Istnieje dziś bardzo wiele sposobów powiedzenia: "Oto mój Bóg!", wyznania, że Jezus jest Panem i Bogiem, powiadomienia innych o czynnej obecności Boga w świecie.
W życiu pierwotnego Kościoła wyznanie: "Oto mój Bóg!" było zadaniem biskupów - domeną episkopatu. Potem "Pan mój i Bóg mój!" zaczęto mówić w klasztorach. Później zadanie to przypadło wielkim uniwersytetom; jeszcze później, po Soborze Trydenckim, zaczęły pełnić tę rolę seminaria duchowne. Dziś to samo mówi się w wielu różnych miejscach - w każdym kraju, w małych i dużych kościołach, w miasteczkach i w małych chrześcijańskich wspólnotach. Ważne jest to, by chrześcijanie nie zapominali dziś mówić: "Pan mój i Bóg mój!", w przeciwnym bowiem razie świat zapomni o obecności Boga i uwierzy, że nie ma Go już z nami bądź nawet, że stał się nam zbędny. Wyznanie: "Oto mój Bóg!" nie jest łatwe. Bywa nawet bardzo ryzykowne.
Dla większości ludzi świat globalizacji elit jest dziś światem wzrostu bez przyszłości, wzrost ten bowiem obywa się bez stanowisk pracy; jest to wzrost, który niszczy środowisko naturalne, stanowiąc poważne zagrożenie dla jakości życia przyszłych pokoleń. Być może jest to też wzrost bez korzeni, gdyż odcina nas on od korzeni naszych wartości i tradycji. Może być też pozbawiony sensu, gdyż często ludzie tracą poczucie kierunku, w jakim mają podążać w życiu. Pośród tych wszystkich zmian, świat przekonuje nas, byśmy zapomnieli o bliźnim, o Bogu, o wszystkim w imię zysku i współzawodnictwa. Nie jest łatwo mówić: "Pan mój i Bóg mój!" w świecie, który oczekuje od nas, byśmy zapomnieli o istnieniu naszych sąsiadów.
Trzy lata temu, wkrótce po tym, jak zostałem biskupem, zaczęła się na Filipinach nowenna Mszy adwentowych Simbang Gabi, odprawianych pomiędzy 16 a 24 grudnia i przygotowujących nas na nadejście Bożego Narodzenia. Po odprawieniu Mszy świętej w katedrze, w pełnym stroju liturgicznym, poszedłem pozdrowić wychodzących wiernych. Stojąc w drzwiach, zobaczyłem małe dzieci sprzedające kwiaty, które nie dawały ludziom wyjść z kościoła, krzycząc: Bulaklakpo! Bulaklak! Bulaklak! ("Kwiaty, kwiaty, kwiaty!"). Pobiegłem za nimi aż na ulicę. Wciąż w pełnym stroju biskupa, krzyczałem do nich: "Słuchajcie, nie zabraniamy wam sprzedawać kwiatów, ale zaprowadźmy jakiś porządek! Możecie sprzedawać kwiaty przy bramie. Ale nie możecie przeszkadzać ludziom, którzy uczestniczyli we Mszy świętej, wychodzić z kościoła!".
Wszystkie dzieci bardzo się mnie przestraszyły. Zagadnąłem najwyższą dziewczynkę: "Słuchaj! Ile masz lat!". "Czternaście" - odpowiedziała cicho. "Widzisz - odparłem - masz czternaście lat, a nie rozumiesz, co do ciebie mówię? Nie rozumiesz, że możecie sprzedawać kwiaty tu, ale nie tam?". "Tak, rozumiem" - odrzekła.
Wtedy zwróciłem się do najmniejszego chłopca, straszliwie umorusanego: "A ty? Ile masz lat?". Popatrzył na mnie, uśmiechnął się i odpowiedział: "Siedem". "Masz siedem lat" - powiedziałem. "Rozumiesz, co do ciebie mówię?". Wtedy mnie objął. Był tak mały, że jego ręce sięgały mi ledwie do pasa. Objął mnie i uśmiechnął się słodko. Zaczął mnie głaskać z tyłu, mówiąc: Obispo ka na. Obispo ka na ("Ksiądz jest naszym nowym biskupem"). Zatrzymałem się i powiedziałem: "Tak". Bóg znów mnie wezwał, prosząc mnie, bym ze współczuciem powiedział tym dzieciom: "Pan mój i Bóg mój!".
Nigdy nie sprzedawałem kwiatów ani nie robiłem niczego podobnego. Nigdy niczego mi nie brakowało; jako dziecko musiałem tylko chodzić do szkoły. Te dzieci, by mieć cokolwiek, musiały pracować co dzień, nawet w niedzielę. A ja wyszedłem je karcić, narzucając im prawa i reguły, mówiąc o potrzebie porządku i czystości. Ten mały chłopiec wypowiedział słowa przemawiające mi do serca, dotykające mojej tożsamości.
Przez następne pół godziny stałem z tymi dziećmi w bramie, wciąż w stroju liturgicznym, i wspaniale mi się z nimi rozmawiało. Te dzieci uczyły mnie, jak słuchać Boga, jak mówić: "Oto mój Bóg!".
Następnej niedzieli zaproszono mnie, bym poświęcił kaplicę w parafii, do której wysłano mnie zaraz po święceniach kapłańskich. Tamtejszy ksiądz zaproponował, bym przy okazji odbył wizytę duszpasterską nie formalną, podczas której biskup sprawdza rachunki i księgi parafialne, lecz przyjacielską. Zgodziłem się, gdyż mogłem przy okazji zobaczyć się z moimi dawnymi parafianami.
Gdy przybyłem na miejsce, grała orkiestra i wręczono mi wielkie klucze do miasta. Wchodząc do kaplicy, zobaczyłem starszą panią, która w roku 1982 była naszą gospodynią. Po Mszy świętej zawsze podawała nam kawę i pan de sal. Podszedłem do niej i powiedziałem żartobliwie: Lola Juana! Buhay pa pala kayo! ("Babciu Juano! To Babcia jeszcze żyje?"). Chwyciła moją rękę i odrzekła: "Ksiądz mnie jeszcze pamięta. Pamięta ksiądz moje imię". Potem powiedziała: "Umieram na raka. Nie byłam tu od lat. Teraz mieszkam w Manili, by być blisko szpitala, ale kiedy dowiedziałam się, że ksiądz przyjeżdża tu jako biskup, zmusiłam moje kuzynki i kuzynów, by wzięli mnie ze sobą". "Warto było" - dodała. "Warto było znieść podróż i ból. Ksiądz wciąż mnie pamięta. Pamięta ksiądz moje imię". Przytrzymała moją rękę i, kładąc ją sobie na piersi, powiedziała: "Niech się ksiądz modli do Boga. Niech się ksiądz modli, bym została uzdrowiona". Poczułem wewnętrzny opór. "Nie mogę pani uzdrowić. Nie mogę" - zaprotestowałem. Ale ona patrzyła na mnie pełna wiary, wierząc, że w jakiś sposób Bóg wysłucha jej za moim wstawiennictwem.
Po Mszy świętej nie mogłem wyjść z kaplicy. Ludzie tłoczyli się wokół mnie - przede mną, za mną, z lewej i z prawej strony, a nawet nade mną. Pewien mały chłopiec prześlizgnął się nawet między nogami stłoczonych ludzi i chwycił mnie za sutannę. Poprosiłem ludzi, by zrobili mu miejsce. Wtedy pewna starsza kobieta powiedziała: "Przepraszamy, księże biskupie! Jest ksiądz jednak jedynym biskupem, jakiego widziałam, i drugiego już pewnie w życiu nie zobaczę. Proszę, niech ksiądz jeszcze chwilę zostanie!".
W ten oto prosty sposób ludzie ci powiedzieli: "Pan mój i Bóg mój!".
Słuchajmy ludzi, którzy mówią: "Oto mój Bóg!". Uczmy się od ludzi, od tych, o których zapomnieliśmy, od naszych bliźnich i sąsiadów. Pamiętajmy, że sposób, w jaki my mówimy: "Pan mój i Bóg mój!", nie jest jedyny. Uczmy się od nich. Uczmy się od ofiar bezdusznej przemocy, od cierpiących. Uczmy się, słuchając, jak mówią z nadzieją: "Oto mój Bóg!".
Uczmy się od tych, którzy z różnych przyczyn wypowiadają to wyznanie w sposób paradoksalny, od tych, którzy niekiedy nawet go nie wypowiadają, nigdy jednak nie zapominając o Bogu. Uczmy się od nich. Musimy nieustannie mówić: "Bóg", z radością, lecz także godząc się na wiążący się z tym ból i ryzyko. Mówmy wciąż: "Oto mój Bóg!", w ciszy, którą tworzy i której wymaga to wielkie misterium. Mówmy wciąż: "Bóg". Nie przestawajmy tworzyć wspólnot chrześcijańskich i żyć w nich w miłości, na modlitwie, w solidarności i w nadziei.
* * *
Ojcze niebieski, nigdy nie zdołamy podziękować Ci za to, czym nas obdarzyłeś! Ukazuje się nam Pan zmartwychwstały, Twój Syn, który wciąż czyni nas godnymi Ciebie synami i córkami. Towarzyszy nam w naszych frustracjach. Jest z nami, gdy płaczemy, gdy biegamy wkoło, szukając Tego, który umarł. Jest z nami w poniżeniu. Towarzyszy nam w naszych miejscach pracy. Jest z nami jako zmartwychwstały Pan, który zaprasza nas, byśmy mieli udział w Jego nowym życiu, wprowadzając nas wszystkich, nasze rodziny, nasze wspólnoty i narody, w odnowioną historię.
Nigdy nie zgłębimy tego misterium, jedno wszakże wiemy na pewno - najważniejsze jest, byśmy żyli nową historią i nową misją, którą oferuje nam Zmartwychwstały. Otwórzmy nasze serca. Bądźmy szczodrzy. Wzbudźmy w sobie gorliwość Marii Magdaleny. Wzbudźmy w sobie pokorę Piotra. Niech nasze serca pałają, jak serca uczniów w drodze do Emaus. Wówczas być może nawet poza okresem Wielkiej Nocy będziemy głosić światu słowem, czynem i zapałem misyjnym: "Widzieliśmy Pana! To naprawdę On!". Amen.
Tekst jest fragmentem książki kard. Luisa Tagle "Ludzie Wielkiej Nocy"
Kardynał Luis Antonio Gokim Tagle (1957) - filipiński kardynał Kościoła katolickiego. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1982 roku. W 2011 roku papież Benedykt XVI mianował go arcybiskupem Manili. Ingres odbył się 12 grudnia 2011 r. W następnym roku, 24 października Benedykt XVI ogłosił, że abp Tagle znajduje się wśród nowych kardynałów. Kardynał Tagle brał udział w konklawe, które wybrało papieża Franciszka. Ma doktorat z teologii, który uzyskał na The Catholic University of America w Waszyngtonie. Od 1997 do 2002 roku był członkiem Międzynarodowej Komisji Teologicznej.
Profil kardynała Tagle na Facebooku >> https://www.facebook.com/ArchbishopTagle
Równie serdecznie, co usilnie namawiam do lektury książki kard. Luisa Tagle. To książka bardzo ważna, choć niewielka. Może tym ważniejsza, że niewielka - a więc trudno się od niej wymówić brakiem wystarczającego czasu i możliwości - bp. Grzegorz Ryś.
Chcesz przeczytać tę niezwykłą książkę? "Ludzie wielkiej nocy" - już od 22,4 zł >> zobacz
Kardynał Tagle jest nazywany "Wojtyłą z Azji"
Uchodzi za jedynego duchownego, który doprowadzał Benedykta XVI do śmiechu.
Jeden z najpopularniejszych kardynałów na Facebooku.
Skomentuj artykuł