Bóg nie jest paskudnym dziadem

Bóg nie jest paskudnym dziadem
(fot. Damian Kramski)

"Kowalski ta twoja gęba mi się nie podoba, więc będziesz miał raka". Jeśli macie w głowie złego Boga, to Go z niej wyrzućcie. On się troszczy - mówi ks. Jan Kaczkowski.

Wielka Środa. Zabiegany i wiosenny Żoliborz. Wyskakujące z metra tłumy ludzi śpieszących się do kina Wisła. W środku robią - jak relacjonuje pani kasjerka - "zamieszanie i to niezłe". Zarówno ci z biletami w rękach, jak i ci niepewnością w oczach, zastanawiający się, czy bez wejściówek jednak uda się usiąść na kinowym krześle w największej sali A. To zamieszanie z powodu księdza Kaczkowskiego. I dla niego.

Śpieszący się wszyscy

DEON.PL POLECA

Przy wejściu stoi pan Marek (z zespołu marketingowego TVP) z uśmiechem i z listą tych, którzy na wydarzenie zapisali się mailem. Denerwuje się, że jego funkcja jest bez sensu, bo ludzie wbiegają dużymi grupami w tym samym momencie, zaraz po wyjściu z metra. I wszyscy się śpieszą, by zdążyć odhaczyć ich na liście. A dla pana Marka to wyzwanie.

Śpieszyła się też pani Anna Jochim-Labuda. Mimo napiętego kalendarza (a w nim miliona innych, równie ważnych spraw), odległości między Puckiem a Warszawą i bycia wiceprezesem hospicjum, zdążyła. Spotkanie - premiera książki księdza Jana i filmu o nim - start. A ksiądz Kaczkowski, choć nie siedzi na pomarańczowej kanapie, jest obecny naprawdę, bo każdy wątek rozmowy dotyczy właśnie jego.

Pomysł szalonego księdza

Jan i ona to długa historia. Taka, która w 30-minutach się nie zmieści. 11 lat temu, młody, szalony i utykający ksiądz szukał ludzi, którzy z nim stworzyliby hospicyjny zespół. Tak zaczęła się wspólna praca - misja i powołanie. Choć zaczynali - jak mówi pani Anna - " z niczym", dziś Puckie Hospicjum tętni życiem.

Na korytarzu słychać piosenkę "Ta ostatnia niedziela". Tak pianista z Sopotu chce podziękować za opiekę nad bliską osobą. Jest ogród i parasolki, jak na wakacjach nad morzem. A ci, którzy przez całe życie palili, nie muszą tego robić w ukryciu i nielegalnie. Klimat jest taki, że obcy ludzie, po kilku godzinach zostają przyjaciółmi. Chorzy czują się jak w domu, na ścianie mogą powiesić ulubiony obraz, a anonimowość nie istnieje. Tam widać miłość.

Autostrada do hospicjum

- Jest pan Staś i pani Brygida. Każdy ze swoją historią, cierpieniem i emocjami. Jan nauczył nas traktować każdego pacjenta tak, jakby był jedyny - pełnym kobiecej siły głosem opowiada pani Anna. Choć jej odpowiedź na pytanie, czego nauczyła się od Jana, zaczyna się zauważalną chwilą ciszy, po niej widzowie słyszą, że ceni go za umiejętność zjednywania sobie ludzi i wspierania ich w najtrudniejszych momentach. Za to, że Jan zawsze potrafi dawać ogrom nadziei. Ona czuje się przy nim jak rzemieślnik przy mistrzu.

Obydwoje - wyraziści i skrajnie różni - razem prowadzą hospicjum: - Jak w starym i dobrym małżeństwie udaje nam się dobre tango. Są spięcia i nasze drogi się rozjeżdżają, ale jedziemy tą samą autostradą, która prowadzi nas zawsze do hospicjum w Pucku.

Prawdziwy, bo nie plastikowy świat

Reżyser Tadeusz Pawlicki po raz pierwszy zobaczył księdza Jana w "Pytaniu na śniadanie". Rzucił mu się w oczy, bo wśród wielości sztucznych i plastikowych wypowiedzi, w nim było coś prawdziwego. Mówił na luzie, a z intelektualnych żartów jego autorstwa, nie dało się nie śmiać. Dlatego namówił Jana na film dokumentalny.

"Śmiertelne życie" to rozmowa Antoniego Pawlickiego z Janem Kaczkowskim. Aktor, który żyje w rzeczywistości wymyślonej, bo odgrywa role swoich bohaterów i śmiertelnie chory, ciężko pracujący ksiądz, który w codzienności jest jak bohater. Spotkanie dwóch światów, umieranie na niby i umieranie na serio.

- Kiedy oni konają mają taki dziwy wzrok i mówią o przodkach, którzy po nich przychodzą. Kto przyjdzie po ciebie? Kto chciałbyś, żeby przyszedł? - pyta Antka ksiądz Jan.

 

Im gorzej, tym lepiej

"Kowalski ta twoja gęba mi się nie podoba, więc będziesz miał raka. A ty nowotwór trzustki, ty przerzut". Jeśli macie w głowie złego Boga, to Go z niej wyrzućcie. On nie jest paskudnym dziadem - przekonuje ksiądz Jan. Na kinowym ekranie dobrze widać jego zdecydowane gesty, słychać pewność w głosie. Mówi, że Bóg jest dobry, że się troszczy.

W "Gruncie pod nogami" niejeden raz namawia nas, żeby nie czekać na cierpienie, które uporządkuje świat, pomoże ustawić priorytety albo doda odwagi. Sam, trochę przewrotnie, ale całkiem serio dziękuje chorobie, że uwolniła go od strachu. Zachęca, żeby od teraz przestać się bać. Żeby nie czekać na sytuacje graniczne, bo już jest później, niż się wydaje.

Kredyt do końca życia albo kredytowa niezdolność, niezdany egzamin, nieszczęśliwa miłość. Choroba, trudny szef, połamane relacje, wkurzający sąsiedzi. Upokorzenia, porażki, straty, dramaty. Coś jeszcze? Co jest twoją śmiercią? Od kiedy Jezus ze śmiercią wygrał, nie ma dla nas sytuacji przegranych. Żadna ciemność nie może nas straszyć. Bo jak On, jak Jezus Chrystus - jesteśmy nieśmiertelni.

Za bliskość, petardę i wszystko. Dziękujemy

Po spotkaniu w kinie Wisła pani Daria wysłała maila: "Byliśmy z dziewczynkami i było to dla nas ważne wydarzenie. Ciekawe jest to, że w końcu 9-letnie dziewczynki powiedziały, że ksiądz może być całkiem fajny".

Ks. Jan Kaczkowski dał nam bliskość, uważność na nie tylko swoje sprawy i Puckie Hospicjum, o którym mówił, że to dzieło jego życia.

Księże Janie wierzę, że Bóg zaserwował Ci nieziemską polędwicę albo kaczkę z winem. Pewnie zamiast odpoczywać, znalazłeś sposób na jakąś niebiańską petardę. Ciekawe, jaki żart usłyszał od Ciebie, na dzień dobry, święty Piotr.

Może trochę się martwisz, że ktoś wpadnie na pomysł postawienia dla Ciebie pomnika albo nazwania jakiejś ulicy na Twoją cześć. Bo od kilku dni dziennikarze, bliscy i dalsi znajomi, ci, którzy słyszeli Cię albo widzieli nawet tylko jeden raz, nie przestają o Tobie mówić. Nie przestają też za Ciebie dziękować.

Dziękujemy za Twoje kapłaństwo i apetyt na życie. Za to, że nie istniało dla Ciebie tabu. Za przyśpieszony kurs bliskości i odwagi. Spróbujemy przestać się bać. Życia i miłości. I zamiast czekać - kochać teraz.

Do zobaczenia.

Hospicjum w Pucku i Msza gregoriańska

Ksiądz Jan na pytanie, co jest dla niego najważniejsze, odpowiadał zawsze: hospicjum. Mówił, że to jego życie. To, co możemy zrobić dla niego teraz, to wspierać hospicjum. Na jego stronie, w zakładce "jak pomóc",

można znaleźć szczegóły. Pamiętajmy też  o modlitwie:

"Proszę także mocno, żebyście nie zapominali o hospicjum w Pucku. To także apel do moich współpracowników. Błagam, żebyście tego dobra, które wspólnie wypracowaliśmy, nie rozmienili na drobne. Żebyście trzymali najwyższe standardy opieki, przejrzystości finansowej i moralnej. Ale też żebyście o mnie pamiętali. Nie stawiając broń Boże pomników, ale zachowując w modlitwie. Największym darem, który będziecie mogli mi po śmierci ofiarować, jest msza święta gregoriańska".

("Życie na pełnej petardzie", Kraków, 2015)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg nie jest paskudnym dziadem
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.