Dlaczego, pomimo że modlę się do Ducha Świętego, nie umiem jeszcze fruwać? A bardzo bym chciał. Chciałbym jak św. Piotr mieć tak charyzmatyczną wiarę, żeby przejść się po wodzie.
Albo jak św. Filip Neri - z małego garnka nakarmić kilkadziesiąt osób zupą, która się rozmnożyła, jak chleb na pustyni. Albo jak Mała Arabka lewitować w powietrzu. Tylko, z drugiej strony - po co mi te fajerwerki?
Najciekawszym elementem powyższego akapitu jest ukryty motyw przewodni, mianowicie: "JA, JA nie umiem! JA bym chciał, nawet bardzo". Aż wreszcie: "po co MI to"?
Czy modląc się o Ducha Świętego, o wylanie Jego darów i Jego moc - robimy to z takim zamiarem, z jakim mechanik samochodowy montuje turbosprężarkę do silnika samochodu?
Na wstępie mała dygresja dla niezorientowanych: silnik spalinowy działa w ten sposób, że jest w nim cylinder - taki kawałek żeliwnej "rury" (w zwyczajnych silnikach są zwykle cztery cylindry, w maluchu były dwa, w mocniejszych jest sześć, osiem, dwanaście cylindrów; jest też jeden szesnastocylindrowy wyjątek).
Od dołu cylindra jest tłok, od góry świeca, która daje ogień, i wtryskiwacz, przez który wtryskiwane jest paliwo. Ten tłok pracuje w zakresie góra-dół. Fakt, że koła w samochodzie się kręcą, jest skutkiem tego, że w cylinder zasysane jest powietrze, potem wtryskiwane paliwo i w momencie największego ściśnięcia tego powietrza i paliwa w cylindrze przez tłok - świeca daje ogień i poprzez zapalenie się mieszanki następuje rozprężenie (taki wybuch, w rzeczywistości bardzo szybkie zapalenie się paliwa), więc tłok jest wypychany z dużą siłą w dół.
(Jeśli dotrwałeś do tego miejsca, to gratuluję! Jeszcze jedno zdaniem o turbosprężarce i przejdziemy do Ducha Świętego.)
Turbosprężarka działa tak, że w ten sam cylinder wciskane jest dużo więcej powietrza niż normalnie było zasysane, co prowadzi do tego, że ten "wybuch" mieszanki paliwa i powietrza jest dużo silniejszy, ponieważ tym razem powietrza jest wtłoczone dużo więcej. Skutek? Silnik ma dużo więcej MOCY!
Wracając do naszego pytania o modlitwę do Ducha Świętego - czy nie jest właśnie tak, że wyciągamy ręce do góry, modląc się o to, by Duch Boży na nas zstąpił, dodał nam mocy, światła, energii, charyzmatów, wiary, miłości i czego tam jeszcze? Bo chcemy mieć więcej mocy?
Chcemy, żeby Duch Pański był naszym TURBO - żeby nas wsparł swoją siłą!
Czasem mówimy o jakimś miejscu, że panuje tam duch współpracy. Albo że duch tego miejsca jest taki a taki. Innymi słowy stwierdzamy, że duch to inaczej istota, treść, charakter czegoś. Czasem jednak pomijamy to znaczenie słowa "duch" i Ducha Świętego traktujemy tylko jako tchnienie - zgodnie zresztą ze starotestamentowym określeniem Ducha Bożego, które w języku hebrajskim brzmi "ruah", czyli tchnienie. Ale skoro sprowadzamy Ducha Świętego tylko do tego ożywczego tchnienia, to traktujemy Go dokładnie jak… turbosprężarkę.
Może będę nad wyraz stanowczy, ale mam wrażenie, że na modlitwie najczęściej chcemy, żeby Duch Święty "pompował" w nas energię, żeby zstąpił na nas i umocnił.
Jako podstawę naszego oczekiwania przywołujemy zesłanie Ducha Świętego na apostołów w dniu Pięćdziesiątnicy. Ale czy ci ludzie, którzy byli wówczas w jerozolimskim Wieczerniku - to ci sami, którzy wcześniej cwaniakowali, żeby jeden siedział w niebie po prawej stronie Jezusa, a drugi po lewej? Ci sami, którzy niedawno wyparli się, że znają Jezusa? Ci sami, którzy przysnęli w Ogrójcu, a potem chcieli, by Duch Boży doładował ich słabe charaktery?
Owszem, to byli ci sami uczniowie, ale nie tacy sami jak wcześniej. To byli uczniowie całkowicie zdecydowani, aby poświęcić swoje życie dla Boga, i doświadczeni cierpieniem męki Pańskiej. Przeżywszy własną mękę słabości i nicości - zapragnęli wreszcie samego Boga. Pragnęli, aby On w nich działał, żeby nie oni żyli w sobie, ale by mocą Ducha Świętego żył w nich Chrystus Pan. Nie chcieli montować turbo w stary silnik…
Ten Bóg, którego apostołowie tak pragnęli, zstąpił na nich. I od tej pory już naprawdę byli nowymi ludźmi. Nie idealnymi, a jednak nowymi.
Duch Święty to trzecia Osoba Boska, Bóg i Pan. Ma swoją istotę, swoją "boską treść", swój charakter. On chce mnie zjednoczyć z Ojcem i Synem, chce być we mnie taką miłością Boga, że moje życie będzie już odnosiło się tylko do Niego. Wszystko, co będę robił, i każda chwila trwania mojego życia - wszystko będzie zanurzone w Bogu i będzie służyło budowaniu Jego królestwa. To jest właśnie istota Boga samego.
I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Czy chcesz, żeby Bóg działał w tobie i był w tobie tym, który wierzy, ma nadzieję, kocha? Czy wolałbyś, żeby Duch Święty tylko wzmocnił dotychczasowego ciebie, twój charakter - by dodał siebie do TWOJEJ tożsamości, którą tak sobie cenisz? Innymi słowy: czy pragniesz, by Bóg wzmocnił twoje "ja", czy wolisz, by ON stał się w tobie?
Wybór modlitwy do Ducha Świętego należy do ciebie…
Skomentuj artykuł