Bez tej operacji miałam nie chodzić. Stało się jednak inaczej [ŚWIADECTWO]
„Bez niej nie będziesz mogła chodzić” - mówili lekarze. Te słowa brzmiały wtedy jak wyrok.
Pamiętam, że był to początek marca 2004 roku. Stojąc w łazience na mokrej podłodze, doznałam silnego skurczu w łydce prawej nogi. Na początku ból nie był duży, ale później podczas chodzenia odczuwałam mały dyskomfort. Diagnoza po rentgenie wykluczała uraz czy naderwanie ścięgien. Lekarz założył mi bandaż na nogę i lekko usztywnił łydkę.
Powiedział, że to nic poważnego, zalecił trzymanie nogi wysoko i powiedział, że po paru dniach wszystko przejdzie, bo to tylko skurcz. Po dokładnym dostosowaniu się do jego wskazówek prawdopodobnie kontuzja szybko zostałaby wyleczona, ale ja zignorowałam te zalecenia, nie zdając sobie sprawy, że to może się źle skończyć.
Po kilku dniach odczuwałam narastający ból nogi w okolicy łydki. Później, prawie przez dwa miesiące, poruszałam się przy pomocy kul. Prawą nogę miałam jakby sparaliżowaną. Łydka zrobiła się cienka, a kolor skóry fioletowy.
Do mojego domu przyjechały koleżanki z pracy, przywożąc relikwie św. Siostry Faustyny. Wiozły je do kościoła na Niedzielę Miłosierdzia, ale po drodze wstąpiły do mnie, wiedziały bowiem, że nie mogę chodzić. Nadmienię, że moje koleżanki mają bardzo głęboką wiarę. Pielgrzymowały nawet do Polski, do Częstochowy, co było dla mnie wielkim zaskoczeniem.
Powiedziały mi, że jak będę się modlić do św. Siostry Faustyny, to ona mnie wysłucha. 14 kwietnia 2004 roku poszłam do szpitala. Ponowne badanie USG wykazało, że mam zakrzep. Zabroniono mi chodzić. To był skutek bardzo mocnego ściskania nogi bandażem, ponieważ ból był nie do zniesienia. Przez tydzień leżałam w szpitalu, czekając na operację mięśnia łydki. „Bez niej nie będziesz mogła chodzić” - mówili lekarze. Te słowa brzmiały wtedy jak wyrok.
Zgodziłam się, choć bardzo się bałam. Nie miałam jednak wyjścia. Przyznam się, że trochę też wątpiłam w skuteczność moich modlitw. Rano skierowano mnie na operację. Przed samym zabiegiem dodatkowo zrobiono mi USG. Po badaniu lekarz przyszedł do mnie i powiedział: „Nie wiem, co się stało, ale operacja jest niepotrzebna. Mięsień został wyleczony”.
Było to tuż przed świętem Miłosierdzia Bożego (18 kwietnia 2004). Przez parę dni przebywałam jeszcze w szpitalu na obserwacji.
Wyszłam 23 kwietnia i do dzisiaj nie odczuwam żadnych dolegliwości w nodze. Jestem przekonana, że wytrwała, gorąca i ufna modlitwa do Jezusa Miłosiernego za wstawiennictwem św. Siostry Faustyny pomogła mi uniknąć operacji.
Fragment pochodzi z książki „Cuda świętej Siostry Faustyny”, wydanej nakładem wyd. WAM.
Skomentuj artykuł