Wprowadzili "prawo dobrego samarytanina"
Shenzhen jako pierwsze miasto kontynentalnych Chin wprowadziło w czwartek przepisy chroniące osoby, które udzielają pomocy potrzebującym, przed próbami wyłudzania odszkodowań przez nieuczciwe "ofiary".
Nowe prawo ma rozwiązać problem obojętności Chińczyków na los poszkodowanych w wypadkach samochodowych i innych nieszczęśliwych zdarzeniach. Wcześniej kilka nagłośnionych przez media spraw, w których chińskie sądy nakazywały pomagającym wypłatę wysokich odszkodowań fałszywym ofiarom, skutecznie zniechęciło wielu mieszkańców kraju do udzielania pomocy nieznajomym.
Nowe przepisy, nazywane potocznie "prawem dobrego samarytanina", zdejmują z osób udzielających pomocy odpowiedzialność za ewentualne szkody powstałe w wyniku ich ingerencji, chyba że popełnią one przy tym "poważne błędy". Od teraz jeśli poszkodowany będzie uważał, że jego prawa zostały naruszone, to na nim będzie ciążył obowiązek udowodnienia winy pomagającemu - wyjaśnił dyrektor Miejskiego Urzędu ds. Legislacji Zhou Chengxin.
Dodatkowo nowe przepisy przewidują kary dla osób starających się wyłudzić odszkodowania od pomagających.
"Jestem bardzo zadowolona. To prawo może zmienić podejście ludzi. Dotychczas wiele osób bało się pomagać nieznajomym, ponieważ było kilka przypadków, w których pomagających zmuszano do wypłaty odszkodowań" - powiedziała PAP mieszkanka Shenzhen Liu Ying.
Chodzi m.in. o szeroko komentowaną w chińskich mediach sprawę 26-letniego studenta z Nankinu Penga Yu, który w 2006 roku został oskarżony przez 65-letnią kobietę o zaatakowanie jej na przystanku autobusowym. Sąd pierwszej instancji nakazał Pengowi wypłatę odszkodowania w wysokości prawie 50 tys. juanów (ok. 25 tys. zł), chociaż cały czas utrzymywał on, że tylko pomagał kobiecie, która się przewróciła.
"Sędzia nakazał Pengowi Yu przedstawić dowody na to, że nie zaatakował tej staruszki, ale ten nie potrafił tego zrobić i przegrał. Jako prawnik sądzę, że wyrok był błędny, ponieważ to nie Peng, ale ta kobieta powinna przedstawić dowody. Jednak po tej sprawie nikt nie kwapił się już do pomagania innym" - ocenił w rozmowie z PAP prawnik z Kantonu Yu Gwok Ching.
W ciągu ostatnich kilku lat chińską i międzynarodową opinią publiczną wstrząsnęło kilka przykładów obojętności Chińczyków na los poszkodowanych. Np. w 2011 roku kamera monitoringu w mieście Foshan w prowincji Guangdong - tej samej, w której leży Shenzhen - zarejestrowała leżącą na jezdni dwulatkę Xiao Yueyue, potrąconą dwukrotnie przez samochody i zignorowaną kolejno przez 18 przechodniów. Dziewczynka zmarła później w szpitalu.
Chociaż "prawo dobrego samarytanina" obowiązuje tylko w Specjalnej Strefie Ekonomicznej Shenzhen, będzie ono miało wpływ na cały kraj, nie w wymiarze prawnym, ale moralnym - ocenił kantoński prawnik.
"Zmiana prawa to dobry początek, ale prawo to nie wszystko. Przypadki osób pomagających innym powinny być nagłaśniane, by wyrobić w społeczeństwie nawyk udzielania pomocy potrzebującym" - powiedziała Liu.
Przepisy w rodzaju "prawa dobrego samarytanina" obowiązują już w wielu krajach świata, m.in. w Kanadzie, Australii, części stanów USA i wielu państwach Europy, w tym również w Polsce, gdzie osoby udzielające pierwszej pomocy korzystają z ochrony przewidzianej dla funkcjonariuszy publicznych.
W przeciwieństwie do Polski prawo wprowadzone w Shenzhen ani żadne inne przepisy obowiązujące obecnie w Chinach kontynentalnych nie przewidują obowiązku udzielania pomocy nieznajomym, nawet w obliczu zagrożenia życia - wyjaśnił PAP prawnik Yu Gwok Ching.
Skomentuj artykuł