Prawie wszystko w naszym współczesnym świecie zachęca nas do pewnego rodzaju powierzchowności, mającej swoje odzwierciedlenie w związkach, myślach i we wszelkiego rodzaju refleksach wewnętrznych.
Od rana do wieczora jesteśmy atakowani przez strumień obrazów i wrażeń, z których wiele z nich stara się manipulować nami w konkretnych celach.
Ilość jest ceniona ponad jakość, a jeśli jesteśmy w stanie wykonać coś szybciej, taniej i z mniejszym wysiłkiem, to tak właśnie czynimy. Zastępujemy bogactwo kontaktu twarzą w twarz wiadomościami w naszych smartfonach i niekończącym się strumieniem nietrwałych relacji z innymi poprzez portale społecznościowe.
Oczekujemy szybkiej i bezpłatnej wysyłki tysięcy dostępnych produktów. Kupujemy roboty odkurzające, aby samemu nie sprzątać i instalujemy urządzenia, które pozwalają nam kontrolować każde przyrządy w naszych domach przy użyciu naszego głosu.
Krótko mówiąc, jesteśmy nauczani przez rynek, że mamy prawo do wszystkiego, czego pragniemy, natychmiast i przy jak najmniejszym wysiłku, przy najniższych kosztach. W końcu, jak głosi tysiące reklam: "należy Ci się".
Chcę się jasno wyrazić: nie twierdzę, że wszystko to dyskredytuje każdy aspekt współczesnego życia. Nowoczesność, ze wszystkimi jej zaletami, w pewien sposób poprawiła nasze życie. Nie proponuję odrzucić każdego aspektu współczesnego życia. Nie tylko całkowite wycofanie byłoby niewskazane, ale również byłoby praktycznie niemożliwe. Czy nam się to podoba, czy nie, wszyscy jesteśmy usidleni w nowoczesnym stylu bycia w różnym stopniu. Wszyscy jesteśmy konsumentami. To powietrze, którym oddychamy.
Ale chociaż nie radzę sobie z całkowitym odrzuceniem nowoczesności konsumpcyjnej, ja również nie zalecam całkowitej akceptacji tego. Dobrym poczynaniem byłoby ocenienie potencjalnych niebezpieczeństw związanych z naszym rynkowym stylem życia, ponieważ są one bardzo realne.
Jednym z najbardziej widocznych niebezpieczeństw, któremu stawiamy czoła, jest łączenie mentalności konsumpcyjnej w naszym życiu duchowym. Z łatwością możemy uwierzyć, że świętość można szybko i łatwo odblokować za pomocą hackowania, skrótu, a nawet ją kupić - że świętość można uzyskać bez jakiegokolwiek poświęcenia. W końcu wszystko inne można.
Co więcej, nasz płytki, oparty na wrażeniach sposób życia jest szkodliwy dla każdego prawdziwego życia modlitewnego. Tysiące świętych i mędrców wiedzieli, że autentycznego kontaktu z Boskością nie można znaleźć w hałasie, zamieszaniu lub gadulstwie, ale tylko wyłącznie w ciszy i spokoju. "To, czego najbardziej potrzebujemy, aby poczynić postępy", mówi św. Jan od Krzyża, "to milczeć przed wielkim Bogiem z naszym apetytem i językiem, ponieważ językiem, który najlepiej słyszy, jest milcząca miłość".
Cisza. To jest prawdziwe remedium na nowoczesność. Nie mogę wymyślić lepszego antidotum na kult nieograniczonego wyboru niż to. Milczenie uczy cierpliwości, a cierpliwość budzi modlitwę. Cisza tłumi nasz niepokój i stawia nas w łączności z wiecznymi wartościami.
Ta cisza nie jest jednak czymś, na czym się potkniesz lub czego doświadczysz przypadkowo. Jest to coś, co musisz świadomie kultywować. Każdego dnia powinniśmy starać się znaleźć momenty do zatrzymania i refleksji; aby usunąć z siebie parę wrażeń i reklam, które tylko wywołują w nas niepokój i niezadowolenie. Musimy starać się być cicho przed Panem w adoracji i dziękczynieniu, gdyż w tych chwilach cichej komunii leżą prawdziwe uzdrowienie i oczyszczenie.
Przede wszystkim musimy pamiętać, że świętości nie można kupić. W przeciwieństwie do wielu dostępnych nam rzeczy, wymaga to prawdziwego wysiłku, prawdziwej ofiary i prawdziwego pragnienia. Innymi słowy, świętość domaga się krzyża. I nie ma żadnych skrótów.
"Cisza jest doświadczeniem Boga. Śmiem powiedzieć, że największy hałas, który nas niszczy, jest w nas. Dlatego chciejmy ciągle walczyć przeciwko wszelkim hałasom, sytuacjom, które nas niszczą, oddalają od Pana Boga. Cisza pozwala nam wejść w najgłębszą sferę naszej egzystencji, pozwala nam zobaczyć, kim jesteśmy tak naprawdę. Cisza jest konieczna, by być prawdziwie człowiekiem." (kardynał Robert Sarah)
Tekst ukazał się pierwotnie na blogu Catholic Gentleman. Tłumaczyła Klaudia Królikowska
Skomentuj artykuł