Chciałam żyć w zgodzie z nauką Kościoła, stwierdzenie "jestem homoseksualna" nie mieściło mi się w głowie
Nigdy nie przeżyła bardziej stresującej chwili, niż ta, w której miała przyznać się rodzicom do swojej orientacji seksualnej. "Odpowiedziałam, że ich reakcję na to, co zaraz powiem, zapamiętam do końca życia…"
Marta, rozmówczyni Przemysława Wilczyńskiego, z którą dziennikarz przeprowadził wywiad dla Tygodnika Powszechnego, jest katoliczką i lesbijką. Dziś ma odwagę przyznać to sama przed sobą, parę lat temu odważyła się także wyjawić prawdę rodzinie. Katolickiej rodzinie, dla której wyznanie dziewczyny dotąd jest bardzo trudnym doświadczeniem.
Również dla Marty zaakceptowanie swojej odmienności było długim i niełatwym procesem, jak wspomina: "mnie stwierdzenie «jestem homoseksualna» nie mieściło się w głowie. Nie znałam «nikogo takiego»".
Wewnętrzna walka
Moment, w którym uświadomiła sobie, że jest inna, przyszedł późno. "W pełni tę świadomość uzyskałam całkiem niedawno. W liceum zakochiwałam się w dziewczynach, ale to negowałam. Coś wisiało w powietrzu, ale nie zostało nazwane".
Cały czas szukała potwierdzenia, że nie jest osobą homoseksualną, szczególnie, że nieustannie silne w niej było pragnienie posiadania rodziny - męża i gromadki dzieci.
O wewnętrznej walce Marty wiedziały tylko jej dwie przyjaciółki, również katoliczki. Jedna uznała, że gdyby homoseksualizm dziewczyny okazał się prawdą, to nic złego, druga stanowczo wskazywała na brak akceptacji aktów homoseksualnych przez Kościół. Samej Marcie nie mieściło się w głowie, że mogłaby być lesbijką. "Nie znałam «nikogo takiego». Nie czytałam prasy młodzieżowej, więc nie miałam też w głowie żadnego popkulturowego obrazu homoseksualisty. Mój jedyny wizerunek tej grupy był obrazem kształtowanym przez Kościół". - mówi. Był to wtedy dla niej obraz «ludzi nieuporządkowanych», którzy stanowią zagrożenie dla tradycyjnej rodziny, którą dziewczyna zawsze pragnęła mieć.
Spotykała się z kilkoma mężczyznami. "Spacery, kawiarnie, rozmowy telefoniczne... Nie bardzo wiedziałam, co mam z tym zrobić. Miałam poczucie dyskomfortu" - przyznaje. W końcu dopuściła do siebie myśl, że jest lesbijką i zaczęła płakać. Pierwszą reakcją było obiecanie sobie, że nigdy nikomu się do tego nie przyzna i uświadomienie, że już zawsze będzie nieszczęśliwa. Wszystko zmieniło się, gdy zakochała się z wzajemnością w kobiecie.
Pierwszy związek trwał krótko, jakiś czas po nim pojawił się kolejny, w którym Marta jest do dziś. W końcu zdecydowała się powiedzieć o tym rodzinie.
"Przepaść, nad którą trzeba przeskoczyć"
"Bałam się. Kilka lat wcześniej po raz pierwszy nie poszłam przed Bożym Narodzeniem do spowiedzi. Mama położyła się. Płakała. Mówiła, że nie będzie świąt. Że oddalam się od Kościoła. Teraz czułam, że ta rozmowa musi odbyć się szybko. Że to jakby przepaść, nad którą muszę przeskoczyć" - mówi Marta.
Dziewczyna, tak jak cała jej rodzina, zawsze była osobą praktykującą. "Zawsze w komplecie o 12. na mszy. W pierwszych ławkach. W kuchni wisiał obraz po prababci: wielopokoleniowa rodzina przy stole i Pan Jezus w poświacie stojący między nimi" - wspomina Marta. Babcia miała w zwyczaju długie codzienne modlitwy, na Marcie największe wrażenie robiły teksty religijnych pieśni, uwielbiała także roraty, były dla niej wielkim wydarzeniem. "Byłam zanurzona w życiu Kościoła. Chciałam żyć w zgodzie z jego nauczaniem".
Nie potrafiła jednak żyć dłużej w niezgodzie z samą sobą, walczyła, ale uświadomiła sobie, że nie może wyprzeć się tego, kim jest.
"W końcu powiedziałam: «Przeprowadzam się». (...) Gdy dodałam, że będę nadal w Warszawie, tylko w innym mieszkaniu, mama zapytała: «Z kim?». Odpowiedziałam, że ich reakcję na to, co zaraz powiem, zapamiętam do końca życia…"
Potem dodała, że będzie mieszkać ze swoją dziewczyną. Zapadła długa cisza. Mama miała w oczach łzy, tata próbował żartami rozluźnić atmosferę. "Później wstał, podszedł i mnie przytulił. W tym momencie bardzo ciepło pomyślałam o tym jego geście. Bo przecież spodziewałam się końca świata…"
Jak Marta odebrała ten gest? "«Biorę na siebie ten krzyż» - tak to dziś interpretuję". Wie, że tata także płakał, czuł się winny, że to on, jako ojciec zrobił coś nie tak. Jej babcia dalej modli się o nawrócenie swojej wnuczki, choć przyjmuje do wiadomości bolesny dla niej fakt.
Marta z rodziną kontaktuje się rzadko, rozmowy telefoniczne są bardzo ogólne, widuje się ze wszystkimi w czasie świąt. Nie poruszają nigdy tematu.
Skomentuj artykuł