Adwent jest pytaniem o bliskość Boga
Liturgię słowa III niedzieli adwentu, zwanej Niedzielą Radości, otwierają słowa proroka Sofoniasza: „Wyśpiewuj, Córo Syjońska, podnieś radosny okrzyk, Izraelu! Ciesz się i wesel z całego serca, Córo Jeruzalem!” (So 3, 14). Śpiew jest szczególnym rodzajem mowy. Kiedy jest szczerym wyznaniem uczuć, kiedy wydobywa się z samego serca człowieka, wyzwala, pomagając wyrazić własne wnętrze. Śpiewamy, wyznając miłość, śpiewamy też, gdy nam smutno i źle, ale również wówczas, gdy chcemy opowiedzieć o przepełniającej nas radości. Mamy całym sobą śpiewać Bogu, wchodząc z Nim w ten sposób w szczery dialog o tym, co nas łączy.
- Liturgia słowa trzeciej niedzieli adwentu mówi o radości. Jest ona okazją do tego, aby zapytać samego siebie, jak przeżywam radość w Kościele.
- Ewangelia stawia nas wobec pytań, jakie zadawali Janowi Chrzcicielowi, przejęci troską o własne zbawienie.
- Prorok nie mówił niczego odkrywczego, ale zwracał uwagę na podstawowe relacje między ludźmi, na dobroć i uczciwość człowieka.
- Adwent także jest czasem zadawania sobie pytań oraz odkrywania bliskości Boga, który działa w życiu człowieka – ta świadomość powinna popychać nas do głębokiej duchowej radości.
Patrzę na te słowa proroka i odkrywam, że Sofoniasz wzywa do mnie radości, która ma wypływać z obietnicy. Mówi o tym, co już Bóg zdziałał: „Pan oddalił wyroki na ciebie, usunął twego nieprzyjaciela” (So 3,15). Przede wszystkim opowiada jednak o przyszłości: „już nie będziesz bała się złego. Owego dnia powiedzą Jerozolimie: «Nie bój się, Syjonie! Niech nie słabną twe ręce!». […] On [Bóg] uniesie się weselem nad tobą, odnowi swą miłość, wzniesie okrzyk radości” (So 3, 15-16. 17). Przyszłość, o której opowiada prorok, nie jest jednak czymś mglistym, lecz zasadza się na tym, czego już teraz można doświadczyć – na Bożej obecności: „Król Izraela, Pan, jest pośród ciebie. […] Pan, twój Bóg jest pośród ciebie, Mocarz, który daje zbawienie” (So 3, 15. 17). I stąd właśnie ma wypływać prawdziwa radość – z bliskości Boga doświadczanej w teraźniejszości, z Jego działania, które nie jest zaradzaniem problemom, by żyło się lepiej tu i teraz, lecz jest prowadzeniem, niekiedy przez naprawdę wymagające wytrwałości i cierpliwości ścieżki, do jedynej przyszłości, która ma sens, ponieważ nie ma końca.
Dlatego pytam dzisiaj samego siebie o radość. Czym w ogóle ona dla mnie jest? Dlaczego jest tak ważna, że aż liturgia III niedzieli adwentu całą sobą o tym mówi? Co przynosi mi radość? Czy radość to tylko zadowolenie z życia, czy może jednak coś więcej? To pytanie w sumie jest trochę takim „samoodpowiadaczem”, bo to jasne, że chodzi o „coś więcej”. Czym jest więc to „coś więcej”, co mógłbym nazwać przyczyną mojej radości? Czy jest to obecność Pana w moim życiu? Czy ją dostrzegam i w czym się ona objawia? Czy rzeczywiście każde dobro, nawet najmniejsze, jest dla mnie namacalnym znakiem Bożego działania? Czy jestem w stanie wskazać konkretne momenty w moim życiu, w których Pan objawił moc i opiekę nade mną? To wszystko, o co pytam samego siebie, jest próbą znalezienia „objawów” Bożej bliskości, z której mógłbym się cieszyć. Bo radość z bliskości to radość z bycia w relacji. Więź z Bogiem ma prowadzić do osiągnięcia wewnętrznej harmonii: „A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie” (Flp 4,7). Ten pokój wynika z relacji z Panem, nie z kalkulacji czy intelektualnego uporządkowania, co jest wielką pokusą niektórych osób uznających się za religijne, czyli wierne temu, co w wierze rytualne. Takie zewnętrzne poukładanie może sprawiać ogromne wrażenie, lecz jeśli będzie jedynie ślizganiem się po powierzchni wiary, nie przyniesie radości, lecz pustkę.
W Ewangelii mowa dziś o tym, że różne grupy ludzi przychodzą do Jana Chrzciciela i pytają o to, jak postępować względem innych osób. Odpowiedzi proroka nie są odkrywcze, nie rzucają jakiegoś nowego światła na stosunki międzyludzkie, lecz przypominają o podstawowych postawach, które pozwalają ludziom wejść ze sobą w relacje: „Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni” (Łk 3, 11). Żeby zbudować więź, trzeba najpierw zauważyć drugiego człowieka i jego potrzeby, dostrzegając jednocześnie własne możliwości. Celnicy przyjmujący chrzest nawrócenia słyszą: „Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono” (Łk 3, 13). Uczciwość to przecież podstawa głębokich relacji. Do żołnierzy natomiast Jan Chrzciciel mówi: „Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie” (Łk 3, 14). Relacje, by można je nazwać bliskimi, muszą być budowane przez ludzi wolnych i równych sobie. Te wskazania Jana Chrzciciela były jednak przygotowaniem do momentu, w którym ludzkość zetknie się z Chrystusem: „idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem” (Łk 3, 16). W Nim objawi się Bóg, który chce tworzyć głębokie relacje ze wszystkimi, który przyjął ludzkie ciało po to, by pokazać, jak piękne może być człowieczeństwo.
Adwent jest pytaniem o bliskość Boga. Paweł dobitnie podkreśla: „Pan jest blisko!” (Flp 4, 5). W czytaniu z Księgi Sofoniasza również pojawia się stwierdzenie: „Król Izraela, Pan, jest pośród ciebie” (So 3, 15). W czym ta Jego bliskość jest dla mnie widoczna? Apostoł Narodów mówi o tym, że w modlitwie ważne jest dziękczynienie: „w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem” (Flp 4, 6). Ono rzeczywiście sprawia, że człowiek zaczyna inaczej patrzeć na swoje życie – jest bardziej świadomy Bożej obecności objawiającej się w każdym dobru. Czy potrafię dziękować Panu za to, co mam – nawet gdyby to była rzecz z pozoru niewielka? Czy ważna jest dla mnie bliskość z Bogiem i z innymi ludźmi? Kogo w swoim życiu nazywam bliską osobą i na czym tę bliskość buduję?
Adwent jest jednym wielkim pytaniem – nie jest odpowiedzią, nie jest celem samym w sobie. I wcale nie przynosi odpowiedzi, lecz kolejne pytania, które mają dotrzeć do głębin mojego serca, by zburzyć to, co wydaje się być dla mnie fundamentem życia, a jest tylko złudnie trwałe i daje fałszywe poczucie, że wszystko jest w porządku: „Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichrza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym” (Łk 3, 17). Adwent to czas oczekiwania na to, kiedy wreszcie pozwolę Bogu wejść w mój świat z pełną mocą, kiedy zaufam Mu do tego stopnia, by wystarczyło mi tylko słowo Jego obietnicy. Oprzeć relację z Nim na zapowiedzi, a nie na jej wypełnieniu, jest wyrazem ogromnej ufności. Tak przecież budujemy nasze relacje, tym właśnie jest miłość – dostrzeżeniem w drugiej osobie przyszłości, która jeszcze nie jest zrealizowana, ale jest piękną możliwością.
Adwent to opowieść o Przychodzącym, który swoim słowem pobudza ospałego człowieka do wyruszenia w drogę, szturchnięciem łaski motywuje do porzucenia wygodnego legowiska na rzecz trudu wędrowania. Nie przybywa do człowieka po to, by zasiąść z nim w miejscu, w którym jest, lecz żeby pokazać cel, do którego ten ma dopiero dotrzeć. Chrystus nie po to stał się jednym z ludzi, by zostać z nimi na ziemi, ale po to, żeby ci dojrzeli na horyzoncie swojego życia niebo, do którego On na oścież nam drzwi otworzył.
Skomentuj artykuł