Jak cieszyć się każdym dniem? [WYWIAD]

Jak cieszyć się każdym dniem? [WYWIAD]
(fot. shutterstock.com)
Jerzy Zakrzewski SJ / Józef Augustyn SJ

Kiedy patrzy się na ten wiecznie milczący świat, a jednak żyjący i urządzony z pomysłem, dociera do nas, że kryje się za nim przeogromna Inteligencja, która to wszystko przemyślała i stworzyła - mówi Zbigniew Zakrzewski SJ.

Józef Augustyn SJ: Jak uczyć się na co dzień radości życia?

DEON.PL POLECA

Jerzy Zakrzewski SJ: Dla chrześcijan odpowiedź jest jedna - to miłość do Boga i bliźniego. Tymczasem w codziennym zabiega­niu często nie mamy czasu, by spotkać się z Bogiem, nie mamy też czasu pogłębiać naszych relacji z in­nymi ludźmi. Paradoksalnie łatwiej nawiązać dialog z Bogiem w sytuacjach granicznych, kiedy cierpimy. Wtedy bezpośrednio zwracamy się do Boga i boles­ne doświadczenia w dłuższej perspektywie zbliża­ją nas do Niego. Ktoś po latach idzie do spowiedzi, jedna się z Bogiem, z najbliższymi. Modlitwa, udział w rekolekcjach, zawierzenie Bogu stają się dla wielu sposobem przetrwania trudnych chwil. Ludzie cho­rzy niejednokrotnie są najlepszymi nauczycielami kontaktu z Bogiem.

Sądzę, że wielu lgnie do ciebie, by zarazić się twoją mi­łością do życia, do ludzi, do Boga, wbrew wszelkim trud­nościom.

Być może taka jest moja droga i myślę, że tylko na niej mogę się spełnić. Jeśli ktoś zgodził się na sie­bie, na przyjęcie tak trudnego daru, to ludziom ła­twiej przy takim człowieku godzić się na samego siebie. Często ludzie mówią mi, że po rozmowie ze mną zupełnie inaczej patrzą na własne problemy. Niejednokrotnie widzą, że to, z czym się zmagają, jest tak naprawdę małe. Skoro ja radzę sobie z takim ogromem trudności przy całkowitej zależności od innych, nawet w najdrobniejszej sprawie... Po spo­tkaniu ze mną ludzie uświadamiają sobie, że mają naprawdę za co dziękować Bogu. Wychodzą ode mnie pogodzeni i pogodni, a później chętnie wra­cają na kolejne spotkania, by - jak mówią - nałado­wać akumulatory. Ale ja przy nich też ładuję swoje akumulatory. Nawzajem jesteśmy sobie potrzebni.

Mówiąc o twojej miłości do życia, muszę też zapytać o towarzyszące ci zwierzęta, które widzę w twoim poko­ju: koty, rybki.

Ale mamy też zwierzęta żyjące w ogrodzie, który ota­cza nasz dom zakonny w Falenicy: ptaki i wiewiór­ki. Dokarmiamy je łuskanym słonecznikiem. Dwa koty to: Łatka i Strzałka. Na "wyposażeniu" mojego pokoju - jak zauważyłeś - są również dwa akwaria. Jedno duże, na sto trzydzieści litrów, drugie małe na dwadzieścia pięć litrów. Pływają w nich różne rybki słodkowodne, wszystkie z dorzecza Amazon­ki, wśród nich bocje, labeo, skalary... Najbardziej zaskakująca dla mnie jest niezwykła, wieczna cisza tych wód. W akwarium to oczywiście jakiś ich nie­wielki, wyrywkowy fragment, ale już na jego podsta­wie można sobie wyobrazić Amazonkę i bogactwo żyjących w niej stworzeń.

To świat ciszy, która udziela się człowiekowi, głównie w chwilach trudnych, kiedy ogarnia go bunt, może złość albo niechęć do życia. Kiedy pa­trzy się na ten wiecznie milczący świat, a jednak żyjący i urządzony z pomysłem, dociera do nas, że kryje się za nim przeogromna Inteligencja, która to wszystko przemyślała i stworzyła. A to z kolei może łagodząco wpływać na nasze stany depresyjne czy lękowe. Te niby drobne elementy towarzyszące na­szej codzienności, jak cisza akwarium, pomagają w życiu. Tak ja to przynajmniej odbieram.

Rozmawiając z tobą, odnoszę wrażenie, że mimo cierpie­nia pozostajesz człowiekiem wolnym wewnętrznie, wręcz arystokratą w świecie doświadczenia duchowego.

Nie, nigdy nie czułem się - jak powiedziałeś - ary­stokratą, bo uważam się za grzesznika, do którego Chrystus zechciał przyjść w taki, a nie inny sposób, ale też - jak mówiłem - dał mi siłę, bym mógł swój krzyż nieść.

Jak się mają do siebie te dwie miłości: miłość do życia i miłość do krzyża?

Jak już mówiłem, krzyż oznacza życie. Nie chciał­bym być uważany za cierpiętnika, ale prawdziwe życie to krzyż, który w końcu - jak mówi Cyprian Kamil Norwid - "stał się nam bramą", bramą do nowego życia. Może moja odpowiedź nie jest zbyt precyzyjna, ale właśnie tak odbieram tę duchową rzeczywistość. Każdy ma swój krzyż. To może być jakiś problem w rodzinie, jakieś duchowe czy psy­chiczne cierpienie, niekoniecznie fizyczne. Jeśli do tego podchodzi się z pogodą, jest się z tym pogodzo­nym, to przecież to nic innego jak pewien rodzaj mi­łości do życia.

Takie ogołocenie w cierpieniu można potrakto­wać jako szansę na wewnętrzne oczyszczenie. Bez akceptacji tego nie dostrzeże się, że zachodzący w nas proces ma także wymiar pozytywny, że Bóg w ten sposób nas oczyszcza. Jezus powiedział prze­cież, że tylko ziarno, które obumrze, wyda owoc. Dawniej wyobrażałem sobie swoją drogę w zakonie zupełnie inaczej. Dziś jednak wiem, że moje miejsce jest właśnie tu, na wózku. Nie oczekuję już takich czy innych możliwości. Niewykluczone przecież, że byłbym słabym mówcą, nie najlepszym albo nieznoś­nym katechetą. Zrozumiałem, że nie muszę prowa­dzić wielkiej aktywności, żeby być potrzebnym Je­zusowi czy ludziom. Tego, czego oczekuje ode mnie Bóg, to większa ufność na co dzień i pójście za Jezu­sem z własnym krzyżem.

Wywiad pochodzi z książki "Zawsze kochałem życie"
 
Jerzy Zakrzewski SJ - teolog, tłumacz dzieł Hansa Ursa von Balthasara, przez wiele lat chorował na stwardnienie rozsiane. Zmarł w 2016 r. w wieku 70 lat. 
 
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak cieszyć się każdym dniem? [WYWIAD]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.