Czy codzienna modlitwa MUSI być porywająca? Wybrać modlitwę spontaniczną, czy litanię lub różaniec? Modlić się w ciszy czy w zgiełku miasta? O najlepszych praktykach duchowych opowiada o. Marek Blaza SJ w rozmowie z Aleksandrą Posielężną.
Aleksandra Posielężna, Szum z Nieba: Co to jest modlitwa?
To najprostsza technika rozmawiania z Bogiem. Zażyłość i obcowanie z Nim. Tak jak z drugim człowiekiem. Pojawia się natomiast problem, czy kontakt ten ma być formalny, czy nieformalny. Każdy z tych rodzajów kontaktu jest potrzebny. Najbardziej formalną modlitwą jest liturgia sprawowana w kościele. Umawiamy się na to, jak ona przebiega.
Można zauważyć, że są ludzie, którzy mówią, że nie lubią chodzić na Mszę dla dzieci, bo jest za głośno, albo im ksiądz nie odpowiada, albo organista… To jest nieporozumienie, ponieważ liturgia jest pewnym krzyżem. Nie tylko ten wymiar wertykalny wtedy się liczy, ja i Bóg, ale też wymiar horyzontalny, czyli, że jestem we wspólnocie Kościoła. Taka dana Msza jest i trzeba to zaakceptować. Natomiast najbardziej nieformalna jest modlitwa osobista. Mówimy, że Bóg jest Panem, ale też Ojcem i Przyjacielem. Takie tytuły świadczą o pewnej bliskości i zażyłości. Ale tak jak ojca czy przyjaciela się szanuje, a przynajmniej powinno się szanować, tak też podchodzimy do Boga - z szacunkiem, czyli to fakt, że z kimś jestem po imieniu, nie znaczy, że mogę mu wejść na głowę.
Modlitwa dla człowieka wierzącego jest jak powietrze. Pamiętam, jak kiedyś z jednym z moich współbraci dyskutowaliśmy na temat odmawiania brewiarza przez kapłanów. Problemem nie jest to, czy kapłan odmawia brewiarz, czy nie. Problem jest wtedy, gdy kapłan się nie modli. Bo można odmawiać brewiarz, a się nie modlić. Jeden z moich przełożonych powiedział, że jak nie masz czasu, żeby do kogoś zadzwonić, to chociaż napisz mu SMS-a. To dotyczy też relacji z Bogiem. Jeśli ktoś jest dla mnie ważny, a nie mogę akurat do niego zadzwonić, to przynajmniej napiszę, że jestem zajęty, że oddzwonię później.
Co wtedy, gdy nie potrafimy usłyszeć Boga, mamy poczucie, że to tylko monolog z naszej strony?
To jest związane z konkretnym problemem - gadulstwem podczas modlitwy. Ktoś może być zadowolony, że odmówił i koronkę, i różaniec, i litanię. Tak naprawdę jednak nie oczekuje odpowiedzi. To tak jakby wysłać maila i nie czekać na to, że ktoś odpisze. W modlitwie bardzo ważne jest więc milczenie, by dać szansę Panu Bogu na to, żeby przemówił. Nie musi tego robić przez słowa, nie trzeba mieć prywatnych objawień.
On mówi przez ludzi, wydarzenia, przez to, co dzieje się dookoła mnie, tylko trzeba to umieć odczytywać. Jeżeli jestem człowiekiem wierzącym i ufam Bogu, to dostrzegam, że jakieś wydarzenie danego dnia, słowa skierowane przez drugiego człowieka do mnie - będą odpowiedzią na te pytania, które mnie w danym momencie trapią. To jest trudniejsze, bo łatwiej jest zawalić Pana Boga modlitwami, zwłaszcza modlitwą prośby. Czasami przypomina ona spis zadań albo listę zakupów. To nie jest chrześcijańskie rozumienie modlitwy. Pan Bóg wie, co jest nam potrzebne, ale jeżeli to, o co prosimy, byłoby przeszkodą w naszym rozwoju duchowym, to tego nie spełni. Pan Bóg jest też pedagogiem i wychowawcą. Często się to ludziom nie podoba, bo woleliby Boga podporządkować swoim planom.
- Trzeba by zmienić nastawienie podczas modlitwy z "proszę, daj mi" na "Jezu, ufam Tobie".
I "bądź wola Twoja". Są jeszcze inne rodzaje modlitwy: jest modlitwa przeproszenia, kiedy przepraszamy Pana Boga za nasze grzechy, choćby na początku Mszy świętej, jest również dziękczynienie. Warto sobie przypomnieć scenę z trędowatymi. Na dziesięciu uzdrowionych tylko jeden wrócił, by podziękować, i to jeszcze Samarytanin, a reszta uznała, że jej się to należało. I jest oczywiście modlitwa uwielbienia - modlitwa bezinteresowna, ponieważ uwielbiamy Boga po prostu za to, że jest i że nas kocha. Każdy rodzaj modlitwy jest potrzebny.
- A czy warto zmuszać się do formy modlitwy, w której się nie odnajdujemy? Istnieje niebezpieczeństwo postawy "jest mi fajnie, to się modlę", "a tamta modlitwa jest przestarzała, to jej nie praktykuję".
Idealizowanie jednego sposobu modlitwy do niczego dobrego nie prowadzi. Tak jak w rozmowie. Czy w każdej rozmowie muszę prosić, czy w każdej muszę prawić komplementy, dziękować, prosić o wybaczenie? To przecież zależy od sytuacji…
Rozmowa z drugim człowiekiem, tak samo jak modlitwa - ma być szczera. Od dłuższego czasu odkrywam, że świętość to nie perfekcjonizm, tylko autentyczność. Gdy Piotr zapłakał, ponieważ zdradził Pana Jezusa, to było to autentyczne: zobaczył, co zrobił, a potem spotkał się z Jezusem. Na pewno nie było to przyjemne - Piotr nie wiedział, co Jezus mu powie, ale nie grał kogoś innego. W modlitwie chodzi więc o autentyczność. Gdy ludzie mówią, że kipi w nich żal do Pana Boga, to zapewniam ich, że to nie grzech. To są emocje i one są słuszne. Nie ma co udawać, że jest inaczej, tylko trzeba to wszystko Bogu powiedzieć. Jak rozmawiam z przyjacielem, to go nie okłamuję i nie gram przed nim kogoś, kim nie jestem.
- Jak wybrać najodpowiedniejszą formę modlitwy? Czy jest w ogóle coś takiego?
Forma modlitwy zależy od tego, czym żyjemy w danym momencie. Każdy ma też swoją ulubioną formę, i to jest dobre, bo nie ma co zmuszać kogoś do takiej formy modlitwy, która mu nie odpowiada. Ważne jednak, by nie krytykować pobożności innych. Jeśli modlitwa jest szczera, to znaczy, że warto ją praktykować.
- Co w momencie, gdy pomimo naszych chęci modlitwa przestaje być żarliwa, staje się rutyną i obowiązkiem?
Takie momenty na każdego przyjdą. Dlatego że w życiu duchowym mamy czas pocieszenia i strapienia. Pocieszenie jest wtedy, gdy człowiek spontanicznie ma ochotę się modlić. Potem przychodzi czas oschłości duchowej, strapienia, ale ten stan jest przemijający. Trzeba wtedy pomimo wszystko trwać na modlitwie. W relacjach z drugim człowiekiem jest podobnie. Nawet mąż i żona czasami są bliżej siebie, a czasami dalej. I to nie znaczy, że miłość uleciała. Modlitwa też nie zawsze musi być gorąca. Jak ktoś mówi, że nie miał nigdy kryzysu wiary, to jest to bardzo podejrzane. To pycha. Upadek takiego człowieka może być bardzo duży. Wiara jest darem od Pana Boga, jest łaską, tak samo jak modlitwa. Kryzys jest okazją ku temu, żeby wzrastać. Czasem potrzebne jest spowolnienie, żeby później ruszyć z kopyta.
- Jak pracować nad tym, żeby ta regularna modlitwa nas rozpalała?
Regularność oczywiście bardzo pomaga, bo jeżeli nie chce nam się modlić, ale mamy w sobie taki nawyk, to wytrwamy. Ale to nie zadziała u osób, które generalnie w życiu są mało zorganizowane. Są ludzie bardzo poukładani, ale też są inni - chaotyczni. Mamy inną konstrukcję. Niech ten mniej zorganizowany modli się zatem nieregularnie, ale głęboko. Niech wysyła Bogu SMS-y. Kiedyś nazywało się to aktami strzelistymi. Każdy chrześcijanin, znając siebie i swoją naturę, powinien wybierać rodzaje modlitwy.
- Czasami sama mam wyrzuty sumienia, że nie odnajduję się w jakiejś modlitwie. Na przykład kiedyś bardzo odpowiadała mi modlitwa charyzmatyczna, a teraz mniej.
Bywa, że Pan Bóg chce nas wychować, odbierając poczucie błogostanu. Szczególnie w modlitwie charyzmatycznej można popaść w pułapkę szukania ekstazy, zawsze musi być pięknie. A życie takie nie jest. Nie ma tylko hosanna i alleluja, w życiu są też Wielkie Piątki, nie tylko raz w roku. Są ludzie, których większość życia jest ogromnym trudem. To może być cierpienie, wojna, kataklizm. Nie należy szukać błogostanu w modlitwie, nie chodzi o to, żeby modlitwa była przyjemna. Nie należy się też bać rozproszeń, one będą zawsze. Trzeba umieć dostosować się do takiej sytuacji.
Nieżyjący już Anthony de Mello SJ wiele lat temu prowadził rekolekcje dla członków Kurii Generalnej Towarzystwa Jezusowego. Podawał wprowadzenie do medytacji w pomieszczeniu, w którym panował zgiełk. Ktoś zaproponował, żeby się przenieść do jakiegoś ustronnego miejsca. A ojciec de Mello powiedział, że właśnie tu się trzeba modlić, pomimo zgiełku, a nie szukać miejsca, gdzie będzie święty spokój. Idealnego miejsca można szukać do końca życia i go nie znaleźć. Bywa jednak i tak, że jesteśmy tak przyzwyczajeni do hałasu, że nie potrafimy odnaleźć się w ciszy. W modlitwie warto przełamywać swoje schematy i przyzwyczajenia.
- Jaki sens mają modlitwy typu nowenny, litanie, różaniec i inne, które na pierwszy rzut oka wydają się odklepywaniem formułek?
Warto je smakować. One są jak posiłek dnia powszedniego - niby nic nadzwyczajnego. Przecież codziennie jemy chleb, nasze menu nie jest niesamowicie urozmaicone. Trzeba uczyć się doceniać prostotę, a nie szukać tylko homarów. Tak często odmawiamy Ojcze nasz, a wciąż odkrywamy w tej modlitwie coś ważnego dla nas. Wystarczy zmienić akcent zdaniowy w Zdrowaś Maryjo, a przez to uwypuklić coś innego niż w poprzednim odmawianiu tej modlitwy.
- Może te monotonne modlitwy nas niecierpliwią, ponieważ żyjemy w świecie, który wciąż szuka nowości, i szybko się nudzimy. Odrzucamy więc coś, co ma zamkniętą formułę, bo wydaje nam się, że to do niczego nie prowadzi, że to jest strata czasu, że można zrobić coś bardziej rozwojowego.
To jest ślizganie się po powierzchni, bo jeżeli człowiek cały czas szuka nowych bodźców i wrażeń, to znaczy, że nigdy w nic się nie wgłębi. Trzeba się zatrzymać. Dlaczego ludzie jeżdżą na rekolekcje? W pewnym momencie człowiek zastanawia się, czy to, co robi, i świat, który tworzy, ma sens. To są pytania egzystencjalne, ale trzeba się zatrzymać, by na nie odpowiedzieć. Słowo "rekolekcje" pochodzi od słowa recolligere, co znaczy: zbierać ponownie. Człowiek potrzebuje czasu, by zebrać ponownie to, co mu się w życiu rozsypało…
o. Marek Blaza SJ - wykładowca na Papieskim Wydziale Teologicznym w Warszawie, Katolickim Uniwersytecie Ukraińskim we Lwowie oraz w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Polskiej Prowincji Dominikanów w Krakowie. Jako kapłan-birytualista posługuje w rycie bizantyjsko-ukraińskim i bizantyjsko-rumuńskim.
Skomentuj artykuł