Rok liturgiczny to powolny i pewny proces zanurzania się w życie Chrystusa, który ostatecznie domaga się od nas również, abyśmy sami stali się zwiastunami tego życia.
Kilka lat temu dziennikarze donosili z tłumionym niedowierzaniem, że pewien gubernator z USA polecił zabrać z miejscowego szpitala skazanego na śmierć nieuleczalnie chorego więźnia i przetransportować go na noszach do stanowego więzienia, aby wykonać egzekucję w ustalonym terminie. Zabrakło elastyczności, miłosierdzia, a tym bardziej medycznej opieki. Postępując w tym samym stylu, brytyjscy urzędnicy imigracyjni parę lat później zabrali z londyńskiego szpitala Amę Sumani, trzydziestodziewięcioletnią matkę dwojga dzieci, której wiza skończyła się, aby deportować ją do Ghany. W Ghanie taki sam rodzaj dializy, jaki otrzymywała w Anglii, nie był dostępny za żadną cenę. W obydwóch przypadkach był to oczywisty, zimny wyrok śmierci. Równocześnie narzucają się pytania natury duchowej: Czy działania te, chociaż zgodne z prawem, były rzeczywiście, autentycznie, prawdziwie chrześcijańskie? Jaka jest duchowa odpowiedź na takie sytuacje? Jakie decyzje podejmują chrześcijanie? Czy miłosierdzie kiedykolwiek jest ważniejsze od prawa?
Jeżeli rok liturgiczny rozumie się z założenia jako głos Kościoła, gwiazdę przewodnią, a także uczestnictwo w życiu Chrystusa, to ku niemu właśnie chrześcijanin może się zwrócić, aby zacząć ustalanie odpowiedzi na takie pytania. Papież Pius XI, płomienny myśliciel i autor trzydziestu encyklik napisanych w latach 1922-1939, nazywał rok liturgiczny "głównym organem zwyczajnego magisterium Kościoła"1. Ten język wielu spośród nas może wydawać się obcy, ale myśl nie. Innymi słowy rok liturgiczny należy do nauczycielskich wymiarów Kościoła. To lekcja odbywająca się w życiu.
Z liturgii uczymy się i wiary, i odczytywania sensu Pisma Świętego, a zarazem tworzymy nasze ideały i naszą duchową tradycję. Cykl chrześcijańskich tajemnic jest mądrym nauczycielem, jasnym wzorem i powracającym ciągle przypomnieniem Chrystusowego życia pośród nas. Tylko przez to, że powtarza się wciąż na nowo, że stawia przed naszymi oczyma i sączy do naszych serc żywą obecność Jezusa - który dobrze czyniąc, szedł z Galilei do Jerozolimy - uczy nas czynić tak samo. Rok liturgiczny uczy nas, że musimy postępować jak Jezus, który żył wbrew nakazom i zakazom swoich czasów.
W liturgii zatem jest wzorzec tego, co to znaczy żyć chrześcijańskim życiem zarówno w przypadku Kościoła, jak i pojedynczych osób. Okresy, cykle i uroczystości dane nam w roku liturgicznym to coś więcej niż przedstawienia minionego czasu. Są one niekończącym się znakiem - prawdziwym sakramentem życia. Przez nie Chrystusowe życie uobecnia się w naszym własnym życiu w teraźniejszości.
Właśnie w liturgii spotykamy historycznego Jezusa i dochodzimy do zrozumienia Chrystusa wiary, który jest wciąż z nami.
Sprawa wygląda na pewnym poziomie dość zaskakująco. Czy to możliwe, żeby życie duchowe było aż tak proste? Lecz z upływem lat sprawa staje się jeszcze mniej dwuznaczna: rok liturgiczny - uświadamiamy sobie - to wołanie stuleci do każdego nowego wieku, aby ten nie zapominał ani nie porzucał wizji pierwotnego chrześcijaństwa i jego wyzwań. W istocie to życie Jezusa przeprowadza naprawdę Kościół poprzez czas. Życie Jezusa osądza przebieg czasu. Życie Jezusa jest wzorcem dla osób nazywających siebie chrześcijanami w jakimkolwiek stuleciu, mimo najbardziej kuszących błędów swoich czasów.
W każdej epoce rok liturgiczny istnieje po to, aby zanurzać świat w aktualnych i odwiecznych sensach chrześcijańskiego życia.
Toteż po latach powtarzania świątecznych przesłań i zastanawiania się nad ich sensem dla naszego życia, dochodzimy do takiego punktu, gdy sięgając myślą w minione dziesięciolecia, uświadamiamy sobie, że kolejne krople chrześcijańskich ideałów powoli, lecz stopniowo drążą "skałę", wciskając się w najgłębsze zakamarki naszej psychiki. Chociaż cierpieliśmy katusze w Wielkim Poście jako dzieci i w młodości staliśmy półprzytomnie podczas długich wielkanocnych czytań, chociaż jako dorośli światowcy przyjmowaliśmy w Środę Popielcową popiół w połowie dumni, a w połowie zakłopotani, z latami dostrzegliśmy pędy nadziei i pragnienia, zaangażowania i przekonania, które dzięki tym praktykom zakorzeniły się w naszych sercach. Rozpoznaliśmy w samych sobie coś więcej niż tylko puste ja. Rozpoznaliśmy siebie jako chrześcijan.
Gdyja rozpływa się w Chrystusie, widzimy nas wszystkich razem jako jednego człowieka i równocześnie odrębne osoby, które rozwinęły jasne wspólne postawy wobec reszty życia. Zdajemy sobie sprawę, że uzyskaliśmy tę perspektywę prawie nieświadomie dzięki życiu sprawiedliwego i współczującego Jezusa, który wchodzi po cichu do naszych myśli podczas nieustających powtórzeń roku liturgicznego. Teraz wiemy, dlaczego niepokoi nas widok człowieka wywożonego ze szpitala, który służy ratowaniu życia, do więzienia, które ma położyć mu kres. Rozumiemy już, dlaczego odwracamy oczy z niesmakiem od telewizyjnego wywiadu z bezradną kobietą, która wkrótce zostanie pozbawiona dializy, aby umrzeć w swoim zubożałym rodzinnym kraju, ponieważ jej wiza skończyła się w innym kraju, rozporządzającym odpowiednimi środkami ratunku.
Rok liturgiczny to powolny i pewny proces zanurzania się w życie Chrystusa, który ostatecznie domaga się od nas również, abyśmy sami stali się zwiastunami tego życia.
Ciągłe głoszenie Pisma Świętego, główne miejsce Ewangelii jako podstawy każdej liturgii i bieżące rozważanie tych czytań w homiliach rok za rokiem dokonują dwóch rzeczy: jednej wspólnotowej i drugiej - osobistej.
Po pierwsze, rok liturgiczny przypomina nam, Kościołowi, jakiego rodzaju wspólnotą mamy być. Oskarża nas, Kościół, o zdradę ideałów, gdy nie potępiamy holocaustu albo nie bronimy dzieci Kościoła. Wtedy musimy żałować i zaczynać od nowa.
Po drugie, rok liturgiczny odświeża w każdym z nas indywidualnie te elementy, które są istotą wiary. Wzywa nas, abyśmy zmierzyli się z odległością między ideałami, które widzimy w życiu Chrystusa, a ich bladym cieniem, który odnajdujemy w naszym własnym życiu. Wzywa nas do prywatnej i osobistej refleksji o miejscu Jezusa w codziennej praktyce naszego istnienia.
Rok liturgiczny jest zatem przewodnią Gwiazdą Polarną, która wskazuje, czego rzeczywiście szukamy, gdy mówimy, że szukamy "dobra" albo gdy dowodzimy, że nasze wysiłki "zasługują" na miano chrześcijańskich.
Wreszcie rok liturgiczny ofiarowuje nam taki wzór uczestnictwa w Chrystusowym życiu, który musimy wprowadzić do naszego duchowego życia, aby nazywać się chrześcijanami i stać się chrześcijanami.
Rok liturgiczny nie jest bezzasadną dyscypliną ani sentymentalnym zdefiniowaniem pobożności, ani historycznym anachronizmem. To Jezus z nami, dla nas i w nas, skoro staramy się uczynić Jego życie naszym własnym. To bodziec i przewodnik duchowości godnej Jezusa, którego oddanie słowu Bożemu doprowadziło aż na krzyż i dalej -do Zmartwychwstania.
Nie ma wątpliwości, że tym właśnie jest nauka przeżywania roku liturgicznego, który różni się od każdego innego roku naszego życia.
Skomentuj artykuł