Czego nauczyła mnie mama Karola Wojtyły?

Czego nauczyła mnie mama Karola Wojtyły?
(fot. depositphotos.com)

Znany wadowicki lekarz Jan Moskała po zbadaniu Emilii powiedział, że ciąża jest zagrożona i że istnieje duże ryzyko, że porodu nie przeżyje ani matka, ani dziecko. Doradzał usunięcie ciąży. Nie wiem, jakie myśli pojawiały się w głowie Emilii.

Jest sierpień 2000 roku. Mimo że jesteśmy we Włoszech już od prawie dwóch tygodni, upał daje się nam we znaki. Z każdym kilometrem plecak zdaje się ważyć więcej, ale dzielnie maszerujemy w międzynarodowej grupie. "Rzeczpospolita swojego papieża wita! Nie ma lepszeeeego od Jana Pawła drugiego" - śpiewamy.

Po kilkunastu przebytych na piechotę kilometrach docieramy zmęczeni do celu, czyli do miasteczka akademickiego Tor Vergata. Przed nami chwila na odpoczynek, a potem całonocne czuwanie z papieżem. Trwają XV Światowe Dni Młodzieży w Rzymie. Mam osiemnaście lat i wsłuchuję się w opis spotkania zmartwychwstałego Jezusa z Tomaszem i słowa, które będą dla mnie bardzo ważne w kolejnych  latach: "Każdy może rozważyć swoje trudności w wierze i doświadczyć też pokusy niedowiarstwa. Jednocześnie jednak może też doświadczyć stopniowego dojrzewania w świadomości i w przekonaniu swojego przystąpienia do wiary. Zawsze bowiem w tym przedziwnym laboratorium ludzkiego ducha - czyli właśnie w laboratorium wiary - spotykają się ze sobą Bóg i człowiek".73

DEON.PL POLECA

Pięć lat później znowu jestem w Rzymie. Tym razem jednak do Wiecznego Miasta prowadzi mnie nie wiara, ale chęć niesienia pomocy - przyłączam się do grupy znajomych harcerzy, którzy jadą tam, by "jakoś się przydać" w czasie pogrzebu Jana Pawła II. Na miejscu okazuje się, że przedstawiciele włoskiego Czerwonego Krzyża są tak wzruszeni naszym przybyciem (i zapewne skromnym wyglądem naszych apteczek, a jednocześnie dumnie noszonymi mundurkami), że proponują nam dołączenie do ich szeregów. Przydaje się nasza znajomość języków obcych, gdy komuś z licznej grupy polskich pielgrzymów trzeba udzielić pomocy.

Dzień pogrzebu Jana Pawła II 8 kwietnia 2005 roku mija jednak bardzo spokojnie. A ja przeżywam wtedy coś niezwykłego. Od ponad dwóch lat żyjemy bowiem z Panem Bogiem w, delikatnie mówiąc, separacji. Jest we mnie zbyt dużo pytań, zbyt dużo wątpliwości, zbyt dużo buntu. Od wielu miesięcy nie chodzę do kościoła. A teraz mam wrażenie, że słyszę bicie jego serca - tego Kościoła przez duże "K", czyli wspólnoty.

Można to różnie nazywać - są pewnie tacy, którzy skrzywią się, mówiąc o chwilowym porywie serca i sentymentach. Być może. Ale ja właśnie wtedy, 8 kwietnia 2005 roku, po długiej przerwie przystępuję do spowiedzi. Wracam z Rzymu bez łatwych odpowiedzi na moje pytania i wątpliwości, wręcz z jeszcze większym mętlikiem w moim niepoukładanym sercu. Kolejne miesiące będą dla mnie czasem niełatwych poszukiwań.

Z perspektywy czasu widzę jednak, że oprócz dobrych ludzi, których Bóg postawił na mojej drodze, czuwał nade mną ktoś jeszcze - Karol Wojtyła. Dla mnie Jan Paweł II to ktoś więcej niż papież Polak, którego należy szanować tylko dlatego, że był... papieżem Polakiem. Był obecny w moim życiu przez swoje nauczanie i słowa, które słyszałam w różnych okresach mojego życia. Wierzę, że prowadziła mnie też jego modlitwa...

Dlatego właśnie chciałam napisać o Emilii Wojtyłowej. Wybaczcie mi ten długi wstęp, niekonieczny pewnie ze względu na samą matkę papieża, ale dla mnie będący czymś bardzo ważnym - próbą podziękowania Człowiekowi, który był dla mnie ważny, i próbą poznania jego korzeni. Skąd pochodził i kto miał wpływ na ukształtowanie się jego osobowości, charakteru i postaw?

Rodzina Emilii pochodziła z Białej. Jej matką była Maria Szolc. Ojciec, Feliks Kaczorowski, był siodlarzem i prowadził prywatny zakład z powozami w Krakowie. To właśnie tam 26 marca 1884 roku przyszła na świat Emilia Anna. Państwo Kaczorowscy mieli już wówczas czworo dzieci, a po narodzinach Emilii pojawiła się kolejna czwórka, była to więc spora gromadka. Rodzina państwa Kaczorowskich mieszkała najpierw przy Starowiślnej, a później przy ulicy Smoleńsk - oba miejsca były blisko Rynku, niemal w centrum miasta.

To właśnie tutaj dorastająca Emilia uczęszczała do szkoły i chodziła z rodziną na niedzielne msze do parafialnego kościoła św. Mikołaja. Dzieciństwo mimo naturalnej beztroski przyniosło jej też wiele trudnych wydarzeń. Gdy Emilia miała osiem lat, zmarł jej starszy brat Feliks. Gdy miała trzynaście, odeszła jej matka. Kilka lat później zmarły również jej dwie starsze siostry, Olga i Helena. Zapewne niełatwym doświadczeniem było też to, że niedługo po śmierci Marii Szolc ojciec ożenił się po raz drugi, z Joanną Anton, a potem na świecie pojawiło się nowe rodzeństwo (brat i trzy siostry).

Karola Wojtyłę seniora, wojskowego 56. Pułku Piechoty, Emilia poznała prawdopodobnie w Białej, skąd pochodziły obie rodziny. Dziesiątego lutego 1906 roku pobrali się w kościele św. Apostołów Piotra i Pawła przy ulicy Grodzkiej. Zdjęcie ślubne pokazuje elegancką, pełną klasy parę. Karol Wojtyła faktycznie mógł podbić kobiece serce. Był nie tylko pobożny, o czym będzie potem wspominał jego syn. Opinia z jego świadectwa przebiegu służby brzmi następująco: "pewnego charakteru, poważny, dobrze ułożony, skromny, dbały o honor, z silnie rozwiniętym poczuciem obowiązku, bardzo łagodny i niezmordowanie pracowity"74.

Można by uznać te słowa za oficjalną laurkę, gdyby nie fakt, że późniejsze zachowanie Karola w czasie choroby żony i sposób, w jaki opiekował się małym Lolkiem, potwierdzają w pełni tę opinię. I chciałoby się tylko westchnąć: "Gdzie ci mężczyźni...". Emilia już od początku ich wspólnego życia musiała mierzyć się z wieloma zmianami. "Za mundurem panny"... nie, nie sznurem. Za mundurem idzie się krok za krokiem tam, gdzie wzywa służba. Państwo Wojtyłowie mieszkali więc we wsi Krowodrza pod Krakowem i to właśnie tam w 1906 roku przyszedł na świat ich syn Edmund.

Później przenieśli się do Wadowic, gdzie rozpoczęło się dla Emilii życie inne niż do tej pory, nowe i nieznane: już nie wielkomiejskie, ale małomiasteczkowe, z widokami na góry i spacerami wąskimi uliczkami. Po wybuchu pierwszej wojny światowej batalion uzupełniający pułku, do którego należał Karol, został ewakuowany do Hranic na Morawach. Wraz z głową rodziny przenieśli się tam również na rok Emilia i Mundek, wówczas uczeń drugiej klasy szkoły powszechnej.

Po roku Wojtyłowie wrócili do Wadowic, a niedługo po powrocie Emilia zaszła w drugą ciążę. Siódmego lipca 1916 roku urodziła się dziewczynka - Olga Maria. Niestety zmarła po kilku godzinach wskutek zachłyśnięcia się wodami płodowymi75. Samotność Emilii musiało pogłębić rozstanie z Mundkiem, który po zakończeniu szkoły powszechnej rozpoczął naukę w wojskowej szkole realnej w Enns w Górnej Austrii. W 1918 roku Mundek przeniósł się do szkoły do Wadowic, do gimnazjum państwowego. Ten rok przyniósł nie tylko

zmianę szkoły, ale również tak bardzo wyczekiwaną niepodległość Polski, a dla rodziny Wojtyłów również przeprowadzkę pod adres, który wielu osobom zapisze się w pamięci: ulica Kościelna 7.

Ten ostatni fakt może się wydawać mało znaczący, ale podejrzewam, że był ważny dla pani domu, która zajęła się urządzaniem mieszkania i organizacją domowej codzienności. Potem nadeszły radość i lęk. Emilia spodziewała się kolejnego dziecka. Mogę tylko przypuszczać, że po doświadczeniach poprzedniego porodu nadzieja walczyła u niej z obawą. Tę ostatnią spotęgowała opinia lekarska.

Znany wadowicki lekarz Jan Moskała po zbadaniu Emilii powiedział, że ciąża jest zagrożona i że istnieje duże ryzyko, że porodu nie przeżyje ani matka, ani dziecko. Doradzał usunięcie ciąży. Nie wiem, jakie myśli pojawiały się w głowie Emilii. Wiem jednak, do jakiej

doprowadziły decyzji: pełna determinacji matka postanowiła nie poddawać się w walce o swoje nienarodzone dziecko.

Wojtyłowie udali się do lekarza wojskowego Samuela Tauba, który zgodził się na odpowiedzialność małżonków poprowadzić zagrożoną ciążę. Około godziny siedemnastej 18 maja 1920 roku na świat przyszedł Karol junior, czyli mały Lolek. Akuszerka odbierająca poród zapamiętała niezwykły szczegół: przez otwarte okno z pobliskiego kościoła dochodził wtedy śpiew Litanii loretańskiej, a mimo wielu obaw na świat przyszedł zdrowy, silny chłopiec. Loluś, jak mówiła o nim jego mama. To, czego nie potrafi nam powiedzieć, mówią dziś jej zdjęcia z małym Karolkiem, na których widać ten niezwykły wyraz oczu: dumę, radość, spełnienie...

Niestety poród osłabił Emilię, która od tego momentu czuła się coraz gorzej. Początkowo sprawnie godziła wszystkie obowiązki - dbała o dom, zajmowała się dziećmi, gotowała, prała, dorabiała nawet, wykonując przeróbki krawieckie. Z biegiem czasu coraz bardziej brakowało jej sił... Edmund zdał maturę i dostał się na studia medyczne, a Lolek został uczniem szkoły powszechnej. W 1927 roku Emilia czuła się już tak słaba, że jej mąż postanowił przejść na wcześniejszą emeryturę. Teraz to on zajmował się cerowaniem i przeróbkami ubrań, noszeniem wody ze studni, gotowaniem i odrabianiem lekcji z Lolkiem.

Przyczyna choroby Emilii nie jest znana - jedyne zachowane zapiski zawierają ogólne stwierdzenia o zapaleniu mięśnia sercowego i nerek76. Emilia odeszła 13 kwietnia 1929 roku, sześć tygodni przed pierwszą komunią Lolka i dwa miesiące przed tym, jak Mundek ukończył studia medyczne. Pozostał po niejzamknięty salon, który od tej pory traktowany był jak prywatne sanktuarium ojca i syna, oraz wspomnienia, widocznie zbyt cenne lub zbyt bolesne, by się nimi dzielić.

Karol Wojtyła, chłopiec, ksiądz, biskup i papież, nie dzielił się bowiem nimi z nikim. Wspomniał tylko, że to matka uczyła go modlitwy:

"Tajemnicy owej uczyły mnie ręce matki, która - składając małe dziecięce dłonie do pacierza - pokazywała, jak kreśli się krzyż - znak Chrystusa, który jest Synem Boga żywego"77.

Emilia uczy mnie, by iść naprzód mimo niepewności, nawet jeśli towarzyszy mi lęk i nie mam pojęcia, co mnie czeka za kolejnym życiowym zakrętem. Choć jak każda matka uważała zapewne swoje dziecko za niepowtarzalny skarb, prawdopodobnie w najśmielszych marzeniach nie przypuszczała, że jej syn mógłby zostać papieżem. Wadowicka codzienność, panujący w domu klimat modlitwy i otwartości na to, co przynosi życie, ukształtowały przyszłego następcę św. Piotra. On z kolei wywarł wpływ na życie niezliczonej liczby osób - również moje. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie cicha obecność Emilii w historii Lolka Wojtyły i w historii świata.

73 Wy za kogo Mnie uważacie?, Rozważanie podczas czuwania modlitewnego, Tor Vergata, 19 sierpnia 2000, www.nauczaniejp2.pl.

74 M. Kindziuk, Matka papieża. Poruszająca opowieść o Emilii Wojtyłowej, Znak, Kraków 2013, s. 80.

75 Tamże, s. 112.

76 Tamże, s. 166.

Tekst pochodzi z książki "O matko święta! Chrześcijańska Mama od A do Z".

Aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością - w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama i autorka książek "Pogoda ducha. Pełna uczuć jesteś boska!" i "Ile lat ma Twoja dusza?"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Maja Komasińska-Moller

Święte kobiety wcale nie były doskonałe!

Ufały Bogu. Kochały. Rozwijały swoje mocne strony. Pozwalały, by bez względu na życiowe trudności wzrastało w nich dobro. Nie zawsze dawały radę. Czasem płakały. Popełniały błędy. Gubiły sens. Nie...

Skomentuj artykuł

Czego nauczyła mnie mama Karola Wojtyły?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.