Pomysł na wcielenie się Boga w życie człowieka nie pochodzi od nas, chrześcijan. Wystarczy prześledzić historię ludzkości od jej zarania, a szybko przekonujemy się, że człowiek od zawsze marzył o bliskości ze swoim bogiem i o tym, aby choć któryś z jego synów stał się człowiekiem.
Mówią nam o tym afrykańskie historie o początkach ludzkości, mezopotamski mit o Gilgameszu, mity greckie itp. W to marzenie wspisuje się również historia biblijna - w niej naród wybrany jest garstką ludzi, której Bóg objawia (niespodzianka!), że w Nim też jest to samo pragnienie: być blisko nas i wcielić się w nasze życie.
Począwszy od Mojżesza, poprzez proroków takich jak Izajasz, Zachariasz, Micheasz, a skończywszy na Janie Chrzcicielu - Bóg ogłasza ludziom, że ów moment spotkania się dwóch takich samych pragnień, jest bliski.
Po wiekach oczekiwań, w czasach panowania Cezara Augusta, ludzkość w końcu mogła zaśpiewać polską kolędę "Ach, witaj Zbawco, z dawna żądany".
Podobnie jak 20 lipca 1969 roku Neil Armstrong postawił swoją stopę na księżycu, ponad dwa tysiące lat temu Syn Boży, Jezus z Nazaretu postawił swój pierwszy krok na planecie Ziemia.
Boże Narodzenie jest dla nas tak przełomowym wydarzeniem, że postawienie stopy przez człowieka na księżycu może nam jedynie przybliżyć skalę jego ważności. Z przyjściem Jezusa na świat rozpościera się przed nami droga do wieczności, do spotkania twarzą w twarz z Bogiem, jak z niedostępnym dotychczas kosmosem.
Przegląd katolickich tradycji na całym świecie pokazuje, że Boże Narodzenie w Polsce jest traktowane niezwykle poważnie. I dobrze. Przygotowujemy się do niego poprzez adwentowe rekolekcje, wyrzeczenia, roraty, a kiedy wreszcie przychodzi Wigilia - pościmy. Wieczór ten przynosi kolację, opłatek, prezenty, ale przede wszystkim historię Boga, który stał się jednym z nas i siada z nami do stołu.
Wielu z nas spotyka się całą rodziną u babci i dziadka, żeby wspólnie kolędować o małym urwisie z Nazaretu i Jego rodzicach, którym sprawiał kłopoty wychowawcze. Wielu z nas - bez lukru, głęboko i bardzo duchowo - przeżywa pasterkę. Warto jednak zawsze spojrzeć na swoje tradycje z nowej strony.
Dlatego proponuję, abyśmy zobaczyli, w jaki sposób dokonuje się Wcielenie i Boże Narodzenie w życiu Maryi, Józefa oraz samego Jezusa. Ta trójka, tak żywo zaangażowana we Wcielenie Syna Bożego, reprezentuje bowiem zupełnie inne światy, które musiały się spotkać, abyśmy rok w rok mogli spokojnie świętować, śpiewać kolędy i wspominać ich historię.
Nawiązując do słynnej książki Johna Graya, Józef i Maryja pochodzili z różnych światów - jedno z Marsa, drugie z Wenus. Te dwie genialne osoby poradziły sobie jednak ze wszystkimi problemami i trudnościami, jakie Bóg postawił przed nimi.
Pierwsze zmagania musiała podjąć Maryja, potem dołączył Józef. Ewangelie nie mówią nam wiele o ich relacji, ale patrząc na kulturę Bliskiego Wschodu i zobowiązania Prawa żydowskiego - wiemy, że sytuacja Maryi po zajściu w ciążę po zaślubinach była krytyczna (por. Mt 1,19). Jak ciężkie musiały to być chwile, mówi żydowska tradycja z I wieku, określająca Jezusa jako dziecko z nieprawego łoża. Nic dziwnego, z zewnątrz właśnie tak to wyglądało.
Jedynie interwencja Boga mogła tutaj pomóc, dlatego Bóg dokonuje drugiego zwiastowania - Józefowi (por. Mt 1,20-25). Bóg objawia również jemu swój plan, w którym wszystkie zapowiedzi proroków, marzenia całej ludzkości i pragnienie Trójcy wypełnią się w Dziecku, które nosi w sobie Maryja.
W Ćwiczeniach Duchowych Ignacego z Loyoli znajduje się medytacja nad tym wydarzeniem. Oto osoba odprawiająca rekolekcje ignacjańskie jest zaproszona do patrzenia na scenę, gdzie Trójca Święta spogląda na świat i widzi, jak ludzie się rodzą, umierają, cieszą, ale i krzywdzą, a bez odpowiedniej pomocy - idą na zatracenie.
Musimy wiedzieć, że w języku biblijnym Bóg czuje do nas rahamim (hebrajski rzeczownik oznaczający litość, uczucie dotykające wnętrza, wewnętrznych organów, nerek i wątroby; czułość). Najciekawsze jest to, że pochodzi on od innego rzeczownika, oznaczającego łono kobiety, ściślej: jej macicę.
Gdy Bóg na nas patrzy - dotyka to Jego wnętrza, centrum Jego jestestwa i dlatego wszystkie Jego czyny wynikają z tego stanu. On nie może postąpić wobec nas nieodpowiednio, ponieważ Jego wnętrze by tego nie zniosło. Ogromna miłość Boga do człowieka - swojego dzieła i dziecka - była motorem wszystkich wydarzeń około-Bożonarodzeniowych.
On wiedział doskonale, że Józefowi i Maryi nie będzie łatwo, ale ufał, że z Jego pomocą sobie poradzą. Musimy mieć też świadomość, że cała ewangeliczna akcja Wcielenia podobna jest do wydarzeń z potopu - Maryja jest taką arką Noego, która nosi zbawienie ludzkości. A Józef, nazwany człowiekiem sprawiedliwym (por. Mt 1,19), podobny jest do Noego - jedynego sprawiedliwego człowieka na ziemi w tamtym czasie.
Innymi słowy, Józef i Maryja byli ostatnią deską ratunku… dla Boga. Patrzył na Nich jak na jedynych, którzy mogli Mu pomóc w realizacji wielkiego pragnienia przyjścia do ludzi i wybawienia ich ze śmierci i samotności.
Jednakże nie wiadomo, co było dla Józefa trudniejsze - świadomość, że jego własna żona nosi w sobie dziecko, które poczęło się bez jego fizycznego udziału, czy świadomość, że to dziecko jest Synem Bożym. Jak tu się zachować? Józef i Maryja radzą sobie świetnie, czyli… nie robią nic szczególnego. Po prostu żyją i patrzą na Jezusa.
Jezus natomiast uczył się ludzi, patrząc na swojego ziemskiego tatę i mamę. Od Niej nauczył się m.in., że trzeba karmić tych, których się kocha, a od niego nauczył się pracowitości oraz Tory. Kiedy spytano Jezusa, jakie jest pierwsze przykazanie, Ten bez zastanowienia odpowiedział: "Sh’ma Israel, Adonaj Elohenu, Adonaj ehat" ("Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem, Panem jedynym - por. Mk 12,29) - ponieważ tego nauczył Go Józef.
We trójkę mieszkają razem w Nazarecie, gdzie Józef jest znany jako rzemieślnik i pracownik budowlany - niekoniecznie tylko stolarz. Ponieważ nowe odkrycia archeologiczne wskazują, że Nazaret był satelicką wsią Seforis (dużego miasta w rzymskim stylu, które Herod Antypas budował w czasach Jezusa 5 km od Nazaretu), możemy przypuszczać, że codziennością dla Józefa, a potem dla Jezusa, było pracować w Seforis, które potrzebowało wielu robotników do swojej budowy.
Czy Jezus tam pracował i spotykał wielu cudzoziemców i pogan? Nie wiemy. Ale patrząc na Jego ewangeliczne wyprawy do pogańskich miejscowości, do których zabierał także uczniów (do Cezarei Filipowej, kraju Gerazeńczyków itd.) oraz Jego podejście do pogan - wskazuje na to, że tak.
Czy Jezus chodził do teatru, znajdującego się w Seforis? Nie wiemy. Ale czytając wiele Jego mów, zaczynających się i kończących zupełnie jak sztuka teatralna (opowieść o synu marnotrawnym, przewrotnych rolnikach itd.) oraz fakt nauczania tłumów w łodzi na wodzie, gdzie była doskonała akustyka - te fakty również wskazują na to, że tak.
Bóg zapragnął pełnego doświadczenia człowieczeństwa, dlatego osiedlił się w Galilei. Wydaje się, że otrzymał to, co chciał - "napełnił się" nami aż po brzegi.
Jezusowe zniecierpliwienie i pośpiech w drodze do Jerozolimy, gdzie miał za nas umrzeć i dla nas zmartwychwstać, jakby chciały nam powiedzieć: "Cudownie było być u was i dziękuję Ojcu, że Mnie tu posłał. Dlatego też zapraszam was wszystkich do siebie, nawet nie wiecie, co was czeka. Mamo, tato, moi przyjaciele - umieram za was po to, abyście żyli ze Mną w wieczności, w moim domu, a zarazem domu naszego Ojca".
Boże Narodzenie ma wiele stron. Patrząc na te najcudowniejsze, rodzinne święta upamiętniające historię Syna Bożego, który stał się galilejskim chłopcem - wiemy, że Boskie marzenie, aby być jednym z nas, wypełniło się. Teraz nasza kolej, aby przyjąć i zrealizować kolejne marzenie Jezusa, który chce, abyśmy mieszkali tam, gdzie On (J 14,1-3).
Skomentuj artykuł