Ten pontyfikat to audyt Kościoła

Ten pontyfikat to audyt Kościoła
(fot. Grzegorz Gałązka / galazka.deon.pl)

Wielu sądzi, że ta opinia aktualnego biskupa Rzymu stoi w sprzeczności z dotychczasowym nauczaniem Kościoła, który mówi, że osoby żyjące w sytuacjach nieregularnych znajdują się w grzechu śmiertelnym. Franciszek, najzwyczajniej w świecie, przygląda się doktrynie grzechu śmiertelnego.

Franciszkowa opinia, która wywołuje największe kontrowersje wśród przeciwników jego nauczania, zawarta jest w punkcie 301 Amoris laetitia: "…nie można już powiedzieć, że wszyscy, którzy żyją w sytuacji tak zwanej nieregularnej, żyją w stanie grzechu śmiertelnego, pozbawieni łaski uświęcającej". Wielu sądzi, że ta opinia aktualnego biskupa Rzymu stoi w sprzeczności z dotychczasowym nauczaniem Kościoła, który mówi, że osoby żyjące w sytuacjach nieregularnych znajdują się w grzechu śmiertelnym, czyli ciężkim i nie mogą przyjmować Komunii świętej (chodzi przede wszystkim o wiernych ochrzczonych, którzy po zawarciu sakramentu małżeństwa rozwiedli się i zawarli drugie małżeństwo; następnie ci wierni, którzy pozostają tylko w związku cywilnym, oraz ochrzczeni żyjący w konkubinacie. Trzeba przyznać, że Franciszek w Amoris laetitia niechętnie nazywa te sytuacje nieregularnymi. Raczej woli je nazywać sytuacjami kruchości i zranienia. Jan Paweł II natomiast w Familiaris consortio definiuje te sytuacje nieregularne jako trudne).

Franciszek zaś twierdzi, że wśród osób żyjących w takich sytuacjach znajdują się i tacy, którzy nie popełnili grzechu ciężkiego i cieszą się łaską uświęcającą. Trzeba byłoby dodać, że mogliby zatem przystępować do komunii świętej.

DEON.PL POLECA

Skąd ta rozbieżność i kto ma rację?

Franciszek, najzwyczajniej w świecie, przygląda się (ten pontyfikat to audyt Kościoła) doktrynie grzechu śmiertelnego. Doktrynie wypracowanej przez Kościół i przechowywanej w Kościele. Ta doktryna skodyfikowana w Katechizmie Kościoła Katolickiego z 1993 roku brzmi tak: "Aby grzech był śmiertelny, są konieczne jednocześnie (podkreślenie moje) trzy warunki: «Grzechem śmiertelnym jest ten, który dotyczy materii poważnej i który nadto został popełniony z pełną świadomością i całkowitą zgodą» (KKK 1857). Każde słowo tej definicji jest ważne dla Franciszkowej teologii: rzecz musi dotyczyć poważnej materii; po drugie musimy mieć do czynienia z pełną świadomością podmiotu moralnego i po trzecie z jego całkowitą zgodą, wolnością.

Każdy uczciwy i rzetelny czytelnik Amoris laetitia musi przyznać, że nie ma w niej żadnego fragmentu, w którym Franciszek z sytuacji nieregularnej czyniłby coś dobrego. Więcej, wprost stwierdza: "Powinno być jasne, że nie jest to ideał, jaki proponuje Ewangelia dla małżeństwa i rodziny" (AL 298). Ta sama myśl zostanie powtórzona w numerze 300: "to rozeznanie nigdy nie może nie brać pod uwagę wymagań ewangelicznej prawdy i miłości proponowanej przez Kościół". I ponownie w numerze 307: "Aby uniknąć wszelkich błędnych interpretacji, należy pamiętać, że Kościół w żadnym przypadku nie może wyrzec się proponowania pełnego ideału małżeństwa, planu Bożego w całej swej okazałości…". Na poziomie materialnym, przedmiotowym oceny faktu nic się nie zmienia. Franciszek pozostaje wierny Kościołowi, który uważa, że każde zerwanie małżeństwa jest sprzeczne z wolą Boga (por. AL 291). Nie mają racji ci, którzy w Amoris laetitia widzą zachętę, aby z ludzkiej słabości uczynić kryterium moralności, tego, co dobre, lub tego, co złe. To, co Franciszka intryguje i do czego próbuje przekonać Kościół (przede wszystkim duszpasterzy, od biskupów począwszy, a na wikarych skończywszy), to świadomość, że nie sposób ludzkiego czynu oceniać tylko na podstawie obiektywnej normy, ale potrzeba widzieć również człowieka działającego w określonych warunkach, które mogą ograniczać, a nawet znosić jego poznanie i/lub jego wolność, a tym samym sprawiać, że nie możemy klasyfikować całej sytuacji jako grzechu śmiertelnego! Mielibyśmy zatem do czynienia z sytuacją, która materialnie, przedmiotowo wygląda na grzech ciężki, ale z racji braku winy, odpowiedzialności podmiotu moralnego - grzechem ciężkim nie jest.

Ale to cały czas nie jest żadna rewolucja Franciszka. Powtarzam: on sięga do Tradycji Kościoła. Tej przypominanej chociażby przez świętego Jana Pawła II, który w Veritatis splendor (tak, tak, w tej encyklice, z której strzela się do Franciszka) pisał, że: "wypowiedź Soboru Trydenckiego nie tylko zwraca uwagę na «poważną materię» grzechu śmiertelnego, ale przypomina też, że jego koniecznym warunkiem jest «pełna świadomość i całkowita zgoda». Zresztą zarówno teologia moralna, jak i praktyka duszpasterska dobrze znają przypadki, w których czyn poważny ze względu na swoją materię nie stanowi grzechu śmiertelnego z powodu braku pełnej świadomości lub całkowitej zgody osoby, która go dokonuje" (VS 70).

Jeśli już szukać pewnej nowości, świeżości prezentowanej przez Franciszka, to trzeba jej szukać właśnie w akcencie, który kładzie na człowieku dokonującym wyboru niż na samym przedmiocie wyboru. To, co zaprząta jego uwagę, to podmiot moralny; konkretny człowiek, który działa w określonych okolicznościach. Innymi słowy, reflektory zostają skierowane na sumienie człowieka podejmującego decyzję, wybór. Franciszek dokonuje istotnego przejścia od moralności normy do moralności wartości.

Jak to zatem jest z tym pełnym poznaniem i całkowitą zgodą, które mogą na tyle warunkować decyzję podmiotu moralnego, że mając do czynienia z materią poważną, uchylają sankcję grzechu śmiertelnego.

Z definicji katechizmowej grzechu śmiertelnego (KKK 1859) wynika, że dla jego popełnienia (oprócz poważnej materii - a w rozumieniu Kościoła małżeństwo to poważna materia) potrzeba pełnego poznania i całkowitej zgody podmiotu moralnego. Co to może oznaczać w przypadku osób żyjących w nieregularnych sytuacjach?

Oddajmy głos samemu Franciszkowi, który w przywołanym już numerze 301 Amoris laetitia pisze: "Podmiot, choć dobrze zna normę, może mieć duże trudności w zrozumieniu «wartości zawartych w normie moralnej» lub może znaleźć się w określonych warunkach, które nie pozwalają mu działać inaczej i podjąć inne decyzje bez nowej winy. Jak to dobrze powiedzieli Ojcowie synodalni, «mogą istnieć czynniki, które ograniczają zdolność podejmowania decyzji»".

I nieco dalej w numerze 302 adhortacji, kontynuując tę samą myśl, dodaje: "Uwzględniając te uwarunkowania, Katechizm Kościoła Katolickiego wyraża się w sposób stanowczy: «Poczytalność i odpowiedzialność za działanie mogą zostać zmniejszone, a nawet zniesione, na skutek niewiedzy, nieuwagi, przymusu, strachu, przyzwyczajeń, nieopanowanych uczuć oraz innych czynników psychicznych lub społecznych». W innym paragrafie ponownie odnosi się do okoliczności, które zmniejszają odpowiedzialność moralną, i wspomina bardzo szczegółowo o «niedojrzałości uczuciowej, nabytych nawykach, stanach lękowych lub innych czynnikach psychicznych czy społecznych». Z tego powodu, negatywny osąd odnośnie do sytuacji obiektywnej nie oznacza orzeczenia o odpowiedzialności lub winie danej osoby. W kontekście tych przekonań, uważam za bardzo odpowiednie to, co zechciało stwierdzić wielu Ojców synodalnych: «W pewnych okolicznościach ludzie napotykają na poważne trudności, by działać inaczej. [...] Rozeznanie duszpasterskie, uwzględniając prawidłowo uformowane sumienie osób, musi czuć się odpowiedzialne za te sytuacje. Również skutki popełnionych czynów nie muszą być takie same w każdym przypadku»".

Podmiot moralny może znać normę (dajmy na to, małżeństwo jest nierozerwalne), ale ten sam podmiot moralny może znajdować trudności w rozumieniu wartości, które kryje sama norma. I już ten brak rozumienia może pomniejszać osobistą odpowiedzialność podmiotu moralnego.

Nie inaczej rzecz wygląda z wolnością podmiotu moralnego. Franciszek wymienia czynniki, które minimalizują wolny wybór człowieka: przymus, strach, przyzwyczajenia, nieopanowane uczucie, inne czynniki psychiczne lub społeczne. Wśród tych pojawia się coś, co chyba można nazwać nowością Franciszka. Według niego na wolność podmiotu moralnego może mieć wpływ świadomość, przekonanie, że nie sposób zmienić swojej sytuacji małżeńskiej bez zaciągania kolejnej winy i bez uniknięcia krzywdy innych osób (na przykład dzieci, które pojawiły się w drugim związku).

I te właśnie uchybienia (czy też deficyty) poznania i wolności podmiotu moralnego pozwalają Franciszkowi założyć, że pośród takich, którzy żyją w sytuacji nieregularnej, są także osoby, które w gruncie rzeczy nie popełniły grzechu śmiertelnego. Co takie osoby powinny uczynić? Poddać się dyscyplinie sakramentu spowiedzi i spowiednikowi wyznać z szczerością i pokorą swoje życie. Oczywiście, nie mogą mieć żadnej pewności, że spowiednik zechce uwzględnić ich uwarunkowania i udzielić im zgodnie z dyscypliną Kościoła rozgrzeszenia (które może, powinno obejmować inne grzechy penitenta). Taka praktyka, z racji prawa Kościoła, była możliwa już przed pontyfikatem Franciszka. Możemy sobie wyobrazić sytuację, że ktoś nie przystępuje do spowiedzi przez dziesiątki lat, bo jest rozwodnikiem żyjącym w drugim związku (a zatem orzeczono, że znajduje się w sytuacji grzechu ciężkiego, który wyklucza go ze wspólnoty eucharystycznej), ale że w pewnym momencie swojego życia próbuje się poddać dyscyplinie Kościoła i razem ze spowiednikiem odkrywają te wszystkie czynniki, które ograniczają albo jego poznanie, albo jego wolę, co pokazuje, że w kwestii zasadniczej dla swojego życia nie popełnił grzechu ciężkiego, ale kilkadziesiąt lat absencji w sakramencie spowiedzi sprawiło, że pojawiły się inne grzechy ciężkie.

Już przed pontyfikatem Franciszka mądry i doświadczony spowiednik mógł skorzystać z instrumentów wypracowanych przez Kościół, aby dostrzec uwikłania sumienia podmiotu moralnego i przyjść mu z pomocą. A jednak? Jak to możliwe, że nie widzieliśmy tego tyle czasu?

Widzieliśmy tylko, że Kościół - jako wspólnota widzialna - ma swoje racje (jak podkreśla to Rocco Buttiglione w książce Risposte amichevoli ai critici di Amoris laetitia), aby odmawiać rozwodnikom ponownie zaślubionym Komunii świętej, nawet w sytuacji, w której mogliby uzyskać sakramentalne rozgrzeszenie, ze względu na możliwość wywołania zgorszenia i powstania zamętu wśród wiernych, co do nierozerwalności małżeństwa.

Franciszka interesuje również jakość sprawowania sakramentu spowiedzi.

Na koniec rodzą się dwa pytania: Pierwsze: czy potrzeba tutaj jakichś szczególnych wytycznych biskupów ordynariuszy, żeby stosować tę praktykę rozeznania warunków grzechu ciężkiego, która przecież jest rozpoznana od stuleci w Kościele i nauczana przez papieży i sobory? I cały czas w kontekście sakramentu pojednania: czy spowiednik będzie chciał podjąć się takiego trudu rozeznania? Znam takich spowiedników, którzy przyspawani do normy odmawiają spowiadania osób rozwiedzionych i ponownie zaślubionych.

Pytanie drugie: czy Kościół nie traktuje nieco po macoszemu samego sumienia? Kiedy wierny domaga się wolności sumienia, wobec normy prawa państwa liberalnego (chociażby tzw. klauzula sumienia), to Kościół głosi wtedy nieustannie prymat sumienia, ale kiedy ten sam wierny postuluje prymat tego samego sumienia wobec normy Kościoła, to ten sam Kościół zamiast o prymacie zaczyna mówić o ryzyku subiektywizmu.

ks. Adam Błyszcz CR - kapłan w zakonie zmartwychwstańców. Od września mieszka i pracuje w Tivoli

Kapłan w zakonie zmartwychwstańców. Autor rekolekcji o "Amoris Laetitia". Mieszka i pracuje w Tivoli

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ten pontyfikat to audyt Kościoła
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.