludzi (a takie małe miasto!). Tym razem nie schola, a chór uświetniał liturgię. Wszyscy mają na sobie ubrania godne świątyni - a przecież upał sięgający 50 stopni mógłby być rozgrzeszeniem… Nie tutaj.

Liturgia odprawiana była w języku lokalnym. Najbardziej utkwiło mi w pamięci słowo "Allah" (po polsku: Bóg). Z gestów do końca życia zapamiętam sposób w jaki kapłan w konfesjonale błogosławił udzielając rozgrzeszenia. Spokój i piękno tego gestu od razu skojarzyłam ze spokojem zachodu słońca obserwowanego przez Lazurowe Okno na wybrzeżu wyspy. Żadnego pośpiechu. Piękno, które uspokaja.

Jak się przekonaliśmy, kościoły żyją nie tylko w niedzielę. W zwykłe dni rano odprawiane są cztery Msze. I to wcale nie dla pojedynczych osób. Tu wiara jest naturalna jak fenek* na obiad.

Tam, gdzie Maryja czeka przy drzwiach - zdjęcie w treści artykułu nr 1

Młoda Maltanka... (fot. Jacek Domański)

Tam, gdzie Maryja czeka przy drzwiach - zdjęcie w treści artykułu nr 2

...i starsi mieszkańcy wyspy. (fot. Jacek Domański)

Tam, gdzie Maryja czeka przy drzwiach - zdjęcie w treści artykułu nr 3

Na Malcie ludzie mają czas na wszystko. Nawet na karmienie ryb. (fot. Jacek Domański)

Wyjeżdżaliśmy z Malty tuż przed 15 sierpnia. Dla miejscowych, był to czas intensywnych przygotowań do świętowania Wniebowzięcia NMP (tutaj każdy odpust jest lokalnym świętem, połączonym z festynem i fajerwerkami). W Polsce 15 sierpnia na Jasną Górę wchodzą tłumy pielgrzymów. Na Malcie figurka Maryi jest niesiona po wąskich uliczkach miasteczek. Chyba, jako naród, jesteśmy do siebie podobni. Nie jest ważne kto do kogo przychodzi - liczy się spotkanie.

Tam, gdzie Maryja czeka przy drzwiach - zdjęcie w treści artykułu nr 4

Na Malcie każdy odpust jest lokalnym świętem, połączonym z festynem i fajerwerkami.

(fot. Heini Samuelsen / Foter / CC BY-SA)

Kiedy nasz samolot lądował na Balicach wiedziałam jedno - wrócę na Gozo, wrócę na Maltę. Po to, żeby istnienie Boga było tak oczywiste jak sól w wodzie Morza Śródziemnego. Po to, żeby widzieć Maryję czekającą przy drzwiach domu. Po to, żeby gest błogosławieństwa kojarzył się ze spokojem zachodzącego słońca. Po to, żeby uwielbiać Boga pod postacią chleba na spalonych słońcem dłoniach Maltańczyków. Po to, żeby w ciemnościach nocy na wzgórzu zobaczyć napis w stylu tego, który wita wjeżdżających do Hollywood. Styl ten sam, ale litery inne - tworzą napis VIVA MARIJA. Zdrowaś Maryjo, łaski pełna... modlitwa sama ciśnie się na usta. I jest jak wiara Maltańczyków. Zwykła, piękna w swojej prostocie i naturalności. Obecna w każdym elemencie życia. Nie krzykliwa, nie kontrowersyjna, nie na pokaz. Warto tam pojechać, żeby się przekonać, że można tak żyć. Naprawdę można.

* - maltańskie danie tradycyjne (królik).

Tam, gdzie Maryja czeka przy drzwiach - zdjęcie w treści artykułu nr 5

"...po to, żeby gest błogosławieństwa kojarzył się ze spokojem zachodzącego słońca..." (fot. Jacek Domański)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Tam, gdzie Maryja czeka przy drzwiach
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.